Chapter XI

533 35 3
                                    

Stoick zaniemówił, nie potrafił wymówić najkrótszego słowa. 

No bo jak?

Stoi przed swoim jedynym synem, o którym słuch zaginął. Czuł gniew, chciał krzyczeć na niego jak za dawnych lat, ale nie potrafił, czuł również szczęście, że widzi syna jako dorosłą osobę. Nagle przypomniał sobie, że jest również Czarnym Jeźdźcem osobą która zabiła mnóstwo osób, zabijała na jego wyspę. Przelotnie spojrzał na jego bronie, pierwszą jaka mu się rzuciła w oczy było piekło. Musi być uzdolniony w kowalstwie. - pomyślał Stoick. Następną bronią był miecz w pochwie na jego plecach, nie mógł dokładnie powiedzieć co to za rodzaj miecza, ale wiedział jedno, że to miecz nie z tej planety.

Czkawka wpatrywał się w ojca i trudno było mu dokładnie powiedzieć co czuje, na pewno czuł gniew tego nie dało się ukryć, ale potem jego wyraz twarzy złagodniał...

- Dlaczego? - usłyszał cichy głos swojego ojca. - Dlaczego uciekłeś? Dlaczego teraz powracasz i się mi ujawniasz? - zapytał załamanym głosem. Czkawka westchnął.

- Z powodu ucieczki nie muszę Ci się tłumaczyć, ponieważ dokładnie znasz jej powód. - odparł szatyn. - A jeżeli chodzi dlaczego teraz, to dlatego, że odnalazłem pewny miecz. - wyciągnął ostrze z pochwy i położył na stole przed nim. - Ten miecz należał do Odyna. - powiedział a Stoick po prostu zaniemówił znowu. - Ma nie zwykłą moc i jak z legendy wynika jestem jedyny godzien tego miecza... Niestety kiedy wyciągałem go z skały i pochłaniałem jego moc, nie dostałem jej całej. - tutaj pokazał jak dotykał obiema rękami rękojeści i z miecza wydobywał się niebieski dym, Stoick wpatrywał się w ostrze jak zaczarowany.

- Straciłem przytomność . - kontynuował swoją wypowiedź. - W tym czasie sam Odyn i jego syn Thor zeszli do mnie z Asgardu...

- Spotkałeś samego Odyna i Thora?! - tutaj Stoick krzyknął z zafascynowania.

- Tak. - warknął Czkawka. - I teraz bądź tak łaskawy i mi nie przerywaj. - brodaty przytknął. - No więc kontynuując Odyn powiedział, że nie posiądę pełnej mocy mieczy dopóki nie stawie czoła swojej przeszłości. Tutaj chodziło o Berk, wtedy wiedziałem, że muszę wrócić. - skończył i usiadł wciąż trzymając ostrze..

- Czyli jakbyś nie znalazł miecz, byś tutaj nie wrócił? - zapytał z strachem w głosie..

- Prawdopodobnie nie. - mruknął.

- Jak chcesz sprawdzić czy otrzymałeś pełną moc miecza?

- Właśnie nie mam pojęcia, nie czuję żadnej różnicy. - odparł obracając mieczem. Stoick przypomniał sobie o jego ranie na ramieniu. 

- A powiesz co Ci się stało w ramie? - zapytał, zauważył, że jego syn się spiął na to pytanie. Westchnął i odsłonił swoje ramie. Stoick zamarł kiedy zauważył, że mały kawałek jego ramienia jest z kamienia. Spojrzał na Czkawkę, domagając się wyjaśnień.

- Jak Gothi, wtedy na arenie do mnie podeszła, powiedziała mi, że krąży nade mną klątwa tego miecza. Mówi ona, że zawsze jak będę zabijał własnie tym mieczem jakaś część mojego ciała będzie zamieniać się w kamień.

Stoick nie mógł uwierzyć w słowa zielonookiego, dopiero co dowiedział, że jego syn żyje a teraz się dowiaduję o klątwie która może go zabić?

- To wyrzuć ten miecz. - powiedział wyrzucając ręce w górę. Czkawka lekko się uśmiechnął.

- Nie, od mojej ucieczki szukałem go przez cały czas, nie zrezygnuje z niego dlatego, że jest nałożona na nim klątwa. - odparł swojemu ojcu... I nastała cisza.

- Na ile zostaniesz na Berk? - zapytał przerywając cisze. Stoick miał nadzieje, zostanie na stałe.. Czkawka nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ ktoś wtargnął do domu wodza. Brunet szybko schował głowę tak, żeby ta osoba nie widziała jego twarzy.

- Wybacz wodzu, tak długo nie wychodziliście, że myśleliśmy, że coś Ci zrobił. - po głosie wywnioskował, że był to Pyskacz. Serce zabiło mu mocniej na dźwięk głosu jego starego nauczyciela.

- Jak widać żyje. - warknął Stoick w jego stronę. - Stało się coś jeszcze? - zapytał trochę spokojniej. 

- Tak jakby ludzie chcą zabić tego Koszmara Ponocnika.. - Czkawka kiedy to usłyszał natychmiastowo ubrał swoją maskę, wybiegając z domu mijając ojca i Pyskacza a wraz za nim podążał Szczerbatek.

Czuł gniew, zabije każdego nie ważne, że są z Berk, jeżeli coś się stanie smokowi to nie życzy dobrze dla tego co spowodował mu ból. Mijał kolejnych mieszkańców którzy wpatrywali się w niego z przerażeniem, Czkawka miał to gdzieś co czują dla niego liczył się tylko smok. Był już przy arenie kiedy usłyszał ryki smoka. Szybko wparował na arenę i zauważył, że to właśnie Sączysmark chciał ubić smoka, dał znać Szczerbkowi, żeby oczyścił drogę z zasłaniających ludzi widoku na smoka. Kiedy miał czystą pozycje podbiegł do Jorgersona wyciągając miecz i podkładając mu pod gardło

- Nie radze tego robić. - syknął przez zęby szatyn. Smark na niego spojrzał i przełknął ślinę. Chciał go zabić teraz, tutaj za te wszystkie lata za to co robił temu Koszmarowi, miał własnie pociągnąć za miecz, przez co poderżnął by gardło czarnowłosemu. Lecz przerwał mu w tym krzyk jego ojca...

- CZKAWKA!

~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~ ~~*~~

Wiem, że trochę zepsułem z końcówką i tak szybko ujawniłem tożsamość Czkawki ale taki właśnie był plan.

Mam całą opowieść w głowie i w takim momencie jest własnie to ujawniane..

Ale i tak mam nadzieje, że się spodobał! :)

Seeya!

~skeuR









Legendarny MieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz