Chapter XVII

428 26 4
                                        

Kolejny dzień, kolejne przygotowania wioski, kolejny trening Czkawki z rówieśnikami, w tym dniu szatyn miał zacząć trenować młodych wikingów łagodniej, czyli oczywiście bez bicia, no chyba, że ktoś naprawdę mu podpadnie i tutaj mam na myśli Sączysmarka który zawsze najbardziej denerwuje bruneta.

 Śledzik się za bardzo boi więc nie będzie stawiał problemu. 

Trudniej będzie z bliźniakami którzy chcą co chwilę coś rozwalić i są również jak Smark nie słuchają za bardzo jeźdźca, co go to denerwuje.

A Astrid, nie będzie problemem nawet gdy nie lubi być pouczana to słucha i wyciąga praktycznie wszystko z lekcji o smokach. 

Na arenie Czkawka zjawił się jako pierwszy co go nie zdziwiło bo zawsze tu przychodzi jeszcze przed czasem zbiórki która była o wschodzie słońca. Do wczesnego wstawania był już przyzwyczajony i łatwo mu się wstawało, co nie można było powiedzieć o jego podopiecznych.

Minęło z godzinę a ich nie było, w Haddocku rósł większy gniew, postanowił porzucać jego sztyletami w tarcze powieszoną na ścianie, w skutku czego mógł rozładować swój gniew, rzucał z taką siła, że w końcu tarcza pękła na pół. Został mu jeden sztylet w ręce, kiedy jego rówieśnicy nareszcie zjawili się na arenie. I właśnie w tamtą stronę poleciał sztylet. Przelatując każdemu przed oczami.

- Oszalałeś?! Mogłeś mnie zabić! - krzyczał zdenerwowany Smark

- I tak pewnie zginiesz jako pierwszy w walce, więc mała by była strata. - odpowiedział spokojnie szatyn. - Przynajmniej macie nauczkę za to, że nie stawiacie się na czas. - powiedział już bardziej groźniej. 

- I ty się dziwisz czemu nie chcemy przychodzić na te treningi. - wtrąciła się Astrid. - Cały czas albo nas krytykujesz, wyzywasz, nastraszasz i robisz z nas żywą tarcze. - tym razem warknęła.

- Chciałem się zmienić, przez większość nocy w kuźni myślałem jak ułatwić wam treningi, ale chyba jednak zmienię zdanie i dalej będę dla was kutasem. - wysyczał i obdarzył ich lodowatym spojrzeniem.

- Taki jesteś kozak? To wyzywam Cie na pojedynek. - powiedział z dumą ponownie czarnowłosy.

- Jesteś tego pewien? - wolał się upewnić zanim coś mu połamie. - Za żadne obrażenia nie odpowiadam.

- Tak jestem!

- No to wybieraj broń. - powiedział i się odwrócił do niego plecami.

Sączysmark wybrał miecz i zauważył, że jego przeciwnik jest od niego odwrócony, więc chciał to wykorzystać i rzucił się na Haddocka, wtedy niespodziewanie dla niego szatyn szybko się odwrócił, wyciągnął piekło i zablokował ostrze Jorgensona, szatyn odepchnął swojego przeciwnika i od niego odskoczył. Smark ponownie spróbował zaatakować, więc w okrzyku bojowym i w wyskoku rzucił się na zielonookiego i nie trafił. Wtedy Czkawka postanowił trochę zaatakować, lecz czarnowłosy dobrze się bronił, Sączysmark próbował kopnąć przeciwnika lecz on zablokował jego atak swoją nogą i uderzył prosto w twarz Smarka. Kiedy Smark był zdezorientowany jeździec szybko przykucnął i uśmiechnął się zwycięsko. Podciął nogi Jorgensona, wstał i podłożył mu piekło pod gardło.

Śledzik z niewiadomych powodów zaczął klaskać, ale od razu przestał kiedy tylko Czkawka na niego spojrzał.

- Wygrałem. - powiedział spokojnie. - A teraz wracać do treningu! - tym razem wywrzeszczał te słowa.

Po skończonym treningu jeździec mógł chwile odetchnąć, patrzył jak jego rówieśniki opuszczają arenę, wtedy wpadł na pomysł, postanowił zrobić patrol wyspy i przy okazji trochę polatać z nocną furią, czego praktycznie nie robili od czasu gdy zjawili się na wyspie. Pośpiesznie wyszedł z areny, wszedł na smoka i już miał odlatywać kiedy usłyszał czyiś głos. 

- Czkawka! - usłyszał, odwrócił się i zauważył swojego ojca który zmierzał w jego kierunku. - Gdzie lecisz? Chyba nie chcesz nas teraz opuścić? - spytał Stoick, z obawą, że jego syn chce znowu go opuścić. 

- Nie, nie  bój się jeszcze was nie opuszczam. Chce po prostu zrobić lekki patrol i odpocząć, a jedyny na to sposób to latanie. - odpowiedział mu pośpiesznie bo chciał już być w powietrzu wraz z najlepszym przyjacielem.

- Oh, dobra tylko wróć szybko. - powiedział trochę szczęśliwszy, że będzie mógł trochę więcej czasu na spędzenie z synem. 

Czkawka już mu nie odpowiedział tylko szybko wystartował, kiedy był już na niebie czuł się praktycznie jak w domu, nigdzie nie było mu tak dobrze jak w powietrzu, mógł się w końcu odstresować, odpocząć od wszystkich i być sam na sam z przyjacielem.

Z powietrza widział wszystkich jak mrówki, które mocno pracowały, niektórzy nawet na niego patrzyli, bo nie na co dzień jest możliwość podziwiania samego Czarnego Jeźdźca w akcji.

- Mamy jakaś widownie tam na dole Szczerbek, to co popisujemy się czy na spokojnie? - zapytał głaszcząc bok smoka, odpowiedział mu pomruk, oczywiście nie wiedział co on może oznaczać ale znając go i nocną furie to jak zwykle poszli na całego. 

Zaczęli robić na spokojnie, latali wokół skał omijając wszystkie slalomem, kiedy ominęli ostatnią skałę, zaczęli robić beczki, na koniec zostawił jego popisowy numer czyli zeskoczenie ze smoka.

Wszyscy wikingowie wraz z ojcem szatyna którzy oglądali poczynania młodego Haddocka wstrzymali oddechy.

Kiedy Czkawka zbliżył do ziemi rozłożył swoje skrzydła zrobione z łusek nocnej furii. Stoick mógł odetchnąć a reszta zaczęła wiwatować i klaskać. Jeźdźca jak zwykle złapał Szczerbatek i znowu latali razem nad Berk.

Z góry widział powiększone i grubsze mury wioski, ludzi którzy biegali w te i  z powrotem z potrzebnymi rzeczami. Kiedy wiedział, że tutaj nie ma co oglądać odleciał dalej.

Lecieli spokojnym lotem i cieszyli się swoim towarzystwem, mieli w końcu spokój od tych wszystkich ludzi i treningów. 

Na ich nieszczęście musieli na kogoś trafić...   

~~~~

Podobał się? 

W następnym będzie więcej akcji więc oczekujcie!

Seeya!

~skeuR

Legendarny MieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz