26. Lloyd

1K 85 6
                                    

Może nie przyjdzie, może nie przyjdzie, może nie przyjdzie. Modliłem się o to z całego serca poprawiając piąty raz sztućce na stole. Co z tego, że to był mój pomysł? Był to głupi pomysł i nie potrzebnie na niego wpadłem. Nie potrzebuję już Morro jako swojego przyjaciela, a jeśli chce być moim wrogiem to jego wybór. Nie powinienem go zapraszać. Oczywiście już słyszę w głowie głos wujka Wu mówiący „Dzień dobry Lloyd". Zaraz, co!? Nie to nie moja wyobraźnia. Wu przyszedł i właśnie stał w drzwiach naszego domu.
- Dzień dobry wujku - uśmiechnąłem się do niego.
No to mamy pierwszego gościa. Zaraz pewnie zacznie się pojawiać reszta. Chociaż obaj z tatą nie jesteśmy dobrymi kucharzami, zrobiliśmy zapiekankę, kilka sałatek i jakieś mięso. Przypominając sobie o tym, poszedłem do kuchni sprawdzić czy nic się nie przypiekło, a potem wróciłem na przedpokój witać się z gośćmi.
- Wezmę to - powiedziałem do wujka, gdy ten zdjął kurtkę i powiesiłem ją do szafy dla gości.
- Jak w szkole? - spytał, a ja uśmiechnąłem się do niego, bo doskonale wiedział jak jest u mnie w szkole, skoro był tam nauczycielem.
- Dobrze - odpowiedziałem, odprowadzając wujka na jego miejsce przy stole.
W tym momencie zadzwonił dzwonek, a ja popędziłem do drzwi. A co jeśli to Morro? Zacząłem się na nowo denerwować. Dlaczego ojciec przydzielił mi funkcje otwierania drzwi? Nie miałem więcej czasu na zastanawianie, ktokolwiek to był mógł marznąć, bo był to zimny wieczór.
Otwierając drzwi zdałem sobie sprawę, że nie mam zielonego pojęcia kogo mój ojciec pozapraszał. Do mojego domu właśnie wszedł nauczyciel z butelką szampana w ręce, przez którego niedawno jeszcze Kai został zawieszony. A za nim weszła jego córka, rudowłosa Skylor Chen.
- Dzień dobry - powiedziałem z grzeczności i odprowadziłem profesora do salonu.
Po tym szybko pokierowałem się do kuchni, gdzie był jeszcze mój ojciec, dopytać się o co chodzi.
- Tato, nie powiedziałeś, że zapraszasz Chena - szepnąłem.
- Sam przecież mówiłeś, że mamy ponaprawiać nasze relacje - odparł, mieszając coś w garnku. Był to naprawdę zabawny widok, jeszcze nigdy nie widziałem, żeby mój tata gotował.
- Chodziło mi bardziej o Wu i mamę - wyjaśniłem, podkradając przy tym jedno ciastko z blatu.
- Jak wszyscy to wszyscy - odparł, zabierając przed mną blachę z ciastkami.
Chciałem mu na to odpowiedzieć, jednak nie zdążyłem, bo znowu zabrzmiał dzwonek. Tym razem to była moja mama, którą odrazu przytuliłem, gdy ją zobaczyłem. Prawie przez to upuściła sałatkę, którą przyniosła.
- Dobrze już dobrze - zaśmiała się Misako, próbując się od mnie odkleić. Wziąłem od niej miskę i kazałem pójść do salonu. Następnymi gośćmi byli znajomi taty, aż w końcu przyszedł ten, którego się najbardziej obawiałem.
- Cześć Morro - powiedziałem, chyba zbyt ponuro, bo chłopak mnie wyminął i zaczął zdejmować buty.
- Dzień dobry - przywitał się z pozostałymi gośćmi długowłosy chłopak, wchodząc do salonu i siadając obok osoby jedynej zbliżonej wiekiem do naszego, czyli córki Chena.
Nie pomyślałem, że może się czuć dziwnie, jeśli będzie jedynym nastolatkiem zaproszonym na kolacje. Może nawet dobrze wyszło, że ojciec zaprosił profesora Chena.
- Witaj Morro - zaczął rozmowę jak zwykle mój wujek - jak idzie w drugiej klasie?
Usiadłem więc obok niego, na przeciwko matki, mając nadzieje, że nie dojdzie do żadnej sprzeczki pomiędzy nami.
- W porządku - odpowiada z uprzejmości długowłosy.
Wu miał zadać kolejne pytanie, ale nagle zadzwonił dzwonek. Spojrzałem się na ojca ze zmarszczonymi brwiami.
- Kogoś jeszcze zaprosiłeś? - wyprzedził mnie z pytaniem.
- Miałem o to samo zapytać - odpowiedziałem kręcąc głową.
- Oo, to pewnie mój gość - moja mama wstała jakby się obudziła i podeszła do drzwi.
Nie było tego w umowie. To miał być wieczór mój i ojca, ale nie gniewam się, że mama kogoś zaprosiła. Przecież też należy do mojej rodziny.
Nie zastanawiałem się nad tym kogo zaprosiła, myślałem, że pewnie którąś koleżankę z pracy, albo sąsiadkę, dopóki do pokoju nie weszła Harumi.
- Przepraszam za spóźnienie - mówi jasnowłosa, podając mojej mamie bukiet kwiatów - nie mogłam trafić.
Spojrzałem na mamę z wyrzutem, a ta do mnie mrugnęła. Dlatego nie mówi się matkom o dziewczynach. Usłyszą jakiejś imię i już chcą was zeswatać.
- Nic nie szkodzi - odpowiedziała Misako.
Jasnowłosa zajęła miejsce obok mnie, tak więc wszyscy zbliżeni wiekiem do mojego siedzieli obok siebie. Mogliśmy zatem zacząć kolacje.
- No, no, dawno tutaj nie byłem - mruknął Chen - trochę się pozmieniało.
Jak dla mnie to nic za bardzo się nie zmieniło. Jedyne co to zniknęły zdjęcia z mamą i jej ulubione drobiazgi. Chen na pewno chciał wprowadzić nie miłą atmosferę.
- Wiesz dawno mnie nie zapraszałeś do siebie również - zauważył ojciec - może dlatego nie wydawało mi się, że powinienem ciebie częściej zapraszać.
- To dlatego, że wyprowadziłem się i gorzej do mnie trafić - burknął profesor.
- Naprawdę? - moja matka jak zawsze była miła- szkoda mogłeś nam dać znać.
- Wam - zakpił Chen - myślałem że się rozwiedliście.
- Bo rozwiedliśmy - odparł ojciec.
Miałem złe przeczucie co do tej wymiany zdań. Nie wtrącałem się jednak, dłubałem widelcem po talerzu.
- Ja bym nie zapraszał swojej byłej na kolacje do sobie - chrząknął Chen.
- Misako nadal jest przyjaciółką rodziny - odparł Wu - i matką Lloyda.
Gdy wujek wypowiedział moje imię, poczułem wzrok wszystkich na mnie.
- Zastanawia mnie jednak jeszcze jedna sprawa - uśmiechnął się - dlaczego ją zatrudniłeś.
- Ma dobre wykształcenie - odparł ojciec i uciął rozmowę.
Po jedzeniu dorośli poszli na spacer, a że my młodzież jesteśmy leniwa, zostaliśmy w domu i zasugerowałem, żebyśmy poszli na górę. Poza tym byłem pewny, że dorośli chcieli porozmawiać na tematy o których nie wypadało przy nas rozmawiać.
- Chen nie miał racji - powiedział Morro, wchodząc do mojego pokoju - nic się tu nie zmieniło. Nadal wygląda tak samo, jak wtedy, gdy przychodziłem do ciebie w podstawówce.
- Częściej mieszkam u mamy - wzruszyłem ramionami - tu zostały rzeczy z dzieciństwa, a ja jestem zbyt leniwy żeby sprzątać dwa pokoje.
- Mi się jednego nawet nie chce - odparła Skylor. Rozumiem jej ból.
- To co robimy ?- spytał Morro, przeglądając moje stare gry wideo - gramy w którąś?
- Jeśli chcecie - odparłem.
- Ale jesteście dziecinni - prychnęła rudowłosa.
Harumi cały czas była cicho, przeglądała moje rzeczy na półce. Pewnie czuła się niezręcznie, nie znała przecież zbyt dobrze tych ludzi.
- Nie wydaje mi się - odparłem - chłopcy w twojej klasie też grają w gry.
- Nie powiedziałam, że oni nie są dziecinni - odparła siadając na łóżko i zarzucając nogę na nogę.
- W takim razie co proponujesz? - zapytał ciemnowłosy.
- Nigdy przenigdy? - zasugerowała dziewczyna.
- Ale wersje z piciem? - zaniepokoiłem się trochę.
- Fajnie by było - odparła córka Chena - ale w domu dyrektora to trochę ryzykowne.
- W takim razie zagrajmy w wersje na sekrety - pierwszy raz odezwała się Harumi.
- Na czym ona polega? - zainteresował się Morro.
- Jeśli ktoś zrobił jakąś rzecz o której była mowa, musi opowiedzieć jak do tego doszło - wyjaśniła jasnowłosa.
- Wchodzę w to - odparła bez zastanowienia Skylor.
- A może Monopoly? - zapytałem nieśmiało, ale oni mnie już nie słuchali. Nienawidzę opowiadać o sobie. To będzie zbyt niezręczne.
- Ja zaczynam - wyrwała się Skylor, wszyscy usiedliśmy po turecku na ziemi i zaczęliśmy grę- nigdy przenigdy nie miałam dziewczyny.
Nikt nie podniósł ręki.
- Serio chłopacy - wywróciła oczami rudowłosa- ani jeden z was.
- Nie lubię związków - wzruszył ramionami Morro - wolę być niezależny.
Ja nic nie powiedziałem. W końcu mieliśmy dzielić się sekretami, gdy coś robiliśmy.
- Jeszcze zmienisz zdanie - zauważyła rudowłosa.
- Dobra teraz ja - odparła Harumi - nigdy przenigdy nie paliłam.
Skylor i Morro podnieśli ręce.
- Zdarza mi się kiedy jestem zdenerwowana - odparła młoda Chen - albo kiedy przystojni chłopcy mnie częstują na imprezach.
- Może chcesz teraz? - mrugnął do niej ciemnowłosy - w końcu jesteśmy na imprezie.
- Nie o takie imprezy mi chodziło - zaśmiała się.
- Ja palę też w kominku - odpowiedział Morro, a my się na niego spojrzeliśmy - no co nie sprecyzowałaś pytania.
- Myślałam że to oczywiste - odparła jasnowłosa.
- Moja kolej - rzekł chłopak, nie kłócąc się dalej z Harumi. - Nigdy przenigdy nikogo nie zdradziłem.
Aha zaczyna się - pomyślałem. Nikt nie podniósł ręki. Oboje z Morro spojrzeliśmy się na siebie. Nic się nie zmieniło. Ja nadal uważam, że to on mnie zdradził wrabiając mnie w przestępstwo, a on uważa, że ja jego tak po prostu przestając się z nim zadawać.
- Jak widać nudne pytanie - odparła Skylor - twoja kolej Lloyd.
- Nie do końca - odpowiedział Morro, miałem ochotę wyjść i zrobiłbym to gdyby nie był to mój dom - chyba ktoś się nie przyznaje.
- Morro jeśli masz ze mną jakiś problem to chodź załatwimy to na osobności. - powiedziałem wstając.
- Lloyd - Harumi złapała mnie za nadgarstek - nie załatwiajcie tego przemocą.
- Chodziło mi o rozmowę - uśmiechnąłem się do niej.
- Czyżby jakaś ciekawa historia z przeszłości? - zapytała Skylor.
- Dziecinna sprawa z podstawówki - odpowiedział Morro.
- W takim razie powinniście zakończyć ją raz i na zawsze - odparła Harumi.
- Nie wierzę dziewczyny, że nie macie żadnych niepozałatwianych spraw z dzieciństwa - chrząknąłem.
- Nie powiedziałam tego - zaprzeczyła córka Chena - nadal nie odzywam się do Tox, która zabrała mi pomadkę na dyskotece w podstawówce.
- Serio pokłóciłyście się o pomadkę? - nie dowierzał Morro, a ja razem z nim.
- A wy o co się posprzeczaliście? - spytała rudowłosa?
- Lloyd mnie oskarża, że go wrobiłem w przestępstwo - odparł chłopak.
- A wrobiłeś? - dopytała jasnowłosa.
- Nie! - krzyknął Morro.
- Nieprawda - odparłem.
- Byliśmy zamieszani w to oboje, z własnej woli- przypomniał Morro.
- Ale tylko mnie zawiesili - oburzyłem się.
- To dlatego, że mój ojciec akurat umarł - powiedział ze spokojem chłopak.
- Co!? - zdziwiłem się tym wyzwaniem. Nie miałem pojęcia, że jego ojciec nie żyje. Dlaczego nikt mi tego nie powiedział?
- Matka do mnie zadzwoniła tuż po naszym wybryku - przyznał Morro, spoglądając w okno.- Darowali mi zawieszenie, uważali że i tak miałem dość problemów.
- Nie wiedziałem - odparłem.
- Nie mogłeś - zauważył chłopak - przecież przestałeś się do mnie odzywać.
- Czemu mi nie wyjaśniłeś? - spytałem.
- Jak wróciłeś uważałeś się za kogoś lepszego, za odmienionego - prychnął. - nie mieliśmy ze sobą już nic wspólnego.
- Możemy to naprawić - odparłem.
- Nie wiem czy chcę - odparł Morro i podszedł do drzwi - muszę już iść, pożegnajcie od mnie Garmadona.
Nie wiedziałem co mam zrobić. Czułem się głupio, że nie wiedziałem o tak ważnej sprawie, ale z drugiej strony była to też jego wina. Mógł mi wszystko wyjaśnić.
-Powinniście jeszcze pogadać - przerwała mi rozmyślenia rudowłosa.
Miałem jej właśnie odpowiedzieć, gdy nagle do pokoju wparował Chen, musieli już wrócić ze spaceru.
- Córa idziemy - powiedział krótko nauczyciel.
- Coś się stało? - zapytała Skylor.
- Nie, ale mam już dość tego towarzystwa - odparł, a żaden z nas nie miał odwagi mu na to odpowiedzieć.
- W takim razie, cześć Lloyd, cześć Harumi - pożegnała się dziewczyna wychodząc z pokoju.
- Nie przejmuj się Morro - odezwała się jasnowłosa, gdy zostaliśmy sami - widziałam jak cię traktuje, nawet najgorsza tragedia, nie powinna tłumaczyć takiego zachowania.
- No tak, przecież ty straciłaś obydwojga rodziców, a nie zachowujesz się jak potwór - uśmiechnąłem się do niej, a ona spuściła głowę w dół.
- Robi się późno, będę się zbierać - powiedziała dziewczyna.
- Jasne, do zobaczenia w szkole.
Cała ta sytuacja mnie przytłacza. Chciałem wyjaśnień, to mam. Ale czy nie łatwiej żyć w niewiedzy? Położyłem się na łóżku i próbowałem sobie to wszystko poukładać.

Jak przeżyć liceum i nie zwariować /Według Lloyda Garmadona/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz