10. Lloyd

1.4K 119 33
                                    

Obróciłem głowę w prawo, spoglądając przez szybę na deszcz, który padał od rana w Ninjago City. Jest dokładnie 7:39, poniedziałek, a ja właśnie jadę samochodem do szkoły, razem z moim ojcem.
Jak mi minął weekend? Przyznaje, że nie należał do najprzyjemniejszych. Tata był zły, że ,,włamałem" się do domu. Chociaż dla mnie nie można było tego nazwać włamaniem skoro miałem klucze. I to w dodatku swoje. Nie kradzione. Tak więc, ojciec był na mnie zły całą sobotę, przez to, że nie raczyłem go poinformować, o tym, że zamierzam przyjść dzień wcześniej. Cały dzień się do siebie nie odzywaliśmy. Ja siedziałem u siebie w pokoju, ojciec pewnie w gabinecie lub w salonie. Tylko w niedzielę trochę gadaliśmy i nawet zawiózł mnie do biblioteki, żebym się trochę ,,rozerwał". Na moje szczęście obok biblioteki jest Jama z komiksami, gdzie przesiedziałem całe popołudnie.

Byliśmy prawie przy szkole, gdy nagle usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Znowu zapomniałem go wyciszyć! Eh... nadal żyję wakacjami. Spojrzałem na ekran i zobaczyłem, że dzwoni mama. Później do niej oddzwonię, nie mam siły teraz gadać.
- Nie odbierzesz? - spytał tata, przez krótką chwilę spoglądając na telefon, potem jednak patrząc z powrotem na drogę.
Wzruszyłem tylko ramionami, gdy komórka przestała grać. Nie trwało to jednak, krótko bo po chwili znowu usłyszeliśmy melodię. Tym razem dzwonił telefon ojca. Wyjął go z kieszeni, sprawdził kto dzwoni i z powrotem włożył do kieszeni. Kątem oka udało mi się dostrzec kto dzwoni. Misako.
- A ty nie odbierzesz? - tym razem to ja go spytałem.
- Przecież prowadzę - odparł tylko i na tym rozmowa się zakończyła.
Reszta drogi minęła nam w ciszy i gdy tata zaparkował przed szkołą, wysiadłem z samochodu nie obracając się za siebie.

Miałem dość tego milczenia. Chciałem z kimś porozmawiać, dlatego zacząłem szukać wzrokiem, rudowłosego chłopaka, którego poznałem pare dni temu.
- Proszę, proszę... kogo ja tu widzę - usłyszałem za sobą, zbyt dobrze znany mi głos - Czy to nie przypadkiem młody Lloyd Garmadon?
Przełknąłem ślinę i powoli się odwróciłem.
- Cześć Morro - odpowiedziałem sucho, poprawiając plecak. - Dawno się nie widzieliśmy.
- To prawda - odrzekł ciemnowłosy - ile minęło? Dwa lata? Trzy?
- Dwa i pół dokładnie - odparłem.
- Ale podobno nic się nie zmieniłeś - stwierdził chłopak.
- Nic o mnie już nie wiesz - zaprzeczyłem.
Nie mogę pozwolić dać się mu sprowokować, jednak nie było to łatwe. Same pojawienie się go, wzbudzało we mnie negatywne emocje.
- Po co odrazu te nerwy? - zapytał ze spokojem w głosie - nie możemy pogadać jak przyjaciele?
- Po tym co mi zrobiłeś już nie - powiedziałem trochę za głośno.
- Nie rozdrapuj zaschniętych ran Montgomery - zaśmiał się Morro. - Nadal jesteś zły za tą sprawę ze sklepikiem szkolnym?
Nie podoba mi się, że użył mojego drugiego imienia. To, że zna je jako jeden z nielicznych, nie znaczy, że może je wymawiać.
- Jak mam nie być zły! Zostawiłeś mnie samego! - krzyknąłem, co było błędem, bo jakaś grupka uczniów zaczęła się na nas patrzeć. - Wrobiłeś mnie w przestępstwo!
- Daj spokój to było w piątej klasie podstawówki - prychnął chłopak. - i tak miałeś w tamtej szkole złą reputacje.
- Nie - zaprzeczyłem - nie byłem już potworem jak ty.
- Coś ty powiedział!? - zareagował odrazu chłopak.
- Myślę, że masz dobry słuch i doskonale wiesz co powiedziałem - zakpiłem z niego.
Nie był to jednak dobry pomysł, bo chłopak rzucił się na mnie z pięściami, a ja nie byłem na to przygotowany.
- Ja ci dam tak się do mnie odzywać dzieciaku - wkurzył się ciemnowłosy.
- Hola, hola - usłyszałem nagle za sobą ostrzegawczy głos i poczułem, że ktoś łapie mnie za plecak - nikt nie będzie się bił na tym korytarzu.
Tłum wokół nas się  rozstąpił, a Morro zbladł jeszcze bardziej. Jeśli się w ogóle da być jeszcze bladszym. Super - pomyślałem. Pewnie mój ojciec przyszedł i wszyscy właśnie będziemy mieć kłopoty.
Odwróciłem się przygotowany na najgorsze, ale zamiast zobaczyć mojego ojca, zobaczyłem wysokiego chłopaka z fryzurą na jeża.
- Nie słyszeliście!? - zapytał chłopak - rozejść się!
Wszyscy na zawołanie, poszli pod swoje klasy, tylko ja zostałem i przyglądałem się chłopakowi. Co on sobie w ogóle wyobraża? Że będzie rozkazywał wszystkim w tej szkole?
- Co to miało być? - spytałem po chwili bruneta.
- Nie musisz dziękować - uśmiechnął się nonszalancko chłopak i zaczął coś grzebać w telefonie.
- Dziękować!? - za co miałbym mu niby dziękować? Nie jestem już dzieckiem. Sam bym doskonale sobie poradził.
- Za kogo ty się uważasz? - spytałem, a chłopak zdziwiony spojrzał na mnie spod telefonu.
- Jeśli chcesz wiedzieć...
- Nie, nie chcę - przerwałem mu, zdając sobie sprawę, że to pytanie było błędem. Chciałem mu powiedzieć coś więcej, ale poczułem nagle, że ktoś łapie mnie za nadgarstek i ciągnie w stronę w schodów. Mimo woli odwróciłem się i zobaczyłem jasnowłosą dziewczynę z mojej klasy. Głową wskazała mi, żebym poszedł za nią, więc spojrzałem jeszcze ostatni raz na szatyna i wszedłem po schodach.
- Lepiej nie robić sobie z niego wroga - powiedziała, kiedy weszliśmy na pierwsze piętro.
- Dlaczego? - spytałem zaniepokojony.
- To Kai - odpowiedziała dziewczyna - nie słyszałeś o nim?
- Słyszałem - powiedziałem nagle, przypominając sobie, co opowiadał mi Jay.
- No to powinieneś wiedzieć, że z tymi popularnymi się nie zadaje - odpowiedziała stanowczo.
Skinąłem tylko głową na tę informację.
- Przepraszam... - zacząłem trochę niezręcznie pytanie - siedzieliśmy razem w piątek na historii, prawda? A ja nawet nie znam twojego imienia.
- Nie martw się, to dopiero trzeci dzień - uśmiechnęła się dziewczyna i wyciągnęła do mnie rękę - Zacznijmy od nowa. Jestem Harumi. Ale możesz mi mówić Rumi.
- Miło mi - uścisnąłem jej rękę - Jestem Lloyd.
- O co poszło z tym chłopakiem z zielonym pasemkiem? - zapytała bez uprzedzenia dziewczyna.
- Poniosło mnie - westchnąłem - na codzień nie jestem taki agresywny. Po prostu mam złe wspomnienia... z przeszłości.
- Rozumiem - przytaknęła jasnowłosa - też wolę nie wracać do przykrych wspomnień.
Chwilę szliśmy w ciszy, gdy nagle się odezwałem.
- Są bardzo bolesne? - spytałem.
- Co? - nie zrozumiała dziewczyna.
- No te wspomnienia - wytłumaczyłem.
- Aaa tak... - zaczęła - moi rodzice zginęli gdy byłam mała...
- Przepraszam, nie wiedziałem - nagle głupio mi się zrobiło, że ją o to spytałem.
- Nikt nie wie - wzruszyła ramionami dziewczyna.
- Musi być ci ciężko - powiedziałem - moi rodzice żyją, ale są rozwiedzeni i to już jest trudne, a co dopiero...
- ...Gdy nie żyją - dokończyła Harumi z westchnieniem. - Proszę, nie mów o tym nikomu.
- Obiecuję - przyrzekłem jej - ale jak sobie radzisz?
- Nie jestem sama. Mam rodziców zastępczych- wyjaśniła - Przepraszam, nie chcę już o tym rozmawiać.
W tym momencie akurat zadzwonił dzwonek, więc i tak ciężko byłoby kończyć ten temat na lekcji.

Jak przeżyć liceum i nie zwariować /Według Lloyda Garmadona/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz