'' Miłość to fortepian zrzucony z trzeciego piętra, a ty byłeś akurat w nieodpowiednim miejscu i czasie. "
Uwaga!
Rozdział niesprawdzony
Próbowałem myśleć pozytywnie, przekonać się, że obojętność wpisana w jej oczach wcale nie złamała mi serca, ale w nim akurat była burza, a słońce nie świeciło już od kilku dni. Moje optymistyczne myśli postanowiły wyjść tylnymi drzwiami, nie zważając na moje pragnienia pozostania ich przy sobie. Nie rozumiałem swoich uczuć, zresztą nie pierwszy raz. Kira była dla mnie wyzwaniem, któremu nie mogłem sprostać, a tym bardziej z niego zrezygnować. Ale ona mnie ewidentnie nie chciała być przeze mnie zdobywana, cały czas tkwiła przy myśli, że nie robię na niej kompletnego wrażenia. Już z samego rana mnie zbyła, tłumacząc, że nie ma czasu, na moje głupkowate teksty. Powstrzymałem się, przed uwagę, że ona wiecznie, nie ma czasu, tylko ominąłem ją bez słowa. Nogi zaprowadziły mnie do laboratorium, ponieważ wtedy naprawdę potrzebowałem kogoś, kto mnie wysłucha i chociaż nie byłem pewien, czy to odpowiednia rola dla Elfa, to i tak postanowiłem, zaryzykować. Niebieskowłosy był zajęty rozmową z Greeny, a w kolejce stały Alajea z Karenn.
– Dlaczego twierdzisz, że to któraś z nas zawiniła? – odparła Greeny, zakładając ręce na piersi.
– Zdążyłem już was poznać, tylko zastanawia mnie, czy to zrobiła jedna z was, czy działałyście wspólnie. – Zmierzył całą trójkę wzrokiem.
– Co znowu moja siostra zrobiła? – spytałem, gdy podszedłem dość blisko. Karenn posłała mi mordercze spojrzenie.
– Jestem niewinna. – powiedziała do mnie, następnie zwróciła się do Ezarela. – Mogę już wyjść? Mam ciekawsze rzeczy do zrobienie niż przesiadywanie w tym miejscu.
– Nikt stąd nie wyjdzie, dopóki nie dojdziemy do tego, czyja to sprawka. – mówiąc to, spojrzał na panujący tu bałagan. Niektóre fiolki były porozbijane, z blatu spływała jakaś zielona mazia, a książki były porozrzucane po całym pomieszczeniu.
– Wiesz Niebieski, myślę, że to Wyrocznia, postanowiła zrobić ci niespodziankę, żebyś w końcu posprzątał laboratorium.
– Jakbyś nie wiedziała Greeny, to tu ma wszystko swoje miejsce. – Dziewczyna przewróciła swoimi zielonymi oczami, a Ezarel wziął głęboki wdech, pewnie nie mógł zdzierżyć, że czarownica zarzuca mu nie porządek.
– No ewidentnie nie ma go teraz – drążyła temat dalej.
– Wiesz co, tym tekstem zagwarantowałaś sobie, sprzątanie tego całego bałaganu.
– Chyba śnisz. Nie będę sprzątać bałaganu, którego zapewne zrobiłeś po miłym wieczorku Valyonem i Nevrą.
– Podziękuj za to swojemu niewyparzonemu językowi. – Ezarel wziął do ręki miotłę i podał do ręki brązowowłosej. – Greeny, oto miotła mam nadzieję, że się dogadacie, bo spędzicie ze sobą masę czasu. – Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie i wzięła do ręki miotłę.
– A my możemy z Alajeą już wyjść? – powiedziała Karenn, sfrustrowana całą sytuacją.
– Tak, tak. – Zauważyłem na ustach Ezarlela triumfalny uśmiech. Moja siostra i jej przyjaciółka skierowały się do wyjścia.
– I co suszysz te zęby? – Dziewczyna, z powrotem sprowadziła go na eldaryską ziemię. Ezarel jednak postanowił, zignorować jej tekst i zwrócił się do mnie.
– Słucham cię, mój drogi przyjacielu.
– Potrzebuje miłosnej porady.
– I przyszedłeś z tym do mnie? – Ezarel się nieźle zdziwił, w sumie, nic w tym zaskakującego. Elfa nie łączyła żadna miłosna więź z kimkolwiek, twierdził, że nie warto tracić czasu, na taką głupkowatą rzecz jak miłość. Zawsze mi powtarzał, że zakochując się, tracisz siebie, pokazujesz komuś swe uczucia, osoba wybrana przez ciebie może czytać z ciebie jak z otwartej księgi.
– Tak, Kira jest emocjonalną skałą, myślę, że nawet, jakbym stanął przed nią nago i zatańczył makarenę, to jedyne słowo, jakie by wydusiła to aha i zapewne by wyszła. A wiesz, kto by też tak zrobił? Ty!
– Nevra, z całym szacunkiem, ale nie życzyłbym sobie, oglądać Cię, tańczącego nago makarenę. – Przewróciłem oczami i głośno westchnąłem.
– Podałem tylko przykład.
– Dość kiepski tej twój przykład.
– No właśnie, jak mogłeś podać przykład tańczącego siebie i nie umieścić u swego boku Ezarela – odparła Greeny, śmiejąc się głośno.
– Wracaj do sprzątania. – Zmroził ją spojrzeniem. – A Kirze należą się brawa, że jako jedna z niewielu kobiet w kwaterze, ciebie nie traktuje, jako obiektu westchnień. – dodał, a ja nie potrafiłem się z tym pogodzić, przecież byłem chodzącym ideałem, damy mnie kochały, a ja to skutecznie wykorzystywałem, rzucając na nie swoją robotę. I wszystko szło jak w zegarku, tylko nagle pojawiła się ona i wszystko zniszczyła.
– To jest denerwujące. Ja jej niemal niebo uchylam, a ona mnie nieustannie spławia. A ja jej przecież mówię milutkie słówka, obdarowuje prezentami.
– Masz na myśli portret twej osoby, który od Ciebie dostała.
– Wyobrażasz sobie, że mi go zwróciła. Stwierdziła, że będzie się czuć niekomfortowo, rozbierając się przy nim.
– Nie dziwie się jej. Sam nie chciałbym patrzeć na twą twarz na obrazie, mierzący każdy centymetr mego ciała.
– Dobrze, to jak zdobywać osoby twojego pokroju?
– Tacy jak ja, czują się dobrze w swoim towarzystwie. Ale spróbuj z kwiatami, najlepiej czerwone róże, ponoć każda kobieta je kocha. – Przewrócił oczami.
– Nie każda, ja ich nie lubię, wolałabym, jakby ktoś wręczył mi jedzenie. No ale co ja mogę wiedzieć, w końcu jestem tylko kobietą.
– Nie lubi czerwonych róż, osobiście uważa je za strasznie oklepane. Wspomniała mi kiedyś o tym.
– To napisz jej romantyczny wiersz, coś w stylu jesteś kwintesencją mojej marnej egzystencji.
– Ezarel, ja wiem, co działa na kobiety, powiedz mi, co zadziała akurat na tę kobietę. To, co mówisz, działa na inne, nie zadziała na nią.
– O niej, to chyba powinieneś zapomnieć. Nie zdobędziesz jej.
– To jeśli nie mogę jej zdobyć, to jak ją sobie odpuścić? Bo ja chyba nie potrafię.
Rozdział sprawdzę później, bo się śpieszę. Przepraszam, za takie opóźnienie. Koronawirus mnie dołuje. A tak w ogóle, to co myślicie o Greeny?
CZYTASZ
Ice Princess |Eldarya|
Fanfic- Gdy tu przybyłam Nevra, wszyscy ostrzegali mnie, że jesteś z tych chłopaków, dla których dziewczyny to zdobycz. Mówili, że będę tylko kolejnym eksponatem w kolekcji, kolejną głupią gęsią, którą uwiedziesz dla własnej satysfakcji. Mówili, że w chwi...