29. Jay

877 79 29
                                    

- Nie ma wątpliwości, że on tu mieszka - powiedział Lloyd, patrząc na wielki dom przed nami.
Nigdy nie widziałem tak wspaniałego budynku. Może to dlatego, że mieszkam na złomowisku. Ale sam fakt, że staliśmy przed domem Fritza Donegana, to znaczy Cliffa Gordona, wprawił mnie w osłupienie.
- Chce tam wejść.
- Co? - zdziwił się blondyn.
- Powiedziałem to na głos? - nawet nie wiedziałem.
- Mieliśmy zaczekać na niego przed - przypomniał - a nie włamywać się do domu.
- Podejdźmy chociaż do okna - prosiłem.
- To nadal będzie wtargnięcie na posesje - przypomniał syn dyrektora.
- No weź - jęknąłem - nikt nie zauważy.
- No dobra - uległ w końcu Lloyd - ale tylko na sekundę.
Ja go jednak już nie słuchałem. Jak na zawołanie podbiegłem do bramy, przerzuciłem plecak na drugą stronę i zacząłem się wspinać.
- Podsadzisz mnie? - spytałem młodego.
- Nie przejdziemy we dwójkę - zauważył blondyn.
- Damy radę - ja się tak łatwo nie poddaję. - Bingo! - krzyknąłem zauważając drabinę pod drzewem. - Spójrz tam, przyniosę drabinę, jak się tam dostanę.
- Nie podoba mi się to - odrzekł.
- A mi się nie podoba twoje marudzenie - sapnąłem.
Blondyn nie miał nic więcej do powiedzenia, więc przerzucił mnie na drugą stronę. Odrazu pobiegłem po drabinę i podparłem ją o ogrodzenie.
- Twoja kolej - powiedziałem, wchodząc spowrotem na mur i przekładając drabinę na stronę Lloyda. Chłopak nie przekonany wszedł na górę. - widzisz nie było tak źle.
Blondyn chyba mnie nie słuchał. Zamyślił się, albo zapatrzył się w tą cudowną posiadłość.
- Wszystko w porządku? - spytałem jednak.
- Nie do końca - szepnął chłopak, a ja przewróciłem oczami, gotowy wysłuchiwać, dlaczego nie powinniśmy tego robić - chodzi o moich rodziców.
- Już ci mówiłem... - zacząłem, ale za późno skapnąłem się co powiedział, na chwile zamilkłem, a potem dodałem - rodziców trudno zrozumieć.
Pomyślałem o swoich. Dlaczego nie powiedzieli mi prawdy wcześniej? Bali się, że mnie stracą? Jeśli tak, to fatalnie wyszło. Odwróciłem się od nich, a im tak na mnie zależy.
- Będzie dobrze - próbowałem rozwiać ten smutny nastrój, który na chwile zapadł, ale nie wiem, czy próbowałem pocieszyć jego czy siebie.
- Przepraszam - odparł młody i zeskoczył z muru - zapomniałem, że pokłóciłeś się ze swoimi.
- Ee nic się nie stało - próbowałem utrzymać jak zawsze uśmiech na twarzy - jeśli będziesz potrzebować się wygadać, to wal śmiało.
Blondyn jednak już nic nie powiedział, tylko podbiegł do okna posiadłości naszego aktora.
Razem obeszliśmy dom dookoła, podziwiając przez szyby wnętrze mieszkania.
- Myślałem, że będzie bardziej wypasiony - przyznałem - spodziewałem się motywów kosmosu i Fritza.
- Wiesz, to że gra Fritza nie oznacza, że jest jego fanem - powiedział młody, po czym obaj wybuchnęliśmy śmiechem, bo wiedzieliśmy, że nie da się nie być fanem Donnegana.
- Spójrz to chyba jego sypialnia - powiedziałem, gdy przeszliśmy obok pokoju z wielkim łóżkiem, sufitem w gwiazdy i mnóstwem zdjęć.
- Jay... - zaczął niepewnie Lloyd - widzisz te zdjęcia tam? Czy to nie przypadkiem...
- Ja? - wykrzyknąłem - ale o co chodzi?
Dlaczego Cliff Gordon ma w swojej sypialni moje zdjęcia? I to z każdego etapu mojego życia. Czy on śledzi swoich fanów? A może jest pedofilem? A może...
- Cliff Gordon jest moim ojcem - zdałem sobie sprawę.
I doskonale wie kim jestem, ale i tak nie chce mnie znać.
- To nie możliwe - szepnął młody Garmadon.
- A jednak - odparłem.
- Przecież to niesamowite! - przyznał Lloyd.
- Tak, ale nie raczył mnie o tym poinformować.
Nagle ktoś złapał mnie za ramię i już miałem odwrócić się do Lloyda, gdy usłyszałem głos starszego mężczyzny.
- Policja stać.
Chyba zapomnieliśmy o kamerach dookoła domu.
- Możecie mnie aresztować innego dnia? - jęknąłem - w najbliższym czasie mam moją imprezę osiemnastkową i chciałbym na niej być.
- Wtedy będziesz już pełnoletni i dostaniesz prawdziwą odsiadkę - ostrzegł mnie komisarz.
- A no fakt - wolałbym nie iść do więzienia.
Lloyd wyglądał na wystraszonego i to była moja wina. Musiałem coś wymyślić.
- Proszę nas puścić - błagałem - jesteśmy tylko ciekawskimi fanami.
- Jak każdy kogo tu znajdujemy - sapnął - zawieziemy was na komisariat, a z tamtąd odbiorą was rodzice.
- A nie możemy sami wrócić? - spytałem niepewnie.
Przecież nie powiem mu, że uciekłem z domu i nie mam ostatnio kontaktu z rodzicami. Siłą by mnie zawlókł wtedy na złomowisko. A jeśli chodzi o Cliffa Gordona to i tak by mi nie uwierzył.

Oczywiście, nic nie wskórałem i obydwaj czekaliśmy teraz na komisariacie za rodzicami. Lloyd podjadał cukierki, które stały na biurku policjanta, a ja próbowałem nie myśleć, jak bardzo będę miał przerąbane u rodziców i dyrektora szkoły, za wpakowanie młodego Garmadona w kłopoty.
Jednak zamiast zobaczyć głowę szkoły, spotkałem nauczyciela matematyki.
- Dzięki wujku za ratowanie mnie jak zwykle - przywitał się tak Lloyd z Wu.
- Dawno nie odbierałem cię z komisariatu - zauważył staruszek - i wolałbym już tego nie robić.
Jak to dawno tego nie robił? Lloyd nie raz już wpadał w takie kłopoty? Wyglada na niewinnego dzieciaka. Jak widać pozory mogą mylić.
- Przepraszam profesorze - próbowałem jednak załagodzić sytuacje przyjaciela - to z mojej winy Lloyd uciekł z lekcji.
- Nie przejmuj się Jay - odparł jednak mój nauczyciel - Lloyd za młodu robił gorsze rzeczy. Nie podoba mi się jednak, że uciekłeś ze szkoły.
Ostatnie zdanie wypowiedział do swojego bratanka.
- Przepraszam - powiedział skruszony Garmadon.
- Podwieźć cię do domu? - spytał mnie Wu.
- To zależy od pana policjanta - odparłem kwaśno.
- Jedź już - machnął ręką pan komisarz - ale więcej nie chce was tu widzieć.
Też nie miałem ochoty więcej mnie tu widzieć, więc ochoczo wyszedłem za moim kierowcą. Poprosiłem, żeby odwiózł mnie do domu Cole'a i podziękowałem za przysługę.
Szczęśliwym trafem ominąłem rozmowę z rodzicami na jakikolwiek temat.

***

W końcu nadszedł dzień mojej imprezy urodzinowej, więc od rana nie mogłem usiedzieć na nogach. Pan Brookstone w nocy wyjechał na swoje koncerty, a Cole poszedł od rana na siłownie, więc jak się obudziłem miałem cały dom dla siebie. Chodziłem w kółko, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zszedłem na dół, zjadłem płatki na śniadanie, odrzuciłem telefon od rodziców i zacząłem odpisywać na posty urodzinowe. Na stole zauważyłem pudełko ze swoim imieniem. To pewnie prezent dla od Cole'a albo jego taty. Otworzyłem go i ujrzałem figurkę Fritza Donnegana. Normalnie bym skakał z zawchytu, ale teraz nie wiem co myśleć o tym gościu. Nie powiedziałem jeszcze o tym mojemu przyjacielowi. Najpierw sam muszę wszystko przetrawić.
Włączyłem sobie telewizję, jednak nic ciekawego nie puszczali, więc ją wyłączyłem. Zadzwoniłem do Nya'i, która nie odebrała, więc chwile poleżałem na kanapie z głową w dół.
Po przedłużającym się odcinku czasu wrócił Cole.
- Co tak długo? - spytałem go jak tylko wpadł przez drzwi.
- Wszystkiego najlepszego Jay! - przyjaciel zamknął mnie w uścisku - Przywiozłem ci Happy Meal'a!
- Pojechałeś po siłowni do maka? - upewniłem się.
- Tak - odpowiedział poważnie chłopak i pogładził się po brzuchu - Sadełko musi zostać. Ale mniejsza z tym. Idziemy świętować twoje urodziny.
Po objedzeniu się jedzeniem z maka, spędziliśmy z Cole'm czas na wydawaniu pieniędzy. Najpierw pojechaliśmy na kręgle, później do kina, a na końcu udaliśmy się do baru karaoke, powydzierać się na cały lokal.
- Chyba trzeba wracać szykować imprezę - powiedziałem do Cole'a, gdy siedzieliśmy już w samochodzie jego taty.
- Wszystko już gotowe - odpowiedział uśmiechnięty.
- Ale jak to? - nie rozumiałem co miał na myśli.
Wyjeżdżaliśmy z jego domu zostawiając kompletny bałagan. Mieliśmy tyle do zrobienia. Trzeba było nadmuchać balony, porozkładać przekąski, pochować najważniejsze rzeczy...
- Zaufaj mi - mrugnął do mnie przyjaciel - ostatni przystanek, salon gier.
Jak miałem odmówić salonowi gier? Mógłbym codziennie prze 24 godziny grać w gry. Nie wiedzieć czemu one nie są tyle otwarte. Powinni to zmienić. Przecież mają takie cudownego klienta jak ja.
- Dobra, teraz musisz założyć tą chustę - powiedział Cole, gdy dojechaliśmy.
- Ale po co? - spytałem, jednak brunet mi nie odpowiedział, tylko założył mi przepaskę na oczy.
Zaprowadził mnie do salonu gier (Przynajmniej mam taką nadzieję, bo nic nie widziałem) i pozwolił odkryć oczy.
- Wszystkiego najlepszego Jay! - usłyszałem i posypało się ze wszystkich stron confetti.
Jak to się stało, że wszyscy, których zaprosiłem znaleźli się w moim ulubionym miejscu w Ninjago!? Odwróciłem się do Cole'a i przytuliłem go z zaskoczenia.
- Najlepsza impreza urodzinowa w dziejach! - krzyknąłem i jak na mój znak włączyła się muzyka.


____
Czyj wątek was najbardziej ciekawi?

Pozdrawiam
ladyangel8
____

Jak przeżyć liceum i nie zwariować /Według Lloyda Garmadona/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz