Lisa
-Gotowe?
Zapytałam, kiedy weszłam do pokoju Lindy. Szykowałyśmy się na akcję. Akcję ratowania naszego przyjaciela. Szóstego Jeźdzcy Dusz -Justina Moorlanda. Wszystkie ubrałyśmy się na czarno, żeby trudniej było nas zobaczyć. Szykowałyśmy się do tego wydarzenia trzy miesiące, od sylwestra. Miałyśmy zamiar uratować go. Bez względu na cenę.
-Alex już jest?
Zapytała Aixa. Wyglądała szałowo. Miała na sobie czarne oficerki, czarne bryczesy oraz obcisły czarny golf. Włosy wyprostowała, a na twarz nałożyła ciemny makijaż.
-Tak. Właśnie mi napisała.
Linda podobnie. Oprócz czarnych bryczesów miała na sobie brązowe oficerki i czarny sweter. Włosy związała w warkocz. Obie miały też na sobie czarne rękawiczki.
-To idziemy.
Pchnęłam drzwi. Wyszłyśmy z pokoju najszybciej jak się dało. Biegiem dotarłyśmy do stajni. Tam stała Alex z naszymi końmi. Dosiadłam Starstarshine'a w ekspresowym tempie. Wszystkie cztery cwałem ruszyłyśmy w stronę Doliny Złotych Wzgórz. Wszystkie cztery pełne obaw. Ta noc nie mogła skończyć się dobrze...-Dziękuję Aideen.
Wyszeptałam do nieba. W Dolinie napotkałyśmy dużo problemów. Praktycznie nikt nie chciał nas zawieźć. W końcu JAKOŚ dałyśmy radę. No... niby ukradłyśmy Dark Core barkę, ale to są takie małe, NIEISTOTNE szczegóły.
-Dobra. Idziemy. -Wyszeptała Alex.
-Ja zostaję.
Linda spięła TinCan'a i kłusem ruszyła w stronę głównej platformy. Starałyśmy się być jak najciszej, kiedy jechałyśmy do celu. Byłyśmy bardzo zestresowane. Nigdzie, ale to nigdzie nie było pracowników DC. Po prostu nigdzie. Chyba się nas spodziewali.
-Coś jest nie tak. -Mruknęła Aixa, która jechała za mną. -Bardzo nie tak.
W końcu wjechałyśmy stępem na podwyższenia koło głównego placu. Przejechałyśmy jeszcze kilka metrów i gwałtownie się zatrzymałyśmy. Oddech uwiązł mi w gardle. Na blaszanej desce wychodzącej poza platformę, w beczce siedział... Justin. Nie mogłam w to uwierzyć. Justin miał zaraz... umrzeć. Usłyszałam stłumiony szloch. To Aix się rozpłakała. Chciałam do niej podejść, ją przytulić, ale w tamtej chwili było to niemożliwe. Modliłam się tylko w duchu, żeby nie zrobiła nic głupiego. Ona tylko szlochała cicho, ale nie ruszała się z miejsca. Była dzielna. Nagle usłyszałyśmy jakiś dziki pisk. Obejrzałyśmy się za siebie. To wrota się otworzyły. Wiedziałam co trzeba robić.
-Aix. -Zwróciłam się do przyjaciółki. -Jedź i to sprawdź.
-Ale ja...
-Teraz.
Dziewczyna odjechała, a ja spojrzałam na Alex.
-To w razie jakby miało się stać coś tragicznego. -Szepnęłam. -Ona by tego nie przeżyła.
-A nie pomyślałaś, że jej może się tam coś stać?
-To Aixa. Da radę. -Wbiłam wzrok w Justina. -Jest bardzo silna. Najsilniejsza.
Wpatrywałyśmy się kilka minut w platformę. Potem jednak z hukiem wróciła do nas Aix. Była nadal cała zaryczna, ale i szczęśliwa. Uśmiechała się. Bałam się, że ktoś zahipnotyzował. W takiej sytuacji nie można było być szczęśliwym!
-Nie mam czasu na wyjaśnienia, ale możemy go uratować. -Dysząc spojrzała na dół. -Albo jest czas. Rozmawiałam z Sands'em. Pomoże nam, bo chce ratować Justina i...
-Co zrobiłaś? Gadałaś z nim?! Czy ty wiesz...
-Zamknij się i słuchaj! -warknęła. -On zaraz włączy alarm. Da nam kilka minut, żeby...
-Aixa, jasna cholera! Im nie można ufać. To jest...
I w tamtym momencie zaczął wyć alarm. Nie powiem, odebrało mi głos. Taki człowiek, zły człowiek, chciał nam pomóc. Moje oczy wyszły z orbit. Pewnie wyglądałam komicznie.
-Może faktycznie on chce dobrze dla Jusa. -Stwierdziła Alex.
-Dobra, nie ma czasu! Szybciej!
Aixa, ruszyła galopem w stronę schodów na platformę. Nie chcąc zostawać w tyle, pogalopowałyśmy za nią. Musiałyśmy jednak zatrzymać się kilka kroków przed główną platformą. Nadal byli na niej strażnicy.
-Dobra -zaczęła Linda - Aixa ty pojedziesz uratować Justina. My odwócimy ich uwagę, jasne?
-Jasne. Przecież najwyżej skończymy w oceanie. -Rzuciłam z sarkazmem. Alex zgromiła mnie spojrzeniem. -Ale przecież w grupie siła, prawda?
-Prawda. -Aix otarła twarz. -Niech Aideen będzie z wami.
-Niech Aideen będzie z tobą.
Potem ruszyłyśmy na ratunek Justinowi.Aixa
Lisa zebrała magię Pandorii w swojej dłoni, a Alex zaczęła ciskać gromami. Mimo tego, że bałam się użyć swojej mocy to to zrobiłam. Przywołałam pioruny. Zrobiłam to z bólem w sercu. Serce waliło mi w żebra, A oddech był strasznie płytki. Przypomniało mi się jak zabiłam swojego młodszego brata, takim właśnie sposobem. Byłam dzieckiem... nie wiedziałam jak się posługiwać magią. Strzeliłam przypadkiem, a on już nie wstał. Nie mogłam jednak o tym myśleć. Trzeba było działać. Angel zadębował i cwałem ruszyliśmy przed siebie. Czułam na nas wzrok Alex. Czułam na sobie wzrok Lisy, ale nie dbałam o to musiałam ratować Justina. W pewnym momencie moje serce zamarło. Beczka Justina się przychyliła. Spadł w tak strasznie ciemną, morską otchłań. Wydałam z siebie głośny wrzask, połączony z płaczem.
-Aixa! On spadł! -krzyknęła Lisa.
No shit, Sherlock -pomyślałam sarkastycznie.
-Aix! -Usłyszałam głos Angela.- Moja moc jest wielka. Gdy jesteśmy razem, budzę się. Zróbmy wszytko jak należy. Ja i ty Aixa. Zajmiemy się tym. Trzymaj się!
Nie znalazłam sensu tych słów. Tylko, że w tamtym momencie za bardzo mnie to nie obchodziło. W mojej głowie była jedna myśl.
Justin... muszę go uratować.
Angelspirit ruszył galopem. Przejeżdżał obok strażników z niewypowiedzianą gracją. Moje serce po raz kolejny tego dnia zamarło. Angel skoczył w morze. Krzyknęłam, zdzierając sobie gardło. Nie chciałam tak umrzeć. Próbując ratować chłopaka, w którym byłam zakochana. Jednak po chwili mrok nocy, rozświetlił blask. Może to niewiarygodne, ale z boków luzytana wyrosły białe, majestatyczne skrzydła. Kiedy tylko koń nimi trzepotał, w powietrze unosiły się tabuny iskierek. Po chwili poczułam na swoim brzuchu ciepłe, masywne ręce. To był Justin. Mój Justin Moorland. W tamtym momencie było to dla mnie tak abstrakcyjne, że w ogóle nie myślałam o nim. Angel go uratował...
-Aix! Leć do Lindy, spotkamy się na dole!
Krzyknęła Alex. Kiwnęłam głową. Justin położył głowę na miom ramieniu. Wzdrygnęłam się lekko.
-Ty Jeźdzcem Dusz?! -zapytał zszokowany.
-Ciebie mogłabym zapytać o to samo. -Wymruczałam.
Wtuliłam się ze łzami w oczach, w Angelspirit'a. Cała się trzęsłam. To było za dużo emocji jak na jeden dzień. Ogier zatoczył kilka kółek dookoła platformy i wylądował na barce. Jego skrzydła zniknęły w asyście miliona złotych iskier. Zeszłam powoli z konia. Nogi mi się trzęsły, tak samo jak reszta ciała. Na szczęście wszyscy byli już na barce. Akcja się udała! Wyszło nam! Jus był z nami. Ze mną... Moje ciało nie potrafiło się uspokoić. Przechodziły mnie dreszcze, a nogi miałam jak z waty. Nic więc dziwnego, że w momencie, kiedy odpływaliśmy straciłam równowagę. Jednak Justin mnie złapał. Postawił mnie delikatnie do pionu, moje ręce, układając na swoich ramionach. Popatrzyłam się w jego ciepłe, radosne, piwne oczy. Nie mogłam uwierzyć, że jest tu ze mną. Że to trzymam. Że nikt mi go nie zabierze. Zatraciłam się w jego pięknych tęczówkach. Barką jednak znowu szarpnęło, a ja poleciałam na ziemię. Czarnowłosy pokręcił jedynie głową zrezygnowany, ale i rozbawiony. Pomógł mi wstać. Znowu się rozpłakałam, czując jego dłonie na swojej talii. Po tym wszystkim co przeszłam, po tej każdej chwili, kiedy tak cholernie za nim tęskniłam, mogłam w końcu czuć na sobie jego dotyk. Czuć jak mnie obejmuje. To było tak nierealne...
-Nigdy więcej mnie nie zostawiaj. NIGDY, SŁYSZYSZ?
-Nawet mi się nie śni Ciebie opuszczać. Chociażby na chwilę...
Patrzyliśmy sobie w oczy, nie będąc w stanie nic powiedzieć. Nie było słów, żeby wyrazić nasze szczęście. Łzy szczęścia spływały po moich policzkach. Objęłam Jusa w pasie, nie mogąc przestać się uśmiechać. Chłopak jednak mnie puścił. Zaczęłam panikować, że coś źle zrobiłam, on jednak ujął moją twarz w dłoniach. Potem... Justin mnie pocałował. Było to coś czego pragnęłam od zawsze, ale kiedy nastąpiło byłam w szoku. Usta chłopaka były po prostu cudowne... To się w końcu działo! Mogłam dać upust marzeniom, które skrywałam od lat. Usłyszałam dookoła nas bardzo głośne oklaski. Nie dbałam o nie. Nie dbałam o nic. Liczyliśmy się tylko my. Jus delikatnie gładził jeden z moich policzków kciukiem, nie próbując nawet się ode mnie odkleić. Ja wtopiłam ręce w jego włosy. Staliśmy tak. Nie wiem ile czasu, ale staliśmy tak razem. Sami przeciwko światu...Witam! Rodział w końcu został napisany. Serdzecznie zapraszam was do czytania książki od nowa, ponieważ jest w trakcie poprawy, a ja w trakcie załamywania się swoim dawnym pisaniem! Tak w ogóle to szybko napiszę nowy, bo w poniedziałek egzaminy, a potem laba! A tak w ogóle to spodziewaliście się tego, czy nie? I jak myślicie, Aix zerwie z Derekiem czy z nim zostanie? Jak się potoczą losy Aixstin? Jak się odnajdzie Justin w normalnym świecie? Sama nie wiem, to zależy od mojej wyobraźni (która jest chora)!
Kocham was moi wierni czytelnicy, z całego serca was pozdrawiam!
-Wasza AmeliaTheHorse
Dzisiaj mamy 1386 słów

CZYTASZ
Zawsze inna {w trakcie poprawy}
FantasyMusisz się zmierzyć ze swoim przeznaczeniem. Nikt nie mówił, że będzie przyjemnie. Opowieść związana z fabułą gry "Star Stable Online" Okładka : @_bansheee #1 w sso, starstable i starstableonline wiele razy 1 - 4 ~ poprawione