Catorce

587 27 21
                                        

Violetta's POV

Zbudził mnie okropnie głośny huk. Wzdrygnęłam się na łóżku, otworzyłam od razu oczy i podniosłam się. Odwróciłam głowę, a moje oczy natrafiły na Nathana. Całkowicie rozbudzona w jednej chwili skierowałam wzrok w dół, gdzie zobaczyłam miseczki pokroju tych dla psów. W jednej była woda, a w drugiej jakieś jedzenie.

- To jakiś żart? - odezwałam się zachrypłym głosem przy czym od razu odchrząknęłam.

- Czy mam na imię żart? - mruknął i lekko uderzył butem w miskę z wodą, z której lekko wylała się woda. - Masz to zjeść i wypić. Jeśli nie, będzie kara - dodał i odwrócił się, kierując z powrotem na schody. Poruszyłam rękoma, w tym samym momencie słysząc charakterystyczny odgłos łańcuchu. Dopiero wtedy spostrzegłam na swoich nadgarstkach łańcuch, który był przyczepiony do łóżka. Moje serce zabiło szybciej, a w oczach zebrały się łzy. W przypływie emocji zaczęłam się szarpać co jedynie skutkowało bólem w nadgarstkach.

- Pieprzony niewyżyty drań! - zaczęłam krzyczeć ze wszystkich swoich sił, cały czas się wiercąc. - Bezsilny i żałosny sukinsyn! - piszczałam przez płacz. Wreszcie moim ciałem zawładnął szloch i łkanie, a ja przestałam się wierzgać. Przez łzy spojrzałam na miski i obie nogami kopnęłam. Woda wylała się, a jedzenie rozpłynęło się na boki. Nienawidziłam wszystkiego co tutaj było. Nawet powietrza.

Przez moje wrzaski i głośne wierzganie się, nie minęło dziesięć minut kiedy Lodge z powrotem wrócił do piwnicy.

- Witam ciemniejszą stronę panny Castillo - uśmiechał się szeroko, podchodząc powoli do mnie. Nie patrzyłam na niego, a na swoje kolana. Po chwili usłyszałam jak jego noga depta w rozlane jedzenie. Wciągnął głośno powietrze do ust. - Co zrobiłaś? - syknął przez zaciśnięte zęby. Nic nie odpowiedziałam. Energicznie podszedł do mnie i mocno chwycił za włosy.

- Co zrobiłaś?! - powtórzył krzykiem prosto w moją twarz. Nic nie odpowiadałam dalej, a jedynie syknęłam cicho z bólu. Zebrał ślinę i wypluł ją na moją twarz. Zacisnęłam powieki. Napadło mnie jeszcze większe obrzydzenie niż wcześniej. Uniosłam ramię, chcąc to zetrzeć, ale on złapał jeszcze mocniej za moje włosy.

- Zostaw! - sprzeciwiłam się wreszcie. Szarpiąc mnie za włosy, podniósł i odwrócił tyłem do siebie. Upadłam na łóżku brzuchem i skorzystałam, wycierając twarz w pościel. Spiął bardziej łańcuch tak, żeby miałam jak najmniej swobody i zaczął zsuwać moje spodnie.

- Zostaw! - piszczałam dalej, wierzgając nogami. Wiedziałam co chce zrobić i byłam przerażona tak bardzo, jak jeszcze nigdy wcześniej. - Zostaw! - mój głos coraz bardziej zamieniał się w ten płaczliwy i błagający o litość. Jednak nie otrzymałam jej. Zacisnęłam powieki kiedy usłyszałam jak rozpina spodnie, a następnie metal od pasku uderza o zimną posadzkę. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Już czułam się jak wrak człowieka. Nie minęła chwila kiedy poczułam jak wsuwa się we mnie. Wybuchnęłam niekontrolowanym płaczem. Tak bardzo tego nie chciałam, nigdy nie przypuszczałam, że mogłabym zostać zgwałcona. I nigdy nie przypuszczałabym, że będzie dalej próbował dokończyć to, co zaczął w Miami.

Jego biodra zaczęły stopniowo napierać, wsuwając się coraz głębiej w moje wnętrze. Czuł to jak drżałam, czuł jak się bałam, ale kompletnie na to nie reagował. Kiedy zanurzył się cały, westchnął cicho z przyjemności, kiedy ja czułam od góry do dołu jak przechodzą mnie dreszcze obrzydzenia. Obrzydzenia do samej siebie. Po tym zaczął poruszać stopniowo biodrami aż przeszedł do bezlitosnego pieprzenia mnie. Kompletnie się już mną nie przejął, patrzył byleby sobie ulżyć. A ja płakałam i krzyczałam, bo tylko to mogłam zrobić. Kiedy doszedł, skończył na moich pośladkach i z powrotem naciągnął majtki ze spodniami. Poluzował łańcuch, a ja już kompletnie bezwładnie opadłam na łóżko. Poklepał dłonią moje pośladki i z powrotem założył spodnie z bokserkami.

- To była kara - mruknął. - Ale za to jaka przyjemna kara - czułam jak się lekko uśmiecha. Nic więcej nie mówiąc, skierował się do wyjścia. Nie czułam żadnej satysfakcji z tego, a jedynie pierwszy raz w życiu tak ogromny ból. Patrzyłam przez łzy w jeden punkt, wciąż się nie ruszając. Nie miałam siły się poruszyć. Czułam cały czas jego okropne przyrodzenie wewnątrz siebie, które czując po wielkości nawet nie potrafiłoby porządnie sprawić kobiecie przyjemności.

Kiedy zebrałam jakieś siły, podniosłam się i z powrotem położyłam na łóżku. Zamykałam oczy, widziałam to. Otwierałam oczy, słyszałam swoje krzyki i jego westchnienia przyjemności. Pieprzony sadysta. Nie potrafiłam znaleźć idealnych słów na jego wewnętrze, umysłowe spierdolenie.

- Nienawidzę cię... - mruczałam przez łkanie i zerkałam na drzwi. - Tak bardzo cię nienawidzę... - szepnęłam, zaciskając ponownie powieki, gdy z moich oczu pociekły kolejne łzy. Nawet nie spostrzegłam się, kiedy zrobiła się noc. To wszystko trwało tak długo, jakby wieczność. A ja mimo, że byłam tutaj drugi dzień, już wolałam skończyć ze sobą, niż przeżywać to. Nie liczyłam już na pomoc. Liczyłam na szybką i jak najmniej bolesną śmierć.

can we surrender? || leonetta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz