Doce

550 30 13
                                    

Violetta's POV

- Czego ty ode mnie chcesz, co? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, kiedy siłą próbował wyciągnąć mnie z samochodu.

- Wpierdoliłaś mnie na policję. Jesteś mądrą dziewczynką, powinnaś wiedzieć, że chcę zemsty - warknął i ponownie szarpnął mocno za moje ramię. Syknęłam cicho z bólu i wreszcie dałam się mu wytargać z samochodu, co skutkowało tym, że upadłam prosto na ziemię.

- Świetnie - mruknął i pociągnął mnie za koszulkę do góry. - Ruchy - rzucił i popchnął mnie przed siebie. Nie zdążyłam nic konkretnego zrobić. Przed sobą zobaczyłam ładny dom. Jednak to nie był las i obskurny domek, którego się spodziewałam. Chciał stworzyć pozory. Przełknęłam ślinę i ruszyłam wzrokiem dalej. Dalej stały pojedyncze domki w średniej odległości jeden od drugiego. Wyglądało jak małe miasteczko. Sama posiadłość, na której się znajdowaliśmy była bogato zdobiona. Płot wyglądał ekskluzywnie, a starannie przycięte krzewy wyglądały obłędnie. Mimo to szczerze już nienawidziłam tego miejsca.

Stanęłam przed drzwiami, krzyżując ręce. Nie miałam zamiaru odwracać się na niego, czekałam aż coś powie albo otworzy te drzwi. Nie myliłam się. Wyminął mnie i otworzył drzwi, gestem dłoni wskazując abym weszła pierwsza. Zerknęłam ukradkiem na niego. Rozglądał się czy na pewno nikt nic nie widział i zamknął drzwi po swoim wejściu do środka.

Wnętrze również było niczego sobie. W delikatnych kolorach, a dodatkiem było drewno. Nawet mogłabym tu zamieszkać, gdyby nie te okoliczności i fakt, że nie zamierzałam tutaj wracać nigdy. Tak samo jak nigdy nie zamierzałam przybywać tu z Nathanem.

- Pewnie podoba ci się - odezwał się, cmokając cicho ustami pod koniec. - Ale to nie twoje - uśmiechnął się cwanie i chwycił mnie ponownie za ramię, ciągnąc za sobą.

- Puszczaj! - przeciwstawiałam się. Nie miałam zamiaru dać sobą pomiatać.

- Idziesz - warknął i wzmocnił uścisk dłoni. Zacisnęłam zęby, bo bolało coraz bardziej. Otworzył drzwi, a wewnątrz póki co widziałam jedynie ciemność. Kiedy tylko zapalił światło moim oczom ukazały się schody. Popchnął mnie do środka przez co prawie spadłam ze schodów, ale w ostatnim momencie złapałam się poręczy. Zgromiłam go wzrokiem i zeszłam na dół.

Nie było tam nic oprócz łóżka, wiaderka i umywalki oraz kranu.

- Chyba sobie żartujesz... - wymamrotałam, patrząc na to ze łzami w oczach.

- A czy wyglądam jakbym żartował? - zaśmiał się. Usiadł na łóżku i spojrzał na mnie. - Jesteś teraz moja. I tylko moja, skarbie - wymruczał, a mnie przeszedł zimny, nieprzyjemny dreszcz.

- Nie jestem twoja. I nigdy nie byłam.

- Oczywiście, że jesteś - powiedział z prychnięciem. Wstał i podszedł do mnie po czym złapał za dłoń. Jednym ruchem ściągnął pierścionek zaręczynowy. Otworzyłam szerzej oczy i rzuciłam się w kierunku jego dłoni, którą podniósł wyżej poza mój zasięg.

- Oddawaj! - podniosłam głos. To była jedyna rzecz, którą chciałam żeby mi zabrał. Nie chodziło mi o wartość pieniężną, a sentymentalną. Miałam tyle wspomnień z nim. Tych najlepszych.

- Teraz jesteś moja, Violetto Castillo - ujął palcami moje oba policzka, ściskając. Przybliżył do swojej twarzy po czym z siłą odrzucił tak, że upadłam. - Żarcie dostaniesz wieczorem. Dwa posiłki dziennie, do wiadra robisz co trzeba - rzucił i skierował się do wyjścia. Od razu się podniosłam i rzuciłam na niego.

- Wypuść mnie stąd, ty chory sukinsynie! - krzyknęłam, a on ze wściekłym spojrzeniem przyłożył dłoń do moich ust.

- Zamknij jadaczkę zdziro - wysyczał, patrząc mi prosto w oczy. - Albo nie wyjdziesz stąd też dziewicą - dodał i ponownie mnie popchnął do tyłu. Zacisnęłam mocno dłonie w pięści, kiedy po raz kolejny tył mojego ciała spotkał się z nieprzyjemnym bólem i zimną posadzką. Obserwowałam go z wściekłym spojrzeniem aż wyszedł i zgasił również światło. Wokół mnie panowała ciemność oprócz małego okienka, którego światłość padała na łóżko. Z cichym syknięciem podniosłam się i podeszłam do niego.

Usiadłam i patrząc na swoje nogi, zaczęłam płakać. Nie wiedziałam co ze mną będzie. Nie miałam nawet pewności czy wyjdę stąd żywa. Ale byłam pewna tylko jednego - będą mnie szukać. Wierzyłam w mojego ukochanego, rodzinę i fanów. Nie chciałam tego.

- Jebać cię, Nathan - szepnęłam do siebie, podkulając kolana do piersi. Łzy wciąż spływały potokami po moich policzkach, torując sobie nowe ścieżki. Nie miałam nawet planu na wydostanie się stąd. Uknuł wszystko tak dobrze, że pewnie nawet sąsiedzi nie będą nic podejrzewali. O ile w ogóle wiedzieli o tym, że był w więzieniu.

Spojrzałam na swoją dłoń, gdzie widniał pierścionek. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Przyłożyłam palec do ust, na którym był pierścionek i delikatnie pocałowałam. Zacisnęłam powieki, myśląc, co może robić teraz Leon. Co może czuć. Tak bardzo brakowało mi jego opiekuńczych ramion i ciepłych pocałunków na wargach i skórze. Mojego Leona, który robił wszystko abym była szczęśliwa i bezpieczna. Który od zawsze był ze mną. Nie potrafiłam sobie niczego wyobrazić.

Po długich minutach płakania, ułożyłam się wreszcie na łóżku. Było coraz później, a w konsekwencji tutaj zimniej. Otuliłam się mocniej ramionami i zatopiłam głowę w poduszkę. Nie minęło wiele czasu kiedy odpłynęłam w sen. Z jednej strony tego potrzebowałam. Ale z drugiej mogłam na chwilę odciąć się od tej rzeczywistości i przez chwile dłużej zostać w ramionach mojego lwa.

can we surrender? || leonetta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz