Violetta's POV
Przez kolejne kilka dni zdążyłam odwiedzić resztę miast w Kolumbii. Był przy mnie Leon, a co więcej - dojechała do mnie Camila oraz Ludmiła! Byłam w szoku, ale jednocześnie cieszyłam się jak głupia. Najlepiej by było, gdybym miała wszystkich przyjaciół i rodzinę przy sobie, ale jak wiadomo, nie wszystko można mieć.
- Będziemy jeszcze z tobą w Peru i zawijamy manatki - powiedziała Camila, podczas wspólnego śniadania w hotelu. Zerknęłam na nią i wydęłam smutno wargę.
- Tak szybko? - mruknęłam jak małe dziecko. Ludmiła pacnęła mnie w ramię, a ja zerknęłam na nią pytającym wzrokiem, specjalnie łapiąc się za ramię.
- Mówiłam ci już, że jak przyjedziemy następnym razem to wszyscy razem. To nie jest takie łatwe, trzeba wszystko zorganizować - odpowiedziała, a ja przewróciłam jedynie oczami. Leon położył dłoń na moim udzie i pochylił się do mojego ucha.
- Biorę w tym udział, więc nie bój się, wszystkiego dopilnuję - szepnął do mojego ucha po czym musnął je ustami. Uśmiechnęłam się lekko i zerknęłam na niego.
- Mam nadzieję, bo jak nie to - przejechał palcem po połowie mojej szyi, na co on jedynie pokręcił głową z rozbawieniem i zabrał dłoń z mojego uda.
- Albo w gorszym wypadku odetnie ci genitalia, tak żebyś więcej nie zamoczył - dopowiedziała swoje pięć groszy Camila. Parsknęłam cichym śmiechem, natomiast Leon siedział lekko zmieszany. - Oh, boże, już się tak nie krępuj. Tak jakby seks to nie było coś powszechnego... - mruknęła i dźgnęła widelcem sałatę.
- Koniec, nie będę rozmawiać od rana o waszych układach rozrodczych - wtrąciła się Ludmiła. Chętnie przytaknęłam na jej słowa i na szczęście do końca śniadania już nikt nie poruszał tego tematu.
Po śniadaniu mieliśmy trochę czasu wolnego. Niby czasu wolnego, a jednak tak nie do końca... ja miałam próby, a Ludmiła, Camila i Leon mieli czas wolny. Oni jednak zamiast przejść się po mieście i pozwiedzać trochę, woleli zostać ze mną na sali i popatrzeć jak ćwiczę. Oczywiście, nie przeszkadzało mi to. Uważałam jednak, że po prostu zanudzą się tutaj.
Byłam już po godzinie tańczenia, a została mi jeszcze druga. Już czułam zmęczenie, ze względu, że tańczymy jeszcze przecież podczas koncertów i na próbach muszę również dać z siebie sto procent. Mruknęłam i zsunęłam się po ścianie w dół, dopijając wodę z butelki. Przymknęłam powieki i zgięłam nogę w kolanie, opierając na niej rękę. Druga noga spoczywała prosto na podłodze i odchyliłam głowę do tyłu, opierając ją o ścianę. Zaczerpnęłam duży i głęboki wdech, normując swój szybki oddech.
- Koniec, błagam, koniec... - szepnęłam sama do siebie.
- Violetta! Ktoś do ciebie - do sali weszła Monika. Uchyliłam powiekę i zerknęłam na nią, jęcząc żałośnie. Wstałam z podłogi i przetarłam ręcznikiem twarz, kierując się do wyjścia z sali. Na korytarzu jednak nie zastałam nikogo. Zmarszczyłam lekko brwi i poszłam w prawo, chcąc zobaczyć, czy może ta osoba nie czeka gdzieś dalej.
- Hej! Wolał m... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ moje usta zostały zakryte dłonią, a ja zostałam wciągnięta w ciemny kąt. Zaczęłam się wyrywać i próbowałam piszczeć, wołając w ten sposób pomoc.
- Zamknij jadaczkę albo cię zabije, jasne? - usłyszałam mruknięcie koło swojego ucha i już wiedziałam kto to. To mój koszmar. Oddychałam szybko, kurczowo trzymając dłoń na jego. - Sądziłaś, że już z tobą skończyłem? - prychnął cicho. - Moja droga, ja dopiero zaczynam... - przygryzł płatek mojego ucha. Po moim ciele przyszedł okropnie nieprzyjemny dreszcz. Ponownie zaczęłam się wyrywać, ale on owinął mnie także ręką w pasie.
- Nie wierć się! - warknął. - Grzecznie teraz pójdziesz ze mną, bo jak nie... to wiedz, że doskonale pamiętam twoich zasranych przyjaciół, chłoptasia i tatusia - szepnął i zaśmiał się cicho. Zacisnęłam powieki, przecież nie mogła im się stać krzywda. Nie mogłam na to pozwolić. Wreszcie puścił mnie, a ja wzięłam głęboki wdech. Popchnął mnie lekko do przodu i gestem głowy pokazał, w którą stronę mam iść. Wykonałam jego polecenie bez naruszenia ani próby ucieczki. Zacisnęłam jedynie dłonie w pięści.
Kiedy wyszliśmy z budynku, mnie dopiero oblał prawdziwy dreszcz strachu. Serce zaczęło bić jak opętane, a głowa zaczęła przetwarzać wszystkie możliwości ucieczki i czy faktycznie skrzywi moich bliskich jeśli to zrobię. Wolałam jednak nie kusić losu. No, bo... co gdyby. Posłusznie wsiadłam do samochodu i poczekałam aż on również to zrobi. Chwilę później ruszyliśmy spod budynku. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, którą szybko starłam. Przecież jeśli zauważą moje zniknięcie zaczną mnie szukać... nie może być innej opcji.
- Pozwolę ci wykonać jeden telefon. Pożegnasz się z rodziną, przyjaciółmi kim chcesz. Będziesz miała na to trzy minuty. Po tym wyjedziemy daleko stąd i nikt więcej cię nie zobaczy, rozumiesz? - odezwał się, zerkając przelotnie w moją stronę, prowadząc samochód. Przytaknęłam lekko i zacisnęłam szczęki. Boże, gdzie ty jesteś kiedy cię potrzebuje?
Kilkanaście minut później znaleźliśmy się nad wodą. Wcisnął mi telefon do dłoni i kazał wykonać telefon. Kazał. Pamiętałam numer do taty i właśnie do niego zadzwoniłam.
- Słucham? - odezwał się w słuchawce jego stanowczy głos, zawsze tak mówił, kiedy odbierał telefon od kogoś, kogo nie zna.
- Tato... - szepnęłam i zerknęłam na Nathana, który odliczał czas. Przełknęłam ślinę. - Nie mam dużo czasu.
- Violetta, co jest? Gdzie jesteś? I czemu nie dzwonisz z swojego telefonu? - zadawał pytanie za pytaniem. Zacisnęłam dłoń w piąstkę, aby się nie rozpłakać.
- Bardzo cię kocham. Ciebie, Olgę, Angie i Ramallo. Nigdy o was nie zapomnę i nie martwcie się o mnie. Są sytuacje w życiu... kiedy musimy coś poświecić - szepnęłam. - Powiedz Leonowi, że zawsze jestem, byłam i będę jego. Kocham go całym swoim sercem tak samo jak Ludmiłę, Francescę i resztę... tato. Obiecaj mi, że powiesz im to - mój głos na koniec się załamał.
- Co jest do jasnej cholery?! Violetta, ktoś ci grozi? Jesteś w niebezpieczeństwie? - zerknęłam na zegarek, gdzie zobaczyłam, że zostało na niecałe trzydzieści sekund.
- Kocham was wszystkich i nigdy nie przestanę. Kocham - odpowiedziałam i nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się i podałam mu telefon. Uśmiechnął się zadowolony i zatrzymał stoper.
- Grzeczna dziewczynka... - szepnął i uchylił okno w samochodzie. Wyrzucił telefon do wody i oparł tam łokieć. Wciąż uśmiechając się kącikiem ust, odpalił samochód i po chwili odjechaliśmy.
Odjechaliśmy tam, gdzie już nigdy nie byłam szczęśliwa.

CZYTASZ
can we surrender? || leonetta
FanfictionVioletta po wylocie do LA, w pełni rozwinęła się muzycznie. Zostałą pożądaną artystką na całym świecie, a oprócz tego została również modelką. W dalszym rozdziale jej życia, dalej trwał przy niej Leon, który zgodnie z obietnicą zaczął studiować w mi...