17

74 11 4
                                    

Olivia, Chicago

Gotowa czekałam na Benjamina, aż wróci z pracy. Powinien być już godzinę temu.
Ściągnęłam ze stóp szpilki, telefon odłożyłam na bok i przytuliłam głowę do poduszki. Znajdowałam się w salonie.
Dzisiejszy dzień był luźny ale ja czułam się bardzo zmęczona. Jakbym latała nakręcona jak mały motorek, a wcale tak nie było. 

Zaskoczeniem dla mnie okazało się że Bastien próbował się ze mną skontaktować. Po co? Te pytanie ciągle chodziło mi po głowie. Nie oddzwoniłam. Nie czułam takiej potrzeby. Wolę się wieczność zastanawiać niż usłyszeć znowu jego głos.

Ktoś potrząsnął mnie za ramię.  Ociężale uniosłam powieki . Byłam taka śpiąca.

-Olivia?- głos Benjamina był taki łagodny- Przepraszam. Powinienem napisać że spotkanie mi się przeciągnie.

-Nic się nie stało- powiedziałam unosząc swoje ciało do siadu. Przetarłam lewą część twarz, przy okazji zakładając włosy za ucho- Jestem strasznie głodna.

-Wątpię, że o tej porze jeszcze jest otwarta jakaś porządna restauracja-Benjamin stał z rękoma w kieszeniach.

Domyślam się, że było już grubo po północy. I nie myliłam się, zegarek na wyświetlaczu telefonu pokazywał drugą nad ranem.

-Chyba że chcesz fastfooda?-zapytał z łobuzerskim uśmieszkiem, domyślam się że chciał poczuć satysfakcję z tego ile kalorii pochłonę.

-Jakoś to przeboleję. Nie zasnę z powrotem z pustym żołądkiem- pokręciłam z niesmakiem głową ale wstałam poprawiając spódnicę- Daj mi chwilkę, ubiorę coś wygodniejszego.

-Nie ma sprawy, też tak zrobię- powiedział zdejmując marynarkę od garnituru i luzując na szyi granatowy krawat. Zniknął w korytarzu prowadzącym do jego sypialni. 

Pięć minut później ubrana w jeansy i szary sweter wiązałam sznurówki adidasów. Chwyciłam z szafy jeszcze skórzaną kurtkę i ruszyłam w poszukiwaniu brata. Który jednak potrzebował więcej z czasu niż ja. Stałam zniecierpliwiona stukając nogą w nieznanym w rytmie.

Pojawił się odświeżony i pachnący. W zwyczajnej rozpinanej bluzie z kapturem i czarnych spodniach.

-Ekspresowe tempo bracie-powiedziałam z podziwem. Stanął obok mnie. Dzieliło nas z piętnaście centymetrów. Mój kochany braciszek był przystojnym facetem, z czupryną ciemnych włosów i bystrym spojrzeniem. Laski na niego leciały jak ćmy do świecy. A on oczywiście tego nie zauważał, dobrze że był zajęty i tylko jedna zaprzątała mu głowę.

-Starałem się - położył rękę na moich plecach popychając mnie w kierunku windy. Zjechaliśmy do garażu podziemnego w ciszy. Wcale nie czułam się w niej jak w blaszanej puszce śmierci. Gdy drzwi się otworzyły spojrzałam na jego imponującą kolekcję aut.

-Wybierz któryś -zachęcił mnie Benjamin z uśmiechem. Rzuciłam jeszcze raz wzrokiem na samochody przechadzając się przed ich maskami. Zatrzymałam się przed tym który skradł moje serce. Ciemnoszare Maserati Quattroporte.

-Ten- Beniamin zaśmiał się słysząc mój rozmarzony głos. Miałam wrażenie, że jak nie odwrócę wzroku to zacznę się ślinić, pomimo że do blachary było mi daleko.

-Mój ulubieniec- stwierdził biorąc kluczyki z wiszącej szafki na ścianie. Otworzył auto a jego światła zamrugały. Leo mnie czarował a ja nie dałam rady mu się oprzeć. Tak dobrze słyszeliście nazwałam samochód. 

-Proszę oddaj mi go prowadzić- jęknęłam desperacko patrząc na brata , który miał skrzyżowane ręce na klatce piersiowej. Uniósł pytająco brew.

Ocean uczuć.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz