Rozdział 11

117 9 0
                                    

Statek stojący w porcie jest bezpieczny, ale nie po to buduje się statki, by stały w portach.

Gdy wszedłem do pokoju, poczułem wewnętrzną pustkę, być może spowodowaną zostawieniem Kiry, przestania czuć jej skóry, gdzieś pod opuszkami palców i zapachu lawendy.
Tego wieczoru pierwszy raz od dłuższego czasu, poczułem również, że może coś z tego jednak wyniknąć, że jej słowa jestem przy tobie, nie są zbiorem przypadkowych liter, rzuconych na wiatr, ulotną chwilą. Jednak czymś większym, może z innego punktu widzenia, było to głupie, ale przecież głupia niekiedy nadzieja nie robiła nikomu krzywdy, przecież mogłem wmawiać sobie, że w jej oczach cokolwiek znaczę, że nie jestem tylko przyjacielem, to określenie było dla mnie tak bardzo przykre, bo niby osoba, którą w środku darzycie uczuciem, przy was jest, ale nigdy nie będzie można skraść jej pocałunku, zapomnieć o całym dniu, łącząc się w namiętnym tańcu, po czym zasnąć w swoich ramionach. Ale może nie wszystkim jest pisane szczęście, może niektórzy powinni czuć właśnie taką pustkę, pocieszyć się odegraniem innej roli. To dosyć smutne, że innym da się złapać go całkowicie, a mi ono tak bardzo wypadało z rąk. Wiecznie bawiło się ze mną w chowanego, a gdy poznawałem jego kryjówki, ponownie uciekało. Przez toczące się w mojej głowie myśli nie mogłem zasnąć, wyglądało to, jakbym był nastolatkiem który przeżywa swoją pierwszą miłość. To kołatanie serca, gdy tylko pojawiała się obok, to widzenie jej w każdej osobie i tęsknota za jej obecnością.

W co ja się wpakowałem.

Nie miałem najmniejszej ochoty wpuszczać w tym dniu dnia słońca do swojego życia, wolałem, żeby księżyc pozostał ze mną trochę dłużej, jeszcze z godzinkę, z dwie, jednak światło bez pytania weszło, a ja niestety nie mogłem zakryć się kołdrą i udawać, że zaproszenie do dzisiejszego dnia mnie nie dotyczy, bądź zgubił je wiatr. Nie mogłem, tak po prostu zamknąć drzwi i nie wpuszczać jak nie proszonego gościa, należało stawić się naprzeciw kolejnej szansy od losu, chwycić od niego kolejną nadzieję, która niczym mała iskierka, niekiedy po prostu wygasała, a więc wstałem i wyszykowany szedłem do sali obrad, w której mieliśmy ponownie dojść do pokoju, w drodze spotkałem Kirę z mnóstwem papierów i zaspanego Chroma.

- Kto wpadł na pomysł, żeby spotkanie odbyło się o szóstej rano? Mój zegar biologiczny nie słyszał o takiej godzinie.

- Obawiam się, że Król też nie słyszał - powiedziała Kira, wchodząc do sali, w której nie było absolutnie nikogo, nie licząc nas.

- Czyli idziemy z powrotem do łóżek. Jakie szczęście.

- Nie Chrome, nigdzie nie idziemy, musimy to szybko załatwić, żeby wrócić do Kwatery. - Wilkołak się skrzywił. - Ustaliliśmy, że będziemy na szóstą, nie rozumiem, dlaczego ten typ nie przyszedł. Jak można być takim nieogarniętym imbecylem.

- Każdy może się odrobinę spóźnić.

Odrobinę spóźnienia zmieniło się w dwie godziny, a Kira wściekała się z każdą kolejną minutą coraz bardziej, rzucając, bardziej wyszukanymi przekleństwami. Ceniła swój czas, to było pewne. Nie wiem, czy nie miała rozpisanego całodniowego planu, co do minuty, to by do niej pasowało. Drzwi zaskrzypiały, a do pomieszczenia wszedł wypoczęty Axel, Kira posłała mu mordercze spojrzenie.

- Witam wszystkich, możemy zaczynać.

- Poważnie? Czekaliśmy ponad dwie godziny na jaśnie pana hrabie, który oto się pojawił... - wskazała ręką na Axela - Ze swoim uśmieszkiem, bez żadnego słowa przepraszam. Pora docenić czas innych i zrozumieć, że świat nie kręci się wokół Pana osoby. - Nastała cisza, przez którą jedyne dźwięki, które dochodziły do uszu, to stukot obcasów służby.

- Tak poderzewałem, że to ty, gdy tylko cię zobaczyłem. Ten sam ton, ten chłód, tę oczy... Że też wcześniej nie mogłem sobie ciebie przypomnieć. Ale po tej scenie, od razu sobie przypomniałem, że też nie mogłem cię skojarzyć po nazwisku Kira Linette Lighwood, chyba że wolisz przyszła Królowo. - Popatrzyłem zdezorientowany na Kirę.

- O co tu chodzi? - spytałem- Ty...jesteś królową. - Dlaczego będąc tak blisko, tak niewiele o niej wiedziałem, dlaczego tak bardzo mi nie ufała, tym bardziej, że jeszcze wcześniejszego wieczoru, niemal otworzyła przede mną swą duszę. Dlaczego los, tak szybko zabrał tamtą chwilę, może za mocno wiało.

- Nie jestem. Zrezygnowałam z tronu dawno temu.

- Chyba mamy inną definicję słowa rezygnacja, bo twoja to raczej ucieczka.

- Axel, przymknij się. - powiedziała, przez zaciśnięte zęby.

- W porządku, nawet was zostawię na moment, wyjaśnijcie sobie ładnie wszystko, bo niektórzy chyba mają niedobór informacji. Wrócę za piętnaście minut.

Hej!

Wiem, że rozdział jest krótki, biorąc pod uwagę to ile mnie nie było, ale musiałam się odblokować i taki oto rozdział mi w tym pomógł. Wiem, że nie należy do najwspanialszych, ale mówię musiałam się czymś odblokować, teraz będzie już lepiej.

Ice Princess |Eldarya|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz