17. Lloyd

1K 108 13
                                    

Dotarliśmy na miejsce w sam raz. Kai'owi udało się zaparkować na ostatnim miejscu przed domem kultury, dlatego się nie spóźniliśmy. Przed wejściem każdy z nas dostał pieczątkę na nadgarstku, do końca nie byłem pewny po co. Zauważyłem, że wujek Wu zaprowadza wszystkich na główną salę. Podziwiałem go zawsze za to poświęcenie dla młodzieży i to ile robi dla swoich uczniów. Pomachałem do niego, a on tylko mi skinął głową i laską wskazał, że mamy wejść do środka. Dyskoteka jeszcze dobrze się nie zaczęła, ale światło było już zgaszone, muzyka grała i parę osób nawet już tańczyła. Reszta siedziała przy stolikach i czekała na swoich towarzyszy lub przyjaciół. Wow dziwnie było zobaczyć tych wszystkich ludzi poza szkołą i nie w mundurkach. Zauważyłem, że moja „ulubiona" grupka, założyła swoje ukochane stroje motocyklistów. Ja jednak próbowałem się nimi nie przejmować i poszukiwałem wzrokiem białowłosej dziewczyny.
- Chodźmy lepiej zająć jakieś miejsca przy stoliku - przerwał moje poszukiwania Jay.
- Chodźcie tam - zaproponował brat Nya'i - siedzi tam mój znajomy z dziewczyną, możemy się do nich przyłączyć.
- Nie dzięki braciszku - zaczęła ciemnowłosa, ale Walker jej przeszkodził.
- Świetny pomysł! - wszedł jej nie świadomie w słowo.
Tak więc Kai zaprowadził nas do swoich znajomych z ostatniej klasy. Jay policzył krzesła i zajął nam pięć.
- Jeszcze jedno - szepnąłem do niego.
- Jak to - zdziwił się chłopak i zaczął nas liczyć - raz, dwa, trzy... nie no dobrze jest. Chyba matma nie jest twoją dobrą stroną.
- Czekam jeszcze na Harumi - powiedziałem mu, po czym odwróciłem głowę, żeby nie zobaczył mojej zarumienionej twarzy.
- Uu - zaśmiał się chłopak - czemu mi nie powiedziałeś wcześniej?
- A po co miałbym ci o tym mówić? - spytałem siadając przy stoliku, nadal nie patrząc na Jaya.
Ten znowu się zaśmiał, a gdy miałem go spytać co go tak bawi, ktoś zakrył mi oczy rękami i widziałem już tylko ciemność.
- To nie jest śmieszne Jay
Na te słowa chłopak zaczął się śmiać jeszcze głośniej, a ja swoją ręką dotknąłem tych co zakrywały mi oczy. Och... to nie był Jay. Te dłonie były zbyt delikatne jak na niego...
Ostrożnie zdjąłem ręce z moich oczu, obróciłem się na krześle i spojrzałem w oczy Harumi, która za mną stała.
Miała na sobie zieloną sukienkę i jak zawsze związane do góry włosy.
- Nie przywitasz się? - spytała uśmiechając się.
- Czeeść Rumi - powiedziałem po chwili, gdy w końcu mogłem wydobyć z siebie słowo.
- Mogę usiąść? - pokazała miejsce obok mnie.
- Jasne - wyprzedził mnie Jay.
- Jesteś z klasy Lloyda? - spytał Kai, który siedział na przeciwko mnie.
- Tak - odparła i spojrzała na mnie unosząc brwi.
Czy przeszkadza jej obecność Kai'a? Na początku roku mówiła, żeby nie zadawać się z popularnymi. Ja też go za bardzo nie znam. Ale Nya jest bardzo sympatyczną osobą. To jej brat może naprawdę też taki jest? Już miałem ją o to zapytać gdy do naszego stolika podbiegła jakaś dziewczyna.
- Heej Kai - powiedziała i uwiesiła się mu na szyi.
Kai przerwał rozmowę ze swoim znajomym, który jak usłyszałem nazywa się Zane i spojrzał na rudowłosą dziewczynę.
- Cześć Sky - przywitał się z nią - Już ze mną gadasz?
Ja razem z Harumi, Jay'em, Cole'm i Nyą przyglądaliśmy się tej sytuacji, siedząc na przeciwko. Coś mi się nie zgadzało z tą dziewczyną.
- Jaaa, nie gadałam z tobą? - spytała dziewczyna, bujając się w przód i w tył.
- O rany, Skylor ty jesteś pijana! - powiedział Smith przyciszonym głosem, wstając z siedzenia.
- Nieprawda - powiedziała, ale nikt już jej nie uwierzył.
- Skylor, ty nie pijesz. Co się stało? - zmartwił się chłopak.
- Niiic
Kai'a jednak to nie przekonało i nie wiem dlaczego, ale zaczął oglądać jej ręce.
- Może pójdę z nią do łazienki? - Nya jako jedyna zaproponowała pomoc.
- Pójdę z wami - zasugerowała dziewczyna, siedząca obok Zane'a - znam Skylor, chodzimy razem do klasy.
Obie wstały, jednak Kai machnął do nich ręką żeby znowu usiadły.
- Zaczekajcie - powiedział i podwinął rudowłosej rękaw sukienki - Skylor, kto ci to zrobił?
Spytał, patrząc na siniaki na jej ręce. Zasłoniłem ręką usta, żeby nie krzyknąć ze zdziwienia. Kto mógłby zrobić jej coś takiego? Chociaż jej nie znałem, zrobiło mi się jej żal.
Dziewczyna chyba trochę się opanowała, bo usiadła na wolnym krześle i zakryła oczy dłońmi. Kai natomiast wstał jak oparzony i złapał ją za ramiona.
- Czy to był twój ojciec? - spytał, już wkurzony chłopak.
Skylor tylko przełknęła ślinę, ale to był dla chłopaka chyba jakiś znak, bo od razu ruszył przed siebie.
- Kai pożałujesz tego! - krzyknął za nim Zane.
- To on pożałuje! - odpowiedział mu tylko.
Spojrzałem najpierw na Kai'a, a potem na blondyna.
- Co on zamierza zrobić? - spytałem wszystkich przy tym stole.
- Idzie do jej ojca - odparł powoli Zane.
- Teraz wybiera się do jej domu? - spytałem niepewnie, nie rozumiejąc czegoś.
- Lloyd - zaczął tłumaczyć mi Jay - ojcem Skylor jest profesor Chen.
- O matko - powiedziałem, gdy posklejałem fakty - trzeba go zatrzymać.
Zerwałem się z krzesła, przewracając przy tym kilka rzeczy, leżących na stole.
- Ej, chciałem je zjeść - powiedział Jay, patrząc jak paluszki lądują na ziemi.
Ja jednak go zignorowałem. Paluszki były teraz najmniej istotnym problemem.
- Cole, idziesz ze mną? - spytałem, wiedząc że sam nie zatrzymam szatyna.
Latynos skinął głową i podniósł się z siedzenia, a za nim od razu wstali Jay i Zane. Pobiegliśmy za szatynem, ale było już za późno. Dotarliśmy akurat, żeby zobaczyć jak Kai popycha profesora Chena.
- Jak mogłeś to zrobić? - krzyknął Smith - I ty uczysz w szkole?
Podbiegliśmy do niego i próbowaliśmy go odciągnąć, ale chłopak był silny.
- Przepraszam co to ma znaczyć!? - dopytywał się ojciec Skylor.
- Dobrze wiesz o co chodzi - syknął Kai i w momencie kiedy szykował rękę do zamachu na nauczyciela, przytrzymaliśmy go i wspólnymi siłami zabraliśmy na bezpieczną odległość.
Zane wypowiedział kilka słów przeprosin w kierunku profesora Chena, a ja z resztą chłopaków próbowaliśmy uspokoić Kai'a.
- Spadam do domu - powiedział jednak szatyn, nie mając ochoty zostać w tym miejscu. - Zane? Mógłbyś odwieźć Nya'ię kiedy będziesz wracać do domu? - zwrócił się do kolegi, któremu nic nie udało się załatwić z Chenem.
Jakoś nie powinienem być zdziwiony, że nie pomyślał o mnie i o chłopakach, którzy też mieli z nim wracać, jednak czułem się rozczarowany postawą szatyna, chociaż podwózka nie będzie trudna do załatwienia. Fajnie jednak by było jakby o tym pamiętał.
Postanowiłem, więc nie słuchać dalej rozmowy chłopaków i wróciłem do naszego stolika, gdzie jak się później okazało, zostały same dziewczyny.

Jak przeżyć liceum i nie zwariować /Według Lloyda Garmadona/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz