1

248 19 4
                                    

Dymitr, Norwegia

Obserwowałem moją śpiącą żonę. Nasza tygodniowa podróż poślubna dobiegała końca.
Miała spokojny oddech. Jej powieki były nieruchome. Rzęsy rzucały długi cień na policzki. Uwielbiałem jej krótkie blond włosy. Wyglądały jak muśnięte słońcem. Olivia zdecydowanie była miłością mojego życia. Piękna, mądra, utalentowana.

Na jej nosie widniały bardzo delikatne piegi. Wiem, że się ich wstydziła. Nie lubiła ich, zawsze zakrywała je pod makijażem.
Kilkakrotnie liczyłem już jej pieprzyki na ciele, ale za każdym razem było ich więcej.

Nie chciałem jej budzić ale musieliśmy zbierać się na lotnisko.
Palcami delikatnie przyjechałem po jej nagim ramieniu gdzie kilka centymetrów niżej miała tatuaż w kształcie motyla. Ten co zrobiła pod moim wpływem. Westchnęła. Chyba już nie spała.

-Dzień dobry, żono- mruknąłem jej na ucho, przybliżając się do jej głowy. Leżałem za nią, rękę miałem przerzuconą przez jej brzuch. Pachniała wanilią. Zaciągnąłem się jej zapachem jakbym chciał go zapamiętać na długie dni rozstania.

-Dzień dobry, mężu- powiedziała cichutko z lekkim uśmiechem na ustach. Wiem, że i ona w tym momencie była bardzo, bardzo szczęśliwa.

Przez ten tydzień zbliżyliśmy się do siebie. Poznaliśmy się jeszcze lepiej. Znamy już część swoich nawyków, bo prawda była taka że jeszcze nie wiedzieliśmy jak nam się razem by mieszkało.
I nie mam zielonego pojęcia jak teraz będzie wyglądało nasze życie. Ona dalej w Paryżu, ja w Chicago pomagając Lenie.
Bo nie może tak po prostu rzucić studiów a ja odejść od Leny, jak gdyby nigdy nic. Jakby nie patrząc to dzięki niej jesteśmy razem. 

Lena ma złote serce. Będę jej za to wdzięczny do końca życia. To ona złączyła mnie z moją ukochaną.

-Nie chcę jechać-jęknęła Liv, przewracając się na drugi bok. Leżała teraz do mnie twarzą.

Olivia otworzyła powolutku oczy. Dostrzegłem te piękne tęczówki o kolorze burbonu. Tak to teraz mój ulubiony kolor, trunek, wszystko.

-Wiem, kochanie ja też- pogładziłem ją delikatnie po policzku. Oboje posmutnieliśmy. Plan był taki, że za tydzień lub dwa Olivia odwiedzi nas w Chicago. Mnie, Lenę, Maureen i Benjamina.

Jakoś sobie poradzimy. Wierzę w to, że Lena jeszcze wyzdrowieje. Nie zasłużyła na to żeby umierać tak młodo. Zwłaszcza, że nie miała w życiu kolorowo, teraz dostała kolejny cios.

Podczas mojej nieobecności miała się zgłosić do szpitala i rozpocząć leczenie. Kibicowałem jej, trzymałem kciuki. Mocno wierzyłem, że nie da się pokonać chorobie.

-Weź prysznic a ja cię spakuje-poleciłem wstając, podniosła do góry ręce a zaraz z powrotem opadły bezsilnie na materac. Zaraz uniosła się na łokciu patrząc na mnie z przerażeniem.

-Co z nami będzie Dymitr? Nie chce, żyć z dala od ciebie. Chce mieć męża obok, w łóżku, przy stole podczas śniadania. Chce się przytulać po ciężkim dniu i całować cię na dobranoc.

-Dopóki Lena... żyje. Nie zostawię jej. Wiesz na co się pisałaś-powiedziałem odwracając twarz. Mi też było ciężko. Też chciałem tego o czym mówiła. Tak powinno wyglądać małżeństwo. Ale prawda była taka, że Lena też zajmowała miejsce w moim sercu-To tylko przejściowe. Potem coś wymyślimy.

Dziewczyna wstała i objęła mnie swoimi szczupłymi ramionami. Była taka niziutka, uwielbiałem kiedy się do mnie przytulała.

-Przepraszam. Po prostu ta sytuacja jest mega...dziwna. Jeśli będziesz potrzebował jakiejkolwiek pomocy przy Lenie pomogę ci.

-Dziękuję-jej zapewnienia dodały mi otuchy. W pewnym sensie spłynęła na mnie ulga. Poczułem na policzku jej ciepłe wargi. Chciałem żeby znalazły się na moich ustach ale pewnie wylądowalibyśmy ponownie w łóżku. I wtedy na pewno nie zdążylibyśmy na samolot. A do tego nie mogłem dopuścić-Pośpiesz się, nie mamy za dużo czasu.
Dałem jej buziaka w czoło a ona uniosła tylko kącik ust. Wzięła ręcznik z fotela i zniknęła w hotelowej łazience.



***


Siedzieliśmy na metalowych krzesełkach w hali odlotów. Olivia opierała się głową o moje ramie. Czytała książkę a ja pisałem z Leną na messagerze. Odłożyłem telefon na kolano i spojrzałem na ukochaną.

-Jak się czujesz?-zapytałem wyrywając ją z czynności, którą wykonywała. Od kilku minut była na tej samej stronie. Chyba czytała ją kilkakrotnie, domyślam się że nie mogła skupić się na tekście.

-Dobrze, czemu pytasz?-odpowiedziała cicho, nie widziałem jej oczu. Nie patrzyła na mnie. Ale byłem pewny, że kłamała. Potrafiłem już to wyczuć. Zresztą jej całe ciało było spięte. Od rana wszystko ją drażniło. To nie była moja promienna Livcia, z szerokim uśmiechem na ustach i ciętymi żartami.

-Jesteś jakaś nieswoja..

-Wydaje ci się-wydęła usta, chowając książkę do torebki. Zaczęli wywoływać jej lot do Paryża. Mój był dopiero za godzinę. Wstała łapiąc za rączkę od walizki. Przystępowała z nogi na nogę-Muszę już iść.

Jej łamiący się głos sprawiał mi fizyczny ból. Nie chciałem, żeby cierpiała. Musieliśmy wrócić do swojej rzeczywistości. Formalnie jesteśmy małżeństwem ale żadne z nas nie chce zrezygnować z dotychczasowego życia. Jakoś musieliśmy to przetrwać, przecież to nie będzie wiecznie trwać. W końcu nie tylko na papierze będziemy razem.

Również wstałem. Pożegnania są do kitu ale to jedyne co zostało nam na ten moment.

-Niedługo się zobaczymy- słowa Olivii nie były w stu procentach przekonujące. Martwiłem się, że coś głupiego może strzelić jej do głowy. Całe szczęście jej przyjaciel Phill nad wszystkim czuwał i nie będzie czuła się samotna. To miły i zabawny gość. Ufam mu. Wiem, że zaopiekuje się moją księżniczką.

-Już zaczynam tęsknić-wyznałem odrobinę zawstydzony. Zamknęła oczy do pocałunku. Nasze wargi złączyły się w czułym tańcu. Uwielbiałem jej słodkie usta. Nie chciałem wypuszczać jej z ramion ale musiałem. To było cholernie chujowe uczucie.


***

Witam w pierwszym rozdziale trzeciej części! :)

Mam duże wyzwanie przed sobą ale wierzę, że podłam i zaspokoję Waszą ciekawość oraz oczekiwania. Także zaczynamy!

Pozdrawiam,

xUla :)

Ocean uczuć.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz