12.

1.7K 59 13
                                    

Wczoraj gotowałam z mamą większość potraw na wigilijny stół. Skończyłyśmy o północy. Odwiedzą nas dwie siostry taty ze swoimi rodzinami, dlatego jedzenia musiało być trochę więcej niż zawsze.

Wstałam godzinę temu, żeby przygotować sobie ubranie. Postanowiłam, że włożę dziś sukienkę. Czerwoną, na szerokie ramiączka, z rozkloszowanym dołem. Tyle że nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Przecież nie zabierałam jej ze sobą do akademika, bo była mi tam niepotrzebna.

– Gdzie jest moja czerwona sukienka? – zrezygnowana postanowiłam zapytać mamy.

Może ona ją gdzieś przełożyła.

– Poszukaj w szafie.

– Nie ma jej tam! – podniosłam głos.

Już podejrzewałam, gdzie była moja sukienka. Obym się myliła.

– Może Mai pożyczyła – powiedziała spokojnie, a we mnie zaczęło się gotować. – I tak jej nie nosisz.

Oh, i to był idealny powód, żeby zabierać mojej rzeczy?

– Dlaczego ta mała kurwa rządzi się moimi rzeczkami?! – wrzasnęłam.

Miałam ochotę rozszarpać gówniarę i miała naprawdę wielkie szczęście, że jej tutaj nie było.

– Licz się ze słowami!

– Nie rusza się cudzych rzeczy bez pozwolenia, inaczej to kradzież! Sama mnie tego uczyłaś, mamo! – wrzeszczałam jej w twarz i poszłam do siebie.

Wściekła powyrzucałam z szafy ubrania kuzynki. Wybrałam jej ulubione spodnie i spakowałam do swojej torby. Niech szuka, wywalę je w drodze do akademika. Spakowałam swoje wszystkie rzeczy, które do tej pory zostawiłam w domu. Nie chciałam, żeby cokolwiek zginęło albo wpadło w ręce Mai. Wolałam je zgubić gdzieś w akademiku.

Nie wrócę już tutaj po świętach. Matka jasno mi dała do zrozumienia, że to już nie było moje miejsce. Skoro nie miałam swojej sukienki, postanowiłam, że ubiorę jeansy i jakiś podkoszulek. Nie będę się stroić dla tej rodziny. Włosy związałam w kucyka i nawet nie nałożyłam na twarz podkładu. Moja cera nie wyglądała źle, ale wolałam mieć jakiś makijaż na co dzień. Jednak dziś sobie darowałam. Oleję rodziców tak, jak oni mnie zawsze. Zresztą i tak pewnie nie zwrócą na to uwagi i skomentują krótkim: „Trochę się ostatnio buntuje". Pff, nie buntowałam i nie ostatnio.

Około osiemnastej zaczęli schodzić się goście. Starsza siostra taty przyjechała z synem, jego żoną i dwójką maluchów. Lizzie miała dwa latka, a Chris dziesięć. Ciocia Eliza przyjechała z mężem i dwiema córkami, Alice i Melindą. Starsza miała dwadzieścia lat, a młodsza siedem. Spora różnica wieku, ale ciotka była przekonana, że już nie będą mieli dziecka. A tu bum, pojawiła się Melinda. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo, ale moi rodzice tego nie podzielali. Widocznie za bardzo dałam im w kość, a może to dlatego, że nigdy nie chcieli dziecka, a ja byłam wpadką. Mama nie miała wyboru i musiała mnie urodzić. Nie wiedziałam, czy jej za to dziękować, czy żałować, że mnie gdzieś nie zostawiła.

Czasami bywały dni, kiedy myślałam, że beze mnie byłoby im lepiej. Nie musieliby mieć do nikogo ciągłych pretensji. Nie musieliby walczyć ze zbuntowaną nastolatką. Byłam pewna, że mama zazdrościła swoim koleżanką córek. One były grzeczne, miłe, dobrze się uczyły i nie stwarzały problemów.

Gdy mama mnie zobaczyła, kazała iść się przebrać.

– W co skoro w tym domu nie ma ani jednej moje sukienki?

Naprawdę chciałam dzisiaj włożyć sukienkę, ale jedyną, jaką posiadałam, miała teraz ta mała suka. Niech tylko wróci. Pewnie myślała, że wyjadę zaraz po świętach, ale poczekam na nią. To się zdziwi, gówniara.

Zwątpienie (Seria Długa Droga Tom I) - [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz