Nueve

651 32 14
                                    

Violetta's POV

Violetta, tutaj! Violetta proszę podpisz się, to dla mojej przyjaciółki! Violetta! - te słowa odbijały się w mojej głowie przez następne kilka dni. Mimo, że nie powinnam - miałam dość. Spokoju nie dawał mi też Leon, który cały czas do mnie wydzwaniał i pisał smsy. Wiem, że mogłam go zablokować, ale nie miałam na tyle w sobie odwagi. Kocham go i nie potrafię po prostu skreślić go... on jednak nie rozumie, że gdy tylko odbiorę od niego ten cholerny telefon to z mojej strony polecą słowa, których później będę żałować.

- Violu... - uniosłam wzrok na drzwi do mojego pokoju autokarowego. W nich zobaczyłam moją menadżerkę. Wyciągnęłam jedną słuchawkę z ucha i dałam jej tym samym znak, że może mówić. - Nie chcę się wtrącać, ale porozmawiaj z Leonem... dzwoni już nawet do mnie - westchnęłam na jej słowa i przerwałam słuchanie muzyki. Oparłam głowę o poduszkę i zamknęłam na chwilę oczy.

- Czy on kiedyś przestanie? - spytałam szeptem bardziej samej siebie.

- Próbuje ci się wytłumaczyć, ale jakoś... nie dajesz mu szansy - odpowiedziała cicho i podeszła do mojego łóżka po czym usiadła obok. Położyła dłoń na mojej. - Naprawdę porozmawiajcie, tak nie może być.

- Nie chcę z nim rozmawiać, naprawdę nie chcę. Monika, proszę nie rozmawiajmy o tym, nie mam na to siły i ochoty - powiedziałam i zabrałam dłoń z jej, przewracając się na bok. Kobieta nic nie odpowiedziała, wstała i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zacisnęłam powieki i wzięłam głęboki wdech. Dramat...

Wtem na moim wyświetlaczu pojawił się Leon. Wpatrywałam się przez dłuższą chwilę w jego zdjęcie aż przeciągnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.

- Violetta? - moje serce zabiło szybciej kiedy usłyszałam jego głos. Jego głos po takim czasie... - hej, skarbie jesteś tam?

- Nie mów do mnie skarbie - szepnęłam. Westchnął.

- Violu, to wszystko nie jest tak jak myślisz... Chciałbym ci to wszystko wyjaśnić, ale nie dajesz mi nawet dojść do słowa - cmoknął ustami. - Posłuchaj... widziałem twoje zdjęcia i Sebastiana, ale nie reaguję, tak? Ufam ci i wiem, że nic głupiego przeciwko nam byś nie zrobiła. Ja też nie. Tayliah podeszła do mnie i była już naprawdę po wpływem alkoholu. Uwiesiła mi się na szyi i zaczęła całować, a kiedy ja chciałem ją o..

- Daruj sobie - przerwałam mu. - Dodasz teraz, że chciałeś ją odsunąć i spytać co wyrabia? Leon, naprawdę mnie to już nie interesuje. Dobrze wiedziałeś jaki dystans i czas nas teraz czeka, zignorowałeś to całkowicie.

- Nie, posłuchaj...

- Nie będę cię słuchać. Nie będę słuchać żadnych wyjaśnień, rozumiesz? To koniec, nas już nie ma. Nie ma - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Znowu łzy zaczęły mi się cisnąć do oczu, tylko dzięki temu chłopakowi... naprawdę jestem naiwna. Błąd popełniłam dając mu drugą szanse po rozdziale z Rosą.

- Pieprzę to - powiedziałam sama do siebie i wybrałam ponownie numer do Leona. Odebrał za drugim razem.

- Violu...

- Leon, kurwa, mam dość. Nie dam Tayliah tej pieprzonej satysfakcji, nie rozwali naszego związku, nie. Masz się pilnować i nie dzwoń do mnie lepiej przez najbliższe kilka dni, bo wybuchnę wreszcie przysięgam - powiedziałam wszystko na jednym wdechu. Poczułam jednak jak uśmiecha się. Rozłączyłam się i westchnęłam głośno. Co ja do cholery wyrabiam?

***

Byłam naprawdę wdzięczna szatynowi, bo przez najbliższe kilka dni faktycznie nie dzwonił do mnie. Mogłam ułożyć swoje myśli, uspokoić się i wszystko rozważyć na spokojnie. Dopiero wtedy byłam gotowa na spokojną rozmowę, bez podniesionego głosu... bez pochopnych decyzji. Byłam przed koncertem, miałam jeszcze godzinę i byłam już gotowa, dlatego oparłam telefon o lustro i usiadłam na krześle po czym wybrałam numer Leona na wideorozmowę. Odebrał po dwóch sygnałach, kiedy jego kamerka wyostrzyła się, uśmiechnęłam się lekko.

- Hej? - podniosłam brwi. Z tego co mogłam zauważyć to właśnie wysiadał z samochodu, a na zewnątrz był naprawdę duży ruch. - Przeszkadzam?

- Daj mi pięć minut - odpowiedział i rozłączył się. Byłam w szoku, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Zostawiłam telefon na swoim miejscu i czekałam umówione pięć minut. Stukałam palcami o blat biurka i podparłam głowę o dłoń i łokieć o biurko, patrząc na siebie w lustrze. Tymczasem do drzwi mojej garderoby usłyszałam pukanie.

- Proszę - odezwałam się, nie ruszając z miejsca. Po chwili drzwi się otworzyły, a przez nie wszedł... Leon. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam głowę od lustra, chcąc spojrzeć normalnie, czy coś mi się nie przewidziało. Ale to była prawda, przede mną stał Leon z bukietem czerwonych róż.

- Chyba sobie żartujesz - przyłożyłam dłoń do ust i powoli wstałam z krzesła, ciągle patrząc na niego w szoku. Na jego usta jedynie wpłynął uśmiech, ten jego charakterystyczny głupkowaty uśmiech. Od razu uśmiechnęłam się i podeszłam do niego po czym uwiesiłam się na szyi. Tego mi brakowało, w momencie kiedy jego ramiona objęły mnie, to było to czego najbardziej potrzebowałam.

- Tęskniłaś? - szepnął, tak jakby był tutaj ktoś oprócz nas i nie chciał żeby ta osoba to usłyszała. Poszerzyłam uśmiech i przytaknęłam w odpowiedzi.

- Nawet nie wiesz jak bardzo - dodałam i odsunęłam głowę, by spojrzeć w jego oczy. - Ale jesteś cholernie nieodpowiedzialny, masz szkołę i przeleciałeś tysiące kilometrów. Działa ci to urządzenie w głowie czasami? - przymrużyłam powieki i położyłam palec wskazujący na moim czole. Zaśmiał się na moje słowa i ściągnął palec z mojego czoła.

- Już ci mówiłem, że jeśli myślę o Tobie, to nie myśle racjonalnie - przygryzłam wargę z uśmiechem i zarzuciłam ręce wygodniej na jego barki.

- I co, przyleciałeś mi dać tylko te kwiaty i już sobie odlatujesz? - uśmiechnął się i zaczął pochylać w stronę mojej twarzy. Położył dłoń na moim policzku i czule gładził ją kciukiem, patrząc w oczy, gdy coraz bliżej jego usta zbliżały się do moich.

- Przyleciałem, żeby dostać również to - wreszcie złączył nasze usta w utęsknionym i czułym pocałunku. Naprawdę mi tego brakowało. - Oraz zobaczyć jak moja narzeczona daje niesamowity koncert, aby później zabrać ją na randkę i podróż do pokoju hotelowego - dodał w moje usta, na co zaśmiałam się. Skradłam mu jeszcze jednego buziaka i odsunęłam się.

- Najpierw mój drogi daj mi te kwiaty, bo zaraz się nimi oboje pokujemy - odpowiedziałam śmiejąc się i wzięłam od szatyna róże. Włożyłam je do wazonu, który napotkał mój wzrok. Spoglądnęłam przez lustro na niego, kiedy przyglądał mi się. Nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Cieszyłam się, że był tutaj. Mieliśmy się zobaczyć dopiero za prawie miesiąc, a tymczasem on zrobił taki wybryk... typowy Leon. I to w dodatku mój Leon.

- To co, zapraszasz mnie na ten koncert? - spytał, kiedy odwróciłam się w jego stronę. Przytaknęłam z uśmiechem i podeszłam do niego po czym splotłam swoją dłoń z jego i wyszliśmy z mojej garderoby.

- Zapraszam - powiedziałam z uśmiechem. Szatyn objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Przytuliłam się do niego i przymknęłam powieki, czując jego zapach. Teraz jestem naprawdę spokojna i szczęśliwa. Jednak wiem, że i tak będę musiała porozmawiać z nim o tamtej sytuacji.

can we surrender? || leonetta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz