III Podejrzenia, sprzymierzenia, wspomnienia

304 22 5
                                    

Aixa

Patrzyłam na mur Jarhleim i odtwarzałam sobie jak z Jusem bawiliśmy się w chowanego.
Ja się rozglądam. On łapie mnie od tyłu i podnosi do góry. Ja wydostaję się z jego uścisku dołem i mocno się przytulamy.
Nagle poczułam , że policzki stały się bardzo mokre. Chwyciłam lusterko. Miałam twarz czarną od masakry, ale w tamtej chwili miałam to gdzieś. Chciałam po prostu być z nim. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam na nowo płakać.
-Aixa! Aixa? Aixa!? -To była Alex. Podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła. Nareszcie tu były.
-Co się stało?! -Linda złapała mnie za rękę.
-Gdzie macie konie? -zadałam najgłupsze pytanie świata.
-W stajni Jorvik, ale kogo to obchodzi! Co się stało?
-Spokojnie Alex. -Linda położyła rękę na ramieniu dziewczyny. - Chodźmy do starej części. Tam jest cisza i spokój, a ta rzecz wydaje się  być ważna.
Poszłyśmy wolnym krokiem do starej i mroczniejszej części miasta. Zanim cokolwiek zrobiłam, sprawdziłam zy na pewno jesteśmy same. Byłyśmy.  W końcu wręczyłam im pudełko ze sprzętem.
-Chyba nie ryczałaś przez sprzęt?! -dziewczyna popatrzyła na mnie jak na kosmitę.
-Nie Lindo. -Dałam jej kartkę z listem od Justina. Ona wybałuszyła oczy.
-Alex. Na słówko.
Linda odciągnęła ją na bok. Co chwilę, któraś z nich patrzyła się na mnie. Nie wiedziałam o co im chodzi.
-ALE TO NIEMOŻLIWE!!!! -Wydarła się Al.
-NIBY CZEMU?!?!?! -Odkrzyknęła jej Linda.
-Może mnie wtajemniczycie?
-NIE! -Alex krzyknęła tak, że się przestraszyłam.
-Zamknij się do cholery! Aix. Wytłumaczymy ci to, ale nie teraz. O północy w Valedale. Alex. Idziemy. -Al wymruczała coś pod nosem i poszła razem z Lindą w stronę stajni Jorvik. Miałam mętlik w głowie.
Że co? Że jak?! The fuck?! O co im chodziło?
Nie wiedziałam. Nie byłam pewna czy pójdę tam. Po prostu się bałam.

Zostałam sama. Poszłam Stajniabucks. Zamówiłam sobie mocne espresso na wynos, po czym znowu poszłam do Jarhleim. Nie robiłam już przystanków. Ruszyłam prosto do teatru. Na razie nikogo nie było. Siadłam na krześle i zdjęłam buty oraz spodenki. Ubrałam moją białą spódnicę, pointy, po czym z westchnieniem wstałam. Zaczęłam się rozciągać. Kiedy uznałam, że jestem już dostatecznie rozgrzana, zeszłam ze sceny i wzięłam słuchawki z torby. Włożyłam je do uczu. Włączyłam sobie "In my blood".

Linda

Byłyśmy w Val. Konie stały spokojnie w boksach. Oprócz Meteora miałam, pod opieką ślicznego srokato-izabelowatego Pintabiana. Klacz miała na imię Sunhope. Koń pewnego dnia trafił do naszej stajni. Od naszej stajennej dowiedziałam się, że to Justin dał tu na przechowanie tego konia. Zdziwiło mnie to, bo miał swojego Thuna. Koń był nieufny. Akceptował tylko mnie i Alex. Jus zniknął, a my nigdy nie dowiedziałyśmy po co mu ten koń. Było to... z rok temu. Wzięłam jego sprzęt do pielęgnacji. Musiałam go wyczyścić.
-Musimy kupić Aix prezent na urodziny. -Alex nagle znalazła się przed boksem. Zmieniła temat. Całą drogę gadaliśmy o tajemniczym liście, ale zakończyliśmy ten burzliwy temat.
-To już za tydzień.
-Jeśli już o datach mowa to dzisiaj mija rok odkąd ten przybłęba się tu pojawił.
-Dziwne. Tydzień przed urodzinami Aix.
-I tego konia dał tu Justin.
-A Justin kochał Aixę!
Na kilka chwil nastała cisza.
-Musimy iść do Amfy!
Tak nazywałyśmy naszą stajenną, bo zawsze zachowuje się tak jakby była na haju. Serio. Tak się kołysze i ma takie dziwne oczy...
-Amfaaaa!
-C- czego? -wycedziła dziewczyna.
-Pamiętasz tego chłopaka o czarnych włosach? On dał nam tego Pintabiana na przechowanie.
Dziewczyna musiała dłuższą chwilę pomyśleć.
-A teeeeen. No i co z nim?
- No słuchaj. Tylko uważnie. Czy oprócz konia dostałaś od niego coś jeszcze?
-Nie wiem.
-Ożyj! Dostałaś coś jeszcze.
-Aaaa...  chyba coś tam jeszcze było.
-Przypomnij sobie! -Alex potrząsnęła Amfą.
-Ale spokojnie. Bez nerwów. Chyba był jeszcze jakiś sprzęt.
-I przez rok nikomu o tym nie powiedziałaś?! -mnie też puściły nerwy. Al puściły już na początku.
-Gdzie dałaś do cholery ten sprzęt?!?!?!
-Anastazja, spokojnie.
-Mam na imię Alex. Gdzie jest ten sprzęt? -próbowała być opanowana.
-Jest chyba w drugiej siodlarni.
-Dzięki za nic! -krzyknęła Alex na odchodne. Od razu tam pobiegłyśmy. Faktycznie. W tej nieużywanej siodlarni był sprzęt dla konia o imieniu Sunhope. Wyglądał jak nowy. Na siodle leżała koperta. Popatrzyłyśmy się na siebie. Delikatnie wzięłam kopertę. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać na głos.
- "Droga Aix! Wesołych urodzin! Myślę, że spodoba ci się ten prezent. Tak. Sunhope od dzisiaj jest twoja. Sprawdzi się w skokach. Czuję, że jej zaufasz.

PS.  Ja... cię kocham. "
Alex upadła na podłogę. Dostała ataku drgawek. Turlała się po podłodze jak chora na głowę.
-Ahfkdnkzjsksnwosjsjnjjjkso...
-Alex! Co ci jest?
-Atak cukrzycy! Hawździlii.
-Eh... -walnęłam facepalma. Nagle ona przestała.
-Ty się nie cieszysz?
-Przepraszam. Iiiiiiii!!! -zaczęłam skakać i piszczeć. AIXSTIN!!!
-Teraz zostaje pytanie. Dzisiaj czy w urodziny.
-Dzisiaj... -chciałam powiedzieć coś więcej, ale miałam wizję. Odsunęłam się na podłogę.
W skrócie: 16 urodziny Aix zdecydują o losie świata. Oraz będzie miał miejsce pewien konflikt. Wybierze on tą wszechmocną... No i Jus. Musimy przypomnieć mu o tym, że jest Jeźdźcą Duszy.
-Jak wizja? -zapytała przejęta Alex, z podłogi.
-Będzie dużo roboty i dużo dram, ale chyba damy radę. Ch- chyba...

Nie mam co napisać. 836 słów.

Zawsze inna {w trakcie poprawy}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz