Leon's POV
- Termin oddania projektu mija za dwa tygodnie. Macie właściwie piętnaście dni na oddani prac grupowych. Temat pracy nie jest trudny, myślę, że lekko do trzech tysięcy słów powinniście napisać - powiedział nauczyciel od angielskiego i akurat w tamtym momencie zadzwonił zbawczy dzwonek. - Dziękuję za lekcje klaso, do zobaczenia! - pożegnał się i wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia. Spakowałem książki do torby i kompletnie poirytowany projektem, który zadał pan Adams, wyszedłem z sali. Nawet nie czekałem na Rossa, po prostu szedłem do naszej ulubionej ławki na stołówce.
Kiedy tylko do niej doszedłem, usiadłem na niej z impetem i zacisnąłem zęby. Czy ten tydzień może się już skończyć?
- Woah, Leon, wszystko w porządku? - obok mnie dosiadły się Leah razem z Tayliah. Posłałem im sztuczny uśmiech i spojrzałem na dosiadającego się Rossa z Davidem.
- Jasne, w jak najlepszym. Co może być źle? - zacisnąłem pięści, a Ross położył dłoń na moim nadgarstku.
- Keep it one hundred* - westchnąłem. Miał rację.
- Ten przeklęty projekt z angielskiego praktycznie zepsuł mi plany. Violetta wyleciała do Argentyny, bo jej ojciec znajduje się w szpitalu, a ja do cholery miałem w końcu was jej przedstawić! - warknąłem i walnąłem w stół. Nabrałem głośno powietrza do płuc, czując, że spora część uczniów znajdujących się na stołówce zwróciła na mnie swoją uwagę.
- Spokojnie Leon. Jeszcze nic straconego - odezwała się Tayliah. Pokręciłem przecząco głową - to praca grupowa. Jesteś w grupie z Rossem i Davidem, myślę, że nie będzie problemu jeśli napiszą ją razem bez ciebie, kiedy... polecisz do Violetty. Myślę, że przyda jej się twoja obecność - dodała, a ja spojrzałem na nią smętnym wzrokiem. Nie chcę zostawiać przyjaciół samych z projektem, ale z drugiej strony jest również Violetta, która mnie bardzo potrzebuje.
- Nie ma sprawy, Verdas. Może kiedyś to ja będę potrzebował twojej pomocy - puścił mi oczko David na co się uśmiechnąłem.
- Dzięki - w tym wszystkim powiedziałem tylko tyle. Czasami nawet to zwykłe "dzięki" wyrazi więcej niż tysiące piękniejszych słów.
***
Po skończonych lekcjach na uczelni, pożegnałem się z przyjaciółmi i czym prędzej wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku mieszkania. Zagryzałem nerwowo szczękę przez całą drogę. Dopiero kiedy wszedłem do domu, poczułem ulgę. Muszę się spakować, ale jeszcze wcześniej zarezerwować lot na najbliższy do Argentyny. Dopiero wtedy poczuję stuprocentową ulgę.
Wszedłem na stronę do zamawiania biletów i wpisałem "Argentyna". Okazało się, że najbliższy lot będzie dzisiejszej nocy o drugiej. Zamówiłem bilet i wszedłem w kontakty, wybierając numer do Violetty. Ku mojemu zadowoleniu odebrała po dwóch sygnałach.
- Leon? - odezwała się.
- Jak się masz, kochanie? - spytałem, siadając na kanapie w salonie. Usłyszałem przez telefon jak wzdycha.
- Nie najlepiej. Tata ma niewydolność serca i częściowo jest to również moja wina - odparła, a ja zmarszczyłem brwi.
- Violu, to nie jest twoja wina.
- Jest Leon! - oburzyła się. - To przez to, że praktycznie ostatnim czasem nie dawałam od siebie znaku życia, a tata cholernie się martwił, w dodatku okazało się, że ma problemy w firmie. Jak mogłam być taka głupia... - dodała, na koniec załamującym się głosem.
- Nie płacz, słońce. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. Obiecuję ci to.
- Nie obiecuj mi tego, skoro nie wiesz jak to się może skończyć - mruknęła. Westchnąłem. - Cholernie cię tutaj potrzebuję.
- Będę najszybciej jak się da. Dasz mi Angie do telefonu, kochanie? - nie odpowiedziała, ale domyśliłem się, że właśnie daje jej telefon. Po chwili usłyszałem głos cioci mojej dziewczyny.
- Tak Leon?
- Angie, proszę cię zabierz Violettę do domu. Niech odpocznie, słyszałem, że płacze. O drugiej w nocy mam samolot do Buenos Aires, waszego czasu rano powinienem być u was - powiedziałem.
- No dobrze - odpowiedziała cicho. - A co z zaręczynami? - dodała cicho.
- Na pewno nie teraz. Kiedy poprawi się sytuacja z Germanem, dopiero wtedy. Nie chcę się w to teraz wplątywać.
- Mam nadzieję, że dobrze to rozegrasz. Spadaj się pakować, widzimy się na miejscu - powiedziała, a ja uśmiechnąłem się lekko i pożegnałem z nią po czym rozłączyłem się. Wstałem i poszedłem do sypialni, zaczynając się pakować.
Planuję zostać w Argentynie na około tydzień, niestety nie mogę pozwolić sobie na dłuższy okres czasu. Chciałbym, ale fakt - mam egzaminy i projekt, na którym muszę być obecny, skoro niby również "brałem w nim udział". Nie wiem jak odwdzięczę się chłopakom.
Półtorej godziny przed wylotem znajdowałem się już na lotnisku. Dałem walizkę na taśmę i przeszedłem przez kontrolę bezpieczeństwa. Podczas czekania na odprawę, pisałem z Ludmiłą, prosząc ją, żeby załatwiła mi bukiet róż. Zgodziła się bez problemu, w co niestety musiała zaangażować Federico. Zdecydowanie wystarczyłoby mu zaangażowanie w przyszłe zaręczyny.
***
Równo o ósmej rano znalazłem się wewnątrz lotniska. Odebrałem swoją walizkę i wyszedłem przez lotnisko, akurat natrafiając na wolną taksówkę. Wsiadłem z walizką do środka i podałem kierowcy adres szpitala. Na zewnątrz miała czekać na mnie Ludmiła razem z Federico i kwiatami. I tak również było.
Wysiadłem z samochodu, a Ludmiła od razu rzuciła mi się na szyję. Objąłem ją, śmiejąc się.
- Leon, jak ja cię dawno nie widziałam! - powiedziała, kiedy odsunęła się lekko ode mnie.
- Z wzajemnością. Jedynie tylko trochę ci włosy urosły - uśmiechnąłem się i puściłem jej oczko. Zmierzyła mnie zabójczym wzrokiem, a ja w tym czasie wziąłem walizkę od kierowcy i podałem mu odpowiedni banknot. Po chwili również przytulił mnie Federico, którego mimo wszystko kocham jak brata.
- Witaj w domu - uśmiechnął się. Przyłożyłem dłoń do serca, pokazując mu tym, że tymi słowami dotknął mojego serca.
- Violetta jest w środku? - spojrzałem na nich, a Ferro przytaknęła.
- Od rana już tam jest - westchnęła. Przytaknęłam i nawet nie spostrzegłem się kiedy Federico włożył mój bagaż do swojego samochodu. Wziąłem bukiet czerwonych róż od Ludmiły i wszedłem do środka. Wszedłem po schodach na drugie piętro i zanim znalazłem się na korytarzu, przez szybę zobaczyłem już stojącą przed salą swojego taty Violettę. Uśmiechnąłem się i kiedy podszedłem do niej, objąłem ją jedną ręką w pasie i pochyliłem się po czym pocałowałem w policzek. Szatynka wzdrygnęła się i odwróciła głowę w moją stronę.
- Leon - powiedziała cicho i przyległa przytuleniem do mojego ciała.
- Obiecałem, że będę kiedy będziesz mnie potrzebować, kochanie.
***
keep it one hundred - bądź szczery, jedno z wyrażeń z amerykańskiego slangu.
***
Póki co, trochę nudne rozdziały, ale akcja musi się rozkręcić :D

CZYTASZ
can we surrender? || leonetta
Fiksi PenggemarVioletta po wylocie do LA, w pełni rozwinęła się muzycznie. Zostałą pożądaną artystką na całym świecie, a oprócz tego została również modelką. W dalszym rozdziale jej życia, dalej trwał przy niej Leon, który zgodnie z obietnicą zaczął studiować w mi...