II Wspomnienia i przyjaciółka na wszystkie smutki

388 25 9
                                    

Aixa

Siedziałam i myślałam.
Czemu? Dlaczego go nie ma? Dlaczego dostałam te ciuchy? Co ma z tym wspólnego Linda i Alex? Czy jest w tym podprogowy przekaz abym zaczęła jeździć konno? -myślałam. Miałam milion pytań. A żadnej odpowiedzi. Chciałam je zadać Justinowi Moorland. Mojemu crushowi. Osobie na którą ZAWSZE mogłam liczyć. Przeczytałam tekst z karteczki jeszcze raz. Wiedziałam, że to pisał on. Poznałam jego charakter pisma. Ale... Nie. Może on nawet będąc gdzieś daleko chce abym jeździła konno, ale to się nie trzyma kupy... Chciałam w tamtym momencie go przytulić. Poprosić o wytłumaczenie...
-Aixa! -Ten głos usłyszałam jak przez mgłę. Zignorowałam go. Chcę znowu poczuć jego bliskość. Chcę znowu czuć jego bliskość! Chcę znowu ganiać z nim po plaży. Chcę znowu być o krok od pocałunku... Chcę...
Myślenie przerwał mi krzyk.
-AIXA!!!!!! Szlag mnie zaraz trafi. - Poczułam ból po uderzeniu z liścia. Momentalnie ocknęłam się z moich myśli. To była Miranda. Moja najlepsza przyjaciółka.
-Hej, Aix. Znowu. Znowu się wyłączyłaś.
-Myślałam o nowym układzie. Na balet. -Skłamałam. - No ma być niedługo test na primę. Muszę trochę poćwiczyć arabesque. I przy okazji muszę kupić nowe pointy. Stare są do wywalenia...
-Już wiem jak się czujesz kiedy ja gadam ci o moich parkurach i czworobokach. -Jej wzrok spoczął na moich kolanach. - Kobieto, nie wierzę! Chcesz nuczyć się jeździć!? Mogę być twoją instruktorką?
Mir momentalnie wyrwała mi pudełko i zaczęła przeglądać jego zawartość. Na szczęście kartka była bezpieczna u mnie w kieszeni. Chciałam, żeby to na razie zostało tajemnicą.
-Jezus Maria! To jest sprzęt zarezerwowany dla ludzi jeżdżących mistrzostwa międzynarodowe! Skąd to wytrzasnęłaś!?
-Rodzice mi przysłali. Powiedziałam im, że chcę zacząć jeździć. -Wymyśliłam na poczekaniu.
-Ej, ty chyba kiedyś jeździałaś do stajni Jorvik na naukę jazdy?Dlaczego przestałaś? Kiedyś Justin zaczynał cię uczyć, jak dobrze pamiętam. -Zapytała oglądając wykończenie bryczesów.
-Serio chcesz wiedzieć?
-No pewnie.
-Dobra.
Przymknęłam oczy, żeby móc przypomnieć sobie wszystko i mieć jasny obraz całej sytuacji. Żeby czuć tamtą sytuację wszystkimi zmysłami.

-Stajnia Jorvik to piękne miejsce. Nieprawdaż?
-Cudne. Dziękuję, że poświęcasz mi czas i pozwalasz jeździć na Thunderdesire.
Twój ogier jest super. -Ja i Justin szliśmy obok jego jabłkowitego konia. Ja go prowadziłam. Zeszliśmy na dół. Na arenę. Wsiadłam z płotu i wygodnie usadowiłam się w siodle kiedy on przypinał lonżę. Na arenie były rozstawione przeszkody, bo odbywały się dwudniowe zawody w skokach. Dzisiaj były kwalifikacje do finału. Dostali się Jus, Jessica, Mir i jakaś Luna.
On znalazł miejsce w którym mógłby mnie spokojnie uczyć. Po krótkiej rozgrzewce Justin lekko uderzył batem w ziemię, a ja zaczęłam nieudolnie anglezować. On po raz 73370263670520154979631 SPOKOJNIE tłumaczył mi jak dobrze kłusować. Naszą jazdę przerwał bardzo przesłodzony głos. Jessica. Jak ja tą jedzę... NIENAWIDZĘ.
-Justin. Skarbie. Dałeś już ponowne wyniki przeglądu weterynaryjnego? -Jus posłał mi spojrzenie mówiące wszystko. Dlaczego?!!!? Ratunku!!!! i po chwili, kiedy udawał, że słucha kolejne. Przepraszam. Wybacz.
-Jess... Mogłabyś zostać na chwilę z Aixą? Proszę ślicznotko. -Kiedy odchodził popatrzył się na mnie, a przesłałam mu spojrzenie znaczące:
1.Nienawidzę cię
2.Zabiję cię
3.Brutalnie cię zabiję
4.Ratunku
5.Dlaczego
6.Świnia
7. Itp. Itd. Synonimy
Kiedy Jessica zobaczyła, że Jus zniknął podeszła do mnie, po czym odpięła lonżę. Jej wzrok spoczął na mnie. Odsunęła się i ręką dała mi sygnał do ruszenia.
-Powiem ci wprost. Justin nigdy nie będzie twój. On jest mój. Odpuść sobie.
-Nie. Justin jest moim... przyjacielem. Nigdy nie dam ci się do niego przystawiać. Żmijo.
-Pożałujesz tych słów. -Bez ostrzeżenia z całej pety uderzyła konia batem do lonżowania. Potem wszystko działo się bardzo szybko. Za szybko.
Koń zaczął cwałować, ja - krzyczeć. Thunder skoczył przez WIELKI triplebar i on wylądował dalej. Ja już nie. Poczułam ból. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Usłyszałam krzyk Jusa. Dźwięk karetki. Głos pana Hermana. Jessicę i poczułam na swojej szyji chrapy Thunderdesire' a. Potem już nic nie czułam.

Nadal nie otworzyłam oczu. Próbowałam uspokoić umysł, bo mimo upływu czasu, nadal zdarzało mi bardzo rozemocjonować przez to wspomnienie.
-Wow. Nie wiedziałam. Już nigdy nie będę namawiać cię do jazdy. Nigdy. -Położyła swoją rękę na mojej. - Po prostu zniknęłaś i dlatego Cię nie odwiedzałam. Wtedy w szpitalu. -Przekrzywiła głowę. -I nic mi nie powiedziałaś.
-Nie chciałam. Byłam wtedy przybita do łóżka. Ja... Chcę spróbować. Tak.
-Lepiej nie...
-Po tobie to się tego nie spodziewałam.- Udałam naburmuszoną.
- Oj no nie obrażaj się.
Obie zjadłyśmy lunch. Podeszłam jeszcze z Mirandą do sklepu ze sprzętem. Ona wybrała duży jaskrawo-miętowy kocyk pod siodło. Nie pamiętałam nazwy, ale był ładny. Zapłaciła i obie wsiadłyśmy do autobusu, który jechał do Fortu Pinta. Spokojnie przeszłyśmy przez most. Przytuliłyśmy się i ona poszła do stajni, a ja pobiegłam na prom. Akurat kiedy weszłam do doków przybijał prom do Jarhleim. Weszłam na pokład. Spokojnie siadłam sobie na schodkach. Na prom wjechało kilku jeźdźców. Po 4 minutach byliśmy w drodze do Jarhleim. Przeglądałam sobie Facebooka, ale myślałam o Justinie. Nie mógł wyjść z mojej głowy, po tym jak dostałam paczkę. Pomyślałam, że napiszę do Alex i Lindy. Wysiadłam z promu i pobiegłam do teatru, bo to tam odbywały się nasze zajęcia baletowe. Popatrzyłam na telefon. Była dopiero 11 : 18. Tańce miałam o 13:15, więc po szybkiej kalkulacji uznałam, że do teatru pójdę o 12:50. Teraz był odpowiedni moment aby ogarnąć spotkanie z dziewczynami. Wybrałam numer Alex.
-Aixia! Siema. Co u ciebie?
-Hej. Możemy się spotkać? W Jarhleim. I weź jeszcze ze Lindą, bo... po prostu muszę z wami porozmawiać...
-O super. Akurat jesteśmy na przejażdzce w Zielonej Dolinie. Za 15 minut będziemy. Dalej Tin-Can!
-Pa.
Siadłam na fontannie i zaczęłam jeszcze raz patrzeć na prezent od Jusa. Wtedy uświadomiłam sobie coś.
Kocham go. Kocham... Chociaż czy uświadomiłam to sobie wtedy? Nie. Wtedy To przed sobą przyznałam. Że kocham...

Justin

...Aix. Proszę, modlę się o to aby Linda i Alex jej pomogły. Błagam. Nie mogę stracić mojej tancereczki... -myślałem.
Nagle do mojego pokoju weszła Jessica. Uśmiechnęła się powabnie,po czym wbiła swoje usta w moje. Czułem jej jad. Po prostu od niej emanował. Nie to co u Aix.
Proszę. Linda. Alex. Uratujcie i mnie i ją.
-Jus. Musimy iść na zebranie. Pan Sands nas wzywa. -Uśmiechnęła się do mnie w ten typowy dla niej sposób. Chwyciła mnie za nadgarstek. Miała bardzo zimne i kościste ręce. Prowadziła mnie za rękę do sali. Tam byli już wszyscy. Jak zawsze podszedłem do dziadka. Ten ręką dotknął mojego czoła. Dzięki tym zabiegom zapominałem. One niestety działały. Zapomniałem, ale nigdy do końca. Bo... jestem Jeźdzcem Dusz...
------------
Wow! Dzięki za tyle wyświetleń!! To dużo. Według mnie. Jeżeli są błędy to przepraszam, ale piszę na telefonie. Autokorekta.😡 Jak na polaka przystało żydzę o gwiazdki i komy.
1095 słów.

Zawsze inna {w trakcie poprawy}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz