Drugi dzień w domu, a ja już się nudzę. Jak mam wytrzymać te dwa tygodnie? Usiadłem nawet przy biurku i próbowałem się uczyć. Naprawdę, starałem się, ale po prostu nie mogę. Ciągle myślę o odwiedzinach profesor Mistake. Co mam jej powiedzieć? Babcia poszła do sklepu? Pewnie uparła by się, usiadła na kanapie i zaczekała za babcią. Wyjechała do sanatorium? Spytałaby się kiedy wraca i przyszła w innym terminie. Powiedzieć prawdę? A co jeśliby nas rozdzieliła? Zawołała kuratora, albo sprawa poszłaby do sądu? A było tak blisko. W przyszłym roku Nya ma osiemnaste urodziny. Wszystko byłoby zgodne z prawem. Poza tym męczy mnie sprawa z tymi pieniędzmi. Kto je nam przysyła? Po co? Za dużo pytań, a za mało odpowiedzi. Do tego dochodzi martwienie się o Skylor. Zane pisał, że od dyskoteki nie pojawiła się w szkole. Coś się stało? Czy Chen coś jej zrobił? Nie wytrzymam. Za dużo tego. Ale przynajmniej jedną odpowiedź na pytanie mogłem spróbować zdobyć. Zbiegłem na dół i jak najszybciej ubrałem buty. Wziąłem kluczyki i wybiegłem z domu. Powinienem chociaż napisać do Nya'i, że wychodzę, ale z tego pośpiechu zapomniałem. Wsiadłem do samochodu i poprawiłem fryzurę w przednim lusterku. Kiedy byłem pewny, że jest w idealnym stanie, założyłem okulary przeciwsłoneczne i odpaliłem samochód.
Miejsca parkingowego szukałem ponad dziesięć minut! W tym mieście coraz gorzej jest je znaleźć. Co ci mieszkańcy nagle tak się wzbogacili i zaczęli kupować samochody? Nie ważne. Podbiegłem do klatki i próbowałem sobie przypomnieć numer mieszkania. Nie jestem pewien... mam słabą pamięć do cyfr. Pamiętam, że mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze po lewo. Spojrzałem do góry w okno. Żadnych śladów, że mieszkańcy są w domu. Spróbowałem jednak na chybił trafił i wcisnąłem pod numerem 32.
- Słucham - w domofonie rozległ się głos starszej kobiety, nie trafiłem.
- Szlak - zakląłem trochę za głośno, mam jednak nadzieję, że kobieta tego nie dosłyszała - listonosz - powiedziałem szybko coś wymyślając.
Ku mojemu zdziwieniu rozległ się dźwięk i drzwi klatki się otworzyły. Złapałem szybko za klamkę i wbiegłem do góry.
Stojąc przed drzwiami, zdałem sobie sprawę, co zrobiłem. Ale było już za późno. Odwrót nie wchodził w grę. Stałem tak z kilka minut, zanim odważyłem się zadzwonić do drzwi.
- Już idę! - rozległ się za drzwiami znajomy głos, a po chwili usłyszałem otwierający się zamek.
- Kai? Co ty tu robisz? - drzwi się otworzyły, a w progu stanęła rudowłosa piękność.
- Cześć Skylor. Mogę wejść? - powiedziałem nie odpowiadając na jej pytanie.
Byłem w tym mieszkaniu kilka razy w życiu. Nie lubiłem tu przychodzić, ze względu na ojca dziewczyny. Kiedy zadawaliśmy się z sobą tylko ze względu na popularność, woleliśmy wychodzić na miasto, żeby ludzie nas widzieli. Później, kiedy w drugiej klasie naprawdę się zaprzyjaźniliśmy wpadaliśmy do siebie od czasu do czasu. Mieszkanie prawie w ogóle się nie zmieniło. Na przedpokoju na ścianach nadal wisiały osobne zdjęcia z dzieciństwa Skylor i jej ojca sprzed dziesięciu lat.
Dziewczyna przesunęła się, żebym mógł wejść. Była ubrana w dżinsy i w gruby sweter z golfem w kolorze pomarańczy. Nie powinien mnie on dziwić, jest w końcu listopad, ale jednak coś mnie niepokoiło.
- Wejdź do mojego pokoju - powiedziała, a sama udała się w przeciwnym kierunku.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - powiedziałem, siadając na łóżku dziewczyny.
- Znowu wagarujesz? - spytała rudowłosa, wracając z kuchni z dwoma kubkami herbaty.
Fakt jest środa godzina 12. Normalnie powinienem teraz siedzieć na lekcji.
- Zawiesili mnie - powiedziałem biorąc od dziewczyny kubek i upijając łyk.
- Co takiego? - nie dowierzała - Jak? Za co?
- Jak się czujesz? - spytałem, nie chcąc podawać powodu, to by ją przybiło - czemu nie chodzisz do szkoły?
- Nie zmieniaj tematu - powiedziała dziewczyna siadając na krześle przy biurku.
- Za napaść na nauczyciela - sapnąłem, poddając się.
- To moja wina - szepnęła, spuszczając głowę.
- Sky to nie prawda - zaprzeczyłem, podchodząc do niej powoli.
- Nie powinnam przychodzić na dyskotekę - odpowiedziała - Nie musiałbyś...
- Skylor to co ten potwór ci robi... - przerwałem jej.
- To mój ojciec Kai - zaprotestowała.
- To nie znaczy, że może robić ci krzywdę! - powiedziałem trochę za głośno.
Dziewczyna była wstrząśnięta. Nie mam pojęcia co on jej znowu zrobił. Nastała chwila ciszy.
- Pokaż ręce - szepnąłem po chwili.
Córka Chena nie protestowała, kiedy delikatnie podwinąłem rękaw jej swetra. Nie mogłem uwierzyć, to wyglądało jeszcze gorzej niż kilka dni temu.
- Wkurzył się po dyskotece - powiedziała ze łzami w oczach dziewczyna.
- Czemu się nie bronisz? - spytałem po cichu.
- To mój ojciec - powtórzyła, ale tym razem mniej pewnie.
- Dlatego nie chodzisz do szkoły? - spytałem, a ona przytaknęła.
- Proszę nie mów nikomu - powiedziała, a kolejna łza spłynęła jej po poliku.
Wziąłem ją za rękę i pokazałem, żeby usiadła na łóżku. Zrobiła jak kazałem i usiadłem obok niej.
- Powinnaś coś z tym zrobić - powiedziałem, głaszcząc jej palce u rąk.
- Obiecaj mi Kai, obiecaj że nikomu nie powiesz- płakała, a mnie serce krajało.
- Obiecuję - szepnąłem i ją przytuliłem.
Trzymałem ją długo w ramionach. Nie chciałem jej puszczać. Chciałem, żeby wiedziała, że ze mną jest bezpieczna, że nic jej nie grozi kiedy jestem obok. Nie obchodziło mnie czy koszulka będzie mokra od jej łez, obchodziła mnie tylko ona.
W końcu jednak musiałem ją puścić, a wtedy nasze oczy się spotkały. Była blisko. Tak blisko, że nie mogłem tego zmarnować. Dotknąłem jej policzka. Nasze nosy się zetknęły, a następnie ją pocałowałem. Myślałem, że mnie odepchnie i wyrzuci z domu, ale nie. Ona oddała pocałunek, obejmując mnie. Był słony i mokry od jej łez, ale mnie to nie przeszkadzało. Delikatnie pogłębiałem pocałunek. Nie chciałem być natarczywy, była krucha i przestraszona. Jednak popchnęła mnie delikatnie i opadłem na łóżko nie przestając jej całować. Położyła się na mnie i zanurzyła jedną rękę w moich włosach, a drugą włożyła mi pod bluzkę. Pociągnąłem za gumkę i rozpuściłem jej włosy, jak zawsze związane w kucyk. Jednak nagle przerwała i spojrzała się na mnie.
- Dobrze całujesz - powiedziała, a na jej buzi po raz pierwszy pojawił się uśmiech.
- Ty też - odpowiedziałem dysząc jeszcze - z iloma się już całowałaś?
- Nie chcesz wiedzieć - odparła i zamknęła moje usta w kolejnym pocałunku.Leżeliśmy przytuleni na jej łóżku ciesząc się swoją obecnością, gdy nagle usłyszeliśmy zamek drzwi.
- Cholera - zaklęła dziewczyna i podniosła się z łóżka. - dziś ma krótko lekcje.
Wiedziałem co to znaczy i trochę się przestraszyłem.
- Twój ojciec wrócił - szepnąłem.
- Szybko podaj mi piżamę - powiedziała, wskazując ubrania, zrzucone przypadkiem na podłogę.
- Powiedziałaś mu że jesteś chora? - zgadywałem, podając jej ciuchy.
- Tak - odparła - a teraz się odwróć, muszę się przebrać.
Zrobiłem jak kazała, ale nagle drzwi do jej pokoju zaczęły się otwierać i mi nie pozostało nic innego jak wejść do szafy. Skylor szybko wskoczyła w jeansach pod kołdrę, a ja zamknąłem drzwi ogromnego mebla.
- Córciu, córciu - usłyszałem głos Chena - a ty nadal w łóżku.
- Powoli dochodzę do siebie tatku - usłyszałem zachrypnięty, udawany głos rudowłosej.
- Jeśli tak dłużej potrwa, będę musiał zawołać lekarza, a nie śni mi się mu płacić - marudził ojciec dziewczyny.
- Nie będziesz musiał - odparła obojętnym tonem - proszę przyniósłbyś mi ojcze herbatę?
- Szkoda, że nas nie stać na służących - sapnął Chen, ale chyba wyszedł z pokoju, bo drzwi trzasnęły.
Nie wyszedłem odrazu, bo ciągle było słychać kroki. Okazało się jednak, że to była Skylor, która podbiegła do szafy uwolnić mnie.
- Musisz wyjść balkonem - powiedziała bez uprzedzeń rudowłosa.
- Co!? - zaskoczyła mnie, w końcu to dobre 10 metrów.
Dziewczyna jednak szukała czegoś w szafie i dopóki tego nie znalazła nie zwracała na mnie uwagi.
- Masz - powiedziała, podając mi jakieś sznurki związane razem - później to zdejmę, wiem że sobie poradzisz.
Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, a dziewczyna tylko zaprowadziła mnie do balkonu. Otworzyła go, a ja nie mając wyboru wszedłem. Chciała zamknąć już za mną drzwi, jednak w połowie je zatrzymała.
- Dziękuje - powiedziała, a ja pocałowałem ją w czoło. W ostatniej chwili zamknęła balkon i zasłoniła firany, gdy do pomieszczenia wszedł Chen.
Chciałbym z nią jeszcze zostać, ale nie miałem wyboru. Znowu by miała przez mnie kłopoty. Rozwinąłem sznurki, które okazały się drabiną linową i zszedłem szybko po niej żeby nikt mnie nie zauważył i nie wziął przypadkiem za złodzieja. Po dłuższej chwili byłem już w domu i na nowo zamęczałam się myślami.______
Czuję się jakbym dopiero zaczęła pisać tą książkę, a tu prawie rok minął. Dziękuje każdemu, kto chociaż jeden rozdział przeczytał. Jesteście wspaniali
_______
CZYTASZ
Jak przeżyć liceum i nie zwariować /Według Lloyda Garmadona/
FanfictionLloyd, Kai, Jay, Cole, Zane i Nya to nastoletni uczniowie chodzący do szkoły First Master High School w Ninjago. W tym świecie nie ma magii, a największym problemem jest nauczyciel, który za nic nie chce ci przełożyć kartkówki. Czy w takiej rzeczywi...