↷ 슬픔은 영원 할 것이다
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
Nie zauważyli nawet, gdzie tak naprawdę wbiegli, gdy uciekali przed Tzuyu.W tej chwili, widząc jak Sicheng uśmiecha się w ich stronę, Nakamoto miał ochotę uciec stamtąd w trybie natychmiastowym.
Coś zbyt często zdarzyło mu się dzisiaj wpaść na nowego nauczyciela, a nie było nawet jeszcze dwunastej godziny.
— Profesor co tu tak sam robi, co? — Zapytał Chittaphon, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
— Przygotowuje się do lekcji, jeśli chcesz wiedzieć... — Odpowiedział by mu jego imieniem, niestety widział chłopaka po raz pierwszy w swoim życiu i nie miał bladego pojęcia, kim on może być.
— Ach, proszę wybaczyć moją głupotę, nie przedstawiłem się panu.
Jestem Chittaphon, ale może pan profesor do mnie mówić Teniarz albo po prostu dziesiątka. Tak, ta liczba odzwierciedla dokładnie moją urodę — Zaśmiał się głośno, kłaniając się przed nauczycielem, który musiał przyznać, że zaczynał lubić chłopaka.
Był zabawny.Nie mógł powiedzieć tego samego japończyk, który czuł się co najmniej zażenowany zachowaniem przyjaciela i tym, jak spoufala się z nim podczas ich pierwszego spotkania.
— Zapamiętam to sobie, bardzo dokładnie — Pokiwał głową, zastawiając się nad czymś przez kilkanaście sekund, zanim znów zabrał głos — Yuta, mogę mieć do ciebie prośbę?
Chłopak, który zrobił dwa kroki do tyłu od tajlandczyka, udając, że go nie zna, prawie się udusił, gdy usłyszał swoje imię.
Miał nadzieję, że Dong go nie zauważy i najzwyczajniej w świecie sobie pójdą, zaraz po tym jak Tzuyu zniknie im z zasięgu wzroku.
— Co? Jaką? — Zapytał niechętnym tonem, przenosząc swój wzrok na nauczyciela
— Skoro już tu jesteś, to pomyślałem, że mógłbyś być taki miły i pomógł byś mi odnieść te książki do biblioteki. Przyznam, że jest ich trochę za dużo, a drobna pomoc zawsze się przyda — Podrapał się po głowie, zerkając kątem oka na stos książek spoczywający spokojnie na stole, tuż obok nich.
Już chciał powiedzieć, że nie jest jego osobistym asystentem, bądź tragażem, ale łokieć wymierzony prosto od Tena w jego żebra, szybko postawił go do porządku.
— Oczywiście, że pomoże. Tutaj nawet nie ma o czym mówić — Odpowiedział za niego, puszczając mu oczko, podczas gdy ten nie myślał o niczym innym, tylko o zrobieniu krzywdy swojemu przyjacielowi, zaraz po tym, jak będą już sami.
— Dzięki stary, jesteś naprawdę kochany i spoko ziom — Powiedział złośliwym tonem, sztucznie się do niego uśmiechając.
— Dla ciebie wszystko, moja japońska wisienko. Pogadał bym dłużej, ale nie będę ci przerywał w pomaganiu profesorowi Dongowi. Muszę zająć się podlizywaniem do babki od fizyki, także sam rozumiesz — I dwie sekundy póżniej już go nie było.
— Uroczego masz przyjaciela, muszę przyznać — Zagadał Winwin, gdy szli pustym korytarzem w kierunku biblioteki.Po tym, jak zostali sami w pokoju nauczycielskim, a niezręczna cisza zaczęła wypełniać pomieszczenie, Yuta zabrał szybko wszystkie książki, leżące na stole i w szybkim tempie wyszedł z pokoju nauczycielskiego, nie patrząc nawet za siebie.
— Ta kanalia nie jest urocza, ale doceniam starania — Zaprzeczył, prychając cicho pod nosem.
Tajlandczyk był upierdliwy, wredny i dziecinny, ale na pewno nie uroczy.
To jak, jakby powiedzieć, że jadowite węże i szczeniaczki to to samo.
— Jak ty możesz tak mówić o swoim przyjacielu? Powinieneś go lubić i mówić o nim z szacunkiem — Zadziwiało go momentami to, jak młodzież odzywała się do siebie w dzisiejszych czasach.
Wyzywali się od dziwek i śmieci, śmiejąc się przy tym i nie widząc nic dziwnego w tym, że są to zwykłe obelgi.
— Bardziej utopić, gdy miałem okazję. Nie wie pan nawet, jaki to jest wrzód na tyłku — Westchnął cicho, by za chwilę zorientować się, jakich słów używa tuż obok nauczyciela. Już raz używał podobnych słów przy pani Park, która nie była aż tak łaskawa i wyrzuciła go do dyrektora, oskarżając o rasizm — Um... przepraszam za swoje słownictwo
— Spokojnie Yuta, nie zwracam na nie nawet uwagi, nie jestem przecież aż taki stary — Zaśmiał się cicho, klepiąc go lekko po ramieniu
— To ile ma pan profesor lat? Oczywiście, jeśli nie jest to takie 'tajne przez poufne' i te sprawy
— Dwadzieścia cztery
Wszystkie książki wypadły z rąk chłopaka, tworząc na podłodze niezły bałagan.
— Ile? — Wszystkiego się spodziewał, ale nie tego, że jego nowy nauczyciel jest takim gówniarzem.
— Dwadzieścia cztery, mówiłem to przed sekundą
— Nie dałbym tyle panu. Z początku myślałem, że jest pan po trzydziestce, ale jak o tym teraz myślę, to głupio mi mówić to tak głośno — Mruknął cicho pod nosem, czując jak jego poliki robią się soczyście czerwone z zażenowania.
Jak to jest możliwe, że jeszcze kilka godzin temu miał ochotę wyrzucić Donga przez okno, a teraz ciężko było nawet powiedzieć mu głupie nie?
— Dziękuję ci bardzo za to, że mnie tak okropnie postarzyłeś. Gdybyś nie wyglądał teraz tak uroczo, to mógłbym się obrazić — Pokręcił głową z rozbawieniem po raz kolejny, po czym zaczął zbierać leżące na podłodze książki, by później bez problemu zanieść je do biblioteki.
CZYTASZ
renaissance | n.yt + d.sh
Fanfikce↳❝ and in the end were just a generation of fucked up kids with broken hearts and scars on our wrists❞↲ ▪ gdzie sicheng jest nowym nauczycielem historii sztuki, a yuta nie bardzo rozumie, co ludzie takiego w niej widzą