Chapter XV

449 32 3
                                    

Rodzinna Haddocków po raz pierwszy od wielu lat razem współpracowała, Stoick był zadowolony, że mógł spędzić więcej czasu z synem, jednakże Czkawce chodziło tylko o to, żeby wyeliminować zagrożenie.

Po wyjściu z twierdzy rozkazał każdemu wikingowi, żeby stawił się w twierdzy na ważną informacje. Nikt nie wiedział o co może chodzić wodzowi, niektórzy myśleli, że chce ukarać swojego syna za jego przestępstwa wobec wyspy. 

W samo południe wikingowie stawili się na wezwanie wodza w twierdzy, na swoim tronie siedział Stoick, ale nigdzie nie było śladu po Czkawce. W sali panowały rożne rozmowy na temat tego zebrania, przez to w sali był istny chaos. Nawet kiedy wódź wstał one nie ustały.

- Cisza. - przemówił, nikt go nie słuchał. Co go lekko denerwowało. - Cisza! - spróbował jeszcze raz i znowu nic. Dopiero kiedy zaryczała nocna furia szatyna, lud przestraszony zamilkł i spojrzał po raz pierwszy na wodza. - Nareszcie zwróciliście na mnie uwagę. - powiedział lekko uśmiechnięty. Na co wikingowie się zaśmiali. - Zastanawiacie, się dlaczego was tu ściągnąłem w tak piękny dzień. Chodzi o to, że prawdopodobnie grozi nam niebezpieczeństwo. - chuligani zaczęli między sobą szeptać. - Dlatego, musimy polepszyć naszą obronę. Patrole wyspy będą się odbywać częściej. - na co tłum nie był zadowolony.

- Wodzu skąd masz takie informacje? - spytał Sączyślin.

- Ode mnie. - wyszedł z cienia Czkawka. Lud nie był do końca przekonany, czy wieści od tego zabójcy mogą być prawdziwe.

- Skąd mamy wiedzieć, że mówisz prawdę? I skąd masz takie informacje. I jaką mamy pewność, że to ty nie jesteś tym zagrożeniem. - dramatyzował ojciec Smarka.

- Mówię prawdę bo zawsze to robię, nie mogę wam powiedzieć skąd mam informacje i na pewno nie jestem tym zagrożeniem. - odpowiedział na każde pytanie Jorgersona. - Nawet jakbym był to raczej nie mówił bym tego wodzowi wyspy, więc z łaski zamknij już tą mordę. - warknął w jego stronę i wskazał ręką na swojego ojca, żeby kontynuował.

- Więc jak mówiłem, musimy polepszyć obronę wyspy, nie wiemy jednak jakie to może być zagrożenie, lecz prawdopodobnie będzie to oblężenie wyspy. Możecie nie ufać mojemu synowi ale jednak ja mu ufam i wiem, że popełnił zbrodnie na mojej wyspie. Ale to nie znaczy, że macie nie wykonywać moich rozkazów! - krzyknął w stronę ludu. - Jak sprzeciwiacie się wodzowi to nie jesteście lepsi! - chuligani zamilkli wiedząc, że wódź ma racje. - Więc macie się słuchać moich rozkazów! Wszyscy zebrani tutaj mają stawić się do Pyskacza na ostrzenie broni, patrole wyspy będziecie kilka razy dziennie. - teraz spojrzał na szatyna który uważnie słuchał się ojca. - A co do ciebie Czkawka pomożesz w wytresowaniu kilku smoków dla wybranych przez zemnie osób. - zielonookiego po prostu wryło w ziemie.

- Chyba sobie żartujesz. - syknął. - Nie będę tresował wam smoków! 

- Właśnie, że będziesz albo sobie inaczej pogadamy. Smoki mogą nam pomóc w walce z wrogiem. A się składa, że ty dobrze znasz smoki. Dobrze wiesz, że sam nie wygrasz tej jak to mówisz wojny która nadchodzi. Musisz sobie dać pomóc i współpracować w ludźmi zamiast ich zabijać. - szatyn westchnął, ponieważ wiedział, że jego ojciec postawił dobre argumenty.

- No dobrze, dla kogo niby mam je wytresować i lepiej żeby to była mała liczba osób...

- Znasz ich bardzo dobrze.. - lekko się uśmiechnął. - To Astrid, Śledzik, Sączysmark, Mieczyk i Szpadka. 

- Ty chyba sobie zemnie żartujesz. Większych idiotów mi nie mogłeś dać? - spojrzał również krótko na wymienione osoby które również były zdziwione zachowaniem wodza. No bo nie na co dzień się słyszy, że będą musieli współpracować ze zabójcą ich ludzi i smokami co było wręcz niedorzeczne. Uczono ich, że smoki trzeba zabijać bo są to krwiożercze bestie. - Dobra, wasza piątka ma się stawić jutro z samego rana na arenie. - warkną w stronę jego rówieśników. I po prostu wyszedł z twierdzy.

- Koniec zebrania! Możecie odejść. - ponownie krzyknął i zszedł z tronu.

Berkarianie tak jak mówił Stoick ruszyli w stronę ogromnych drzwi a następnie po swoje bronie które zazwyczaj trzymali w domach, ponieważ nie było potrzeby ich używania. Pyskacz miał pełne ręce roboty, wiedział jednak, że nie może zawieść swojego przyjaciela i jego syna który się odnalazł po tych kilku latach, wiedział również, że Stoick chce odbudować ich relacje i naprawić swoje błędy kiedy jeszcze Czkawka mieszkał na Berk. 

Wikingowie zaczęli swoje pracę bardzo wcześnie, ruszyli naprawiać mury które były już trochę stare, no bo w końcu na Berk nie było od wielu lat wojny więc nie było takiej potrzeby.

Banda Smarka zebrała się przed areną o świcie tak jak kazał im Czkawka, oczywiście Sączysmark narzekał, że nie może dłużej sobie pospać. Ale to nie było nic dziwnego. Kiedy w końcu postanowili wejść na arenę zauważyli, że nie są już sami a przed nimi stał odwrócony od nich plecami przy swojej nocnej furii Czkawka.

- Dłużej się nie dało? - zapytał lecz nikt nie zdążył odpowiedzieć. - Nie ważne i tak nie chce tego słuchać.. Więc możemy zaczynać smocze szkolenie? 

~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~

Trener Czkawka

Mam nadzieję, że się podobało!

Seeya!

~skeuR





Legendarny MieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz