Trece

518 32 6
                                    

Leon's POV

Papieros za papierosem. Szklanka whisky za szklanką whisky. Zdruzgotanie za zdrugoztaniem. Brak snu za brakiem snu. I od nowa. Kiedy tylko okazało się, że Violetta zaginęła, mój świat zatrzymał się i rozsypał na małe kawałki. Dopiero teraz władze poinformowali nas, że Nathan opuścił więzienie. Nigdy nie przypuszczałem tego, że wróci po to, aby się zemścić. Obwiniałem się, gdybym tylko bardziej zwrócił uwagę na to, gdzie wyszła a nawet poszedł z nią to teraz bym spał spokojnie u boku mojej narzeczonej. Popierdolone.

- Leon? - z zamyśleń wyrwał mnie głos Ludmiły. Zerknąłem na nią, gdzie stała w drzwiach. Patrzyła na mnie z rozczarowaniem, widząc w popielniczce pety. - Leon... - powtórzyła cicho i weszła do środka, zamykając za sobą drzwi.

- Czegoś potrzebujesz? - spytałem, przechylając kieliszek, aby wypić resztę whisky w szklance. Podeszła do stolika i chwyciła za kieliszek, który odłożyłem na niego i butelkę z whisky. Odłożyła to na komodę po czym usiadła naprzeciwko mnie na fotelu, układając dłonie na kolanach.

- Nie możesz się tutaj zapijać i pogrążać w tym okropnym dymie - powiedziała z taką troską, że pomyślałem nawet, że mogłaby z takim nastawieniem zostać moją drugą matką.

- Nie mów mi czego mogę, a czego nie - mruknąłem, obdarzając ją przelotnym spojrzeniem. Westchnęła ciężko.

- Teraz tym bardziej powinieneś być silny... zresztą jak my wszyscy - szepnęła, pocierając dłońmi uda. - Dlaczego nie zostaniesz z nami? Od tygodnia tylko siedzisz, palisz i pijesz. Wystarczyła tylko chwila żebyś pogrążył się jak najgorszy menel - końcówkę dopowiedziała z wręcz obrzydzeniem.

- Nazywaj to jak chcesz - wzruszyłem ramionami i wstałem z kanapy.

- Po tygodniu szukania sobie odpuściłeś. W kolejnym pijesz i palisz, cholera Leon - mówiła dalej z coraz większym rozczarowaniem w głosie. - Jesteś tak cholernie dziecinny - prychnęła. Spojrzałem na nią i podszedłem do komody, na której były papierosy i zapalniczka. Wyciągnąłem jednego z nich i przyłożyłem do ust, chcąc odpalić. Zamiast tego poczułem na twarzy piekący ślad dłoni blondynki. Papieros jak i zapalniczka spadły na podłogę. Zacisnąłem zęby i nic nie mówiąc schyliłem się po to.

- Jesteś żałosny! Dziecinny! Jesteś beznadziejny! - zaczęła krzyczeć przez płacz. - Wszyscy chodzimy jak w żałobie, ale nikt nie traci nadziei, kiedy to ty siedzisz jak pierdolona księżniczka zamknięta w wieży i czekasz na ocalenie! - wciągnęła głośno powietrze do płuc, powstrzymując się przed łkaniem. Westchnąłem cicho i spojrzałem na nią. Jej twarz była zalana w łzach, a tusz rozmazany.

- Myślisz, że jej jest łatwo? Gdziekolwiek teraz jest... gdziekolwiek - mówiła ciszej i podeszła do mnie, przykładając palec wskazujący do mojej piersi. - Ona liczy na to, że to ty ją znajdziesz. Nie policja, nie my, tylko kurwa jej narzeczony - uderzyła mnie lekko z pięści i wyminęła, wychodząc z pokoju z hukiem. Wciągnąłem głośno powietrze przez nos. Spojrzałem na komodę, gdzie stały obie moje używki. W jednym momencie wstrząsnęła mną furia i strąciłem wszystko na ziemię. Butelka jak i kieliszek rozstrzaskaly się, przy okazji rozlewając ciecz, a jedynie papierosy zmoczyły się w niej. Ona miała rację. Wiedziałem o tym, ale nie potrafiłem dopuścić tej myśli do siebie. Podszedłem do okna i po raz pierwszy od kilku dni rozsunąłem roletę.

Życie w Kolumbii trwało dalej. Ludzie dalej chodzili ulicami, samochody zajmowały drogi. Imprezowali, śmiali się i spotykali. Słońce dalej świeciło, chmury pływały po niebie. Wszystko było takie same. Jedynie nie moje życie. Tak bardzo nie chciałem się nad sobą użalać, ale to była moja jedyna ucieczka od nie zamknięcia się na wszystko. Z jednej strony byłem egoistą. Nie myślałem o innych, a tym bardziej o Violettcie, która w tym momencie najbardziej potrzebowała pomocy. Miała rację, byłem beznadziejny.

- Pieprzyć to - szepnąłem do siebie i odepchnąłem się od barierki na balkonie, wchodząc z powrotem do pomieszczenia. Otwarłem drzwi i jak zwłoka zszedłem na dół, gdzie znajdowała reszta osób. Pierwsza zwróciła na moje uwagę Ludmiła, którą uspokajał Federico. Diego i Francesca krzątali się gdzieś w kuchni, a Camila i Broadway wciąż próbowali szukać. Włoch spojrzał na mnie, tuląc do siebie dziewczynę. Jego wzrok był pełen bólu, rozczarowania, smutku i złości jedocześnie. Nie wiedziałem, którą z nich wziąć bardziej do siebie.

Spuściłem z nich wzrok i wszedłem do kuchni. Po chwili usłyszałem huk i kiedy spojrzałem przed siebie zobaczyłem rozbitą szklankę. Uniosłem wzrok wyżej i zobaczyłem Fran. Patrzyła na mnie ze łzami w oczach.

- Wszystko w porządku? - zmarszczyłem brwi. Patrzyła tak na mnie aż zamrugała kilkakrotnie powiekami, najwidoczniej chcąc odgonić od siebie łzy.

- Nic nie jest w porządku - szepnęła i spuściła ze mnie wzrok. Sam nie wiedziałem co powiedzieć. Nawet nie byłem pewny czy słowa miały tutaj wartość. Wiem, że ich zawiodłem. Ja byłem najbliżej Violetty w ostatnim czasie. I to ja najwięcej o niej prawidłowo wiedziałem. Kucnęła, wyciągając z szafki zmiotkę i szufelkę. Posprzątała kawałki szkła i wyrzuciła do kosza. Pociągnęła cicho nosem i starła mokre ślady łez z policzek.

- Posłuchaj, Fran... - zacząłem, ale ona uniosła dłoń, przerywając tym samym moje mówienie.

- Zaufałam ci, Leon - szepnęła, ze wybitym wzrokiem w blat. - Powierzyłam ci w ręce moją przyjaciółkę, osobę, którą miałam jako zagubioną dziewczynkę wchodzącą do Studia. Kogoś ogromnie ważnego i wartościowego w moim życiu...

- W tym momencie mnie obwiniasz - przerwałem jej.

- Bo to robię - spojrzała na mnie. - I teraz, kiedy powinieneś wykazać się takim samozaparciem ty zostawiłeś nas wszystkich z tym samych. Pogrążyłeś się we własnym świecie, własnym bólu, a co z nami? Myślisz, że nas to nie boli? Zapomniałeś już o tym jak razem byliśmy w Miami? Gdzie podział się ten Leon, który jak lew bronił swojej Violetty? Gdzie? - zadawała pytanie za pytaniem, patrząc w moje oczy. A ja nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć.

- Jesteś... egoistą - powiedziała na końcu, z goryczą żałości w głosie. Pokręciła głową i wyszła z pomieszczenia, zostawiając mnie samego z bijatyką myśli w głowie.

can we surrender? || leonetta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz