19. Jay

1.1K 107 9
                                    

- Cole słuchaj... - mówiłem przez słuchawkę w telefonie, idąc szosą koło ulicy - wszystko musi wyjść idealnie, nie mogę o niczym zapomnieć, chciałbym dmuchany zamek, ale...
- Koleś przystopuj - przerwał mi czarnowłosy - na mojej osiemnastce mówiłeś, że nie będziesz robił imprezy a teraz co? Skąd wziąłeś pieniądze?
- Oszczędziłem jednak - powiedziałem tylko. Nie wierzę, że zadaje teraz takie pytania.
- Jay ja cię znam - zaczął Cole - gdy tylko miałeś trochę pieniędzy wydawałeś na gry i słodycze.
- No dobra - przyznałem mu racje - nie mam tych pieniędzy, ale je uzbieram.
- Jak zamierzasz uzbierać w dwa tygodnie tyle forsy? - spytał najwyraźniej nie wierząc w nasze możliwości.
- Coś się wymyśli - w sumie ja też nie miałem jeszcze na to pomysłu.
- To po co zapraszałeś już ludzi? - oburzył się chłopak.
- Bo nikt by nie przyszedł gdybym zaprosił ich dzień przed!
- Nie wolisz wyjść po prostu gdzieś z kumplem?- zapytał mnie - Nie musisz na siłę robić tego przyjęcia.
- Ale ja chcę tę imprezę Cole - wyznałem mu - osiemnastkę ma się raz w życiu.
- Tak jak każde inne urodziny - prychnął chłopak.
- Nie o to mi chodzi - burknąłem.
- No dobrze, jeśli tak bardzo ci na tym zależy to pomogę ci - uległ w końcu mój przyjaciel.
- Wiedziałem, że zawsze można na ciebie liczyć- uśmiechnąłem się.
- Ale bez dmuchanego zamku - zaśmiał się chłopak.
- Dobra - odparłem - muszę kończyć, dochodzę właśnie do domu.
- Jasne - powiedział - do zobaczenia jutro.
- Paa - pożegnałem się i rozłączyłem.

Skręciłem właśnie w prawo, tak o to znajdując się na złomowisku, czyli moim domu. Otworzyłem szeroko drzwi przyczepy campingowej, która stała na środku, otoczona różnymi maszynami, częściami i innymi zbędnymi rzeczami.
- Dzień dobry! - przywitałem się wchodząc do środka - Wróciłem ze szkoły! Co jest na obiad?
Gdy nikt się nie odezwał zdziwiłem się. U mnie w domu rzadko bywa tak cicho. Oby się nic nie stało. Nie zniósłbym tego.
- Mamo, tato, gdzie jesteście!? - wołałem  rozglądając się po całej przyczepie.
- Tu jesteśmy skarbie! - zaszczebiotała Edna. Głos dobiegał zza przyczepy. Szybko tam pobiegłem, przywitać się z rodzicami.
- Hej wam - rzuciłem na przywitanie, przy okazji wciągając niebieską bluzę z kapturem, która znalazła się na niby werandzie.
- Czekaliśmy na ciebie synu - powiedział mój tata, a ja trochę się przestraszyłem.
Rodzice wydawali się zbyt poważni jak na siebie. Zrobiłem coś nie tak? Są źli na moje oceny?
- Przecież zawsze wracam o tej godzinie ze szkoły! - mam nadzieję, że nie chodzi moje zagadywanie się z chłopakami po lekcjach - nigdzie się nie szlajałem, przyrzekam.
- Mamy ci coś do powiedzenia kochanie - przerwał mi Ed - ale najpierw wejdźmy do środka.
Zrobiliśmy, więc jak powiedział, ale ta atmosfera wcale mi się nie podobała.
- Jay niedługo kończysz osiemnaście lat... - zaczęła moja mama, kiedy już usiedliśmy w naszej kuchni.
- Jestem tego świadom - odpowiedziałem jej - przyrzekam, że do tego czasu nie piłem, nie paliłem, ani nie robiłem innych nielegalnych rzeczy.
Powiedziałem, co nie było do końca prawdą, ale muszę zostać przecież ich kochanym synkiem, nawet gdyby mieliby coś złego mi teraz powiedzieć, co nie?
- Synu przestań się domyślać, bo i tak nie zgadniesz, co chcemy ci powiedzieć - po raz kolejny przerwał mi tata. - To naprawdę trudna dla nas rozmowa.
Te słowa wcale nie pomogły, jakby miały do tego służyć.
- O co chodzi? - spytałem więc.
- Kochanie... bardzo cię kochamy i wiesz, że nigdy nie chcieliśmy dla ciebie źle - zaczęła ponownie moja matka, co jeszcze bardziej nie podobało mi się od słów taty - wszystko co robiliśmy było dla twojego dobra.
- Do rzeczy proszę - nie wytrzymam dłużej tego napięcia.
Już chyba sobie włosy powyrywałem od tego.
- Jay jesteś adoptowany - powiedział na jednym tchu Ed.
- Że co? - miałem nadzieję, że robią sobie ze mnie żarty.
- Mieliśmy ci powiedzieć wcześniej - tłumaczyła matka - ale baliśmy się, że cię stracimy.
- To dlaczego teraz mi mówicie? - spytałem, ale oczy miałem zamglone.
- Chcemy żebyś wiedział przed osiemnastką - powiedział tylko ojciec.
Miałem nadzieję, że coś jeszcze powiedzą, ale tego nie zrobili. Matka chciała mnie przytulić, ale ja pobiegłem na zewnątrz, wziąłem swój rower i pojechałem do centrum Ninjago City.
- Jay! - usłyszałem tylko krzyk mamy za sobą i jej płacz, gdy się nie odwróciłem.

Przez jakiś czas krążyłem po mieście bez celu, kłębiąc się ze swoimi myślami. Kilka razy zatrzymałem się nawet, żeby sprawdzić w telefonie czy dzisiaj na pewno nie jest prima aprilis i czy rodzice nie odwdzięczają się za moje coroczne kawały. Ale nie wypadał dzisiaj u nas Prima Aprilis. Ani w żadnym innym kraju. W końcu postanowiłem wjechać w dobrze znaną mi uliczkę. Rzuciłem rower pod płot i zadzwoniłem do drzwi. Odrazu zasłoniłem sobie uszy, wiedząc co mnie czeka. Rozległa się wesoła melodia, a najstarszy mieszkaniec domu, nie kwapił się do otwarcia mi drzwi, lubiąc tą melodię. W końcu usłyszałem krzyki w stylu „Otwórz drzwi bo mi się nie chce" i po chwili w drzwiach stanął mój przyjaciel Cole.
- Jay? - było widać zdziwienie na twarzy Latynosa.
- Hej mogę zostać na noc? - rzuciłem tak po prostu i minąłem go w drzwiach, zostawiając go samego ze swoim zaskoczeniem.
- Dzień dobry - przywitał się ze mną tata Cole'a.
- Dzień dobry proszę pana - odpowiedziałem grzecznie i poszedłem do góry do pokoju ciemnowłosego i rzuciłem mu się na łóżko.
Nie powiem, że czasem czułem się u niego bardziej u siebie, niż we własnym domu. Ale wiem, że Cole ma tak samo.
- Co się stało? - spytał chłopak wchodząc do pokoju i niosąc na ręce pościel, którą pewnie zdążył już zabrać z sąsiedniej sypialni.
- Pokłóciłem się z rodzicami - skłamałem, odwracając się do niego plecami.
- Nie kłam geniuszu - powiedział, rzucając we mnie pościelą - twoja matka właśnie zadzwoniła do mojego ojca.
- To po co pytasz? - spytałem odkopując się ze sterty poduszek.
- Bo chce wiedzieć jak się trzymasz - sapnął - tak czy inaczej powiedzieliśmy twojej matce, że zostajesz u nas żeby się nie martwiła.
Powinienem być mu wdzięczny za teraz, za wszystko, za to, że jest moim przyjacielem. Ale nie potrafiłem oderwać myśli o tym, że moi rodzice to tak naprawdę nie moi rodzice. Myślałem, że jesteśmy podobni. Nie mam na to siły. Położyłem się na poduszce i obróciłem się do ściany. Chciałbym zasnąć i pomyśleć, że to wszystko było snem. Zamknąłem oczy, a ostatnie co usłyszałem to kroki Cole'a wychodzącego z pokoju.

Jak przeżyć liceum i nie zwariować /Według Lloyda Garmadona/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz