40

52 5 0
                                    

Dymitr, Paryż/Chicago

Czasem poranki bywają nieprzewidywalne. Czasem po prostu wystarczy jeden uśmiech albo obecność drugiej osoby. Ten dzień zaczął się zdecydowanie lepiej niż myślałem. Po wczorajszym koszmarnym wieczorze liczyłem na głośną kłótnię i rzucanie talerzami ale byliśmy dorośli. Musieliśmy rozwiązywać swoje problemy poprzez rozmowę. Miło się zaskoczyłem kiedy klęczała przy łóżku. Światło tworzyło dla niej jasną poświatę, sprawiało że wyglądała niczym anioł. Nie chciałem się na nią gniewać, nie potrafiłem. Nie mogłem też pozwolić żeby inni niszczyli nasze szczęście. Nie mogliśmy im pozwolić wchodzić z butami w nasze życie.

Trzymałem ją w ramionach, cały mój świat.

-Myślę, że Chicago wcale nie jest takie złe-powiedziała patrząc na mnie swoimi wielkimi oczami w kolorze burbonu. Podniosłem się na łokciu. Jej włosy leżały rozrzucone na poduszce.

-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że to słyszę-pocałowałem ją w czubek głowy, cieszyłem się jak wariat. Widząc mój szeroki uśmiech postanowiła mnie postawić do pionu.

-Nie powiedziałam że porzucę tu swoje życie i już dziś wsiądę z tobą do samolotu ale zastanowię się nad tym..

-Jasne rozumiem-zapewniłem szybko, nawet tego od niej nie oczekiwałem.

-Potrzebuje trochę czasu żeby pozamykać kilka spraw i ewentualnie zastanowić się co zrobić ze studiami czy zrezygnować czy przenieść się do Chicago.

-Uważam że nie powinnaś rezygnować z edukacji. Przemyśl to jeszcze z pięć razy-patrzyłem jak kiwa głową. W duchu poczułem ulgę, czyżby to były jakieś dobre znaki z góry? Wszystko zacznie się prostować, w końcu wszystko będzie dobrze.

Dochodziło południe a ja musiałem powoli się zbierać na żeby zdążyć dojechać na lotnisko i przekąsić coś przed podróżą.

-Musimy wstawać, nie mogę się spóźnić-powiedziałem siadając na łóżku. Rozglądałem się za jakimiś ubraniami.

-Tak to było by zdecydowanie łatwiejsze jakbyśmy mieszkali razem-spojrzałem przez ramię, Olivia patrzyła w sufit z widoczną frustracją.

-Jak będziesz miała chwilę rozejrzyj się za jakimiś meblami, wynająłem mieszkanie. Trzeba to jakoś z sensem urządzić- uśmiechnąłem się sam do siebie naciągając bokserki. A następnie spodnie.

-Co zrobiłeś?-zapytała zaskoczona, mrugała jak szalona.

-Ahh, zapomniałem ci powiedzieć. Spontaniczna decyzja. Oczywiście jak ci się nie spodoba możemy poszukać czegoś innego, może domu? Zresztą to tymczasowa opcja, nie chciałem już nikomu siedzieć na głowie-podrapałem się po brodzie, nagle jej wzrok mnie zaczął onieśmielać. Patrzyła na mnie tymi dużymi oczami pełna podziwu. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy.

-Jak tylko wylądujesz czekam na wirtualna oprowadzę po naszym m2-podeszła do mnie i objęła mnie rękoma za szyję. Powiedziała "naszym", jak to pięknie brzmi w jej ustach.

-A może m3?-uniosłem brew rzucając jej wyzwanie. Dotknąłem delikatnie jej brzucha a ona ze śmiechem pacnęła mnie w głowę.

-Jeszcze chyba za wcześnie na takie plany-stwierdziła idąc do garderoby żeby ubrać się w coś do wyjścia.

-Dlaczego? Moglibyśmy już porozmawiać o dziecku...-stałem i patrzyłem jak się ubiera.

-Może najpierw nacieszmy się sobą?-stanęła przed mną na palcach i pocałowała mnie w policzek- A jak chcesz powiększyć rodzinę to może najpierw adoptujmy sobie pieska?

Ocean uczuć.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz