↷ 슬픔은 영원 할 것이다
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
Była godzina dziesiąta, trzeciego dnia tygodnia.W sali właśnie odbywała się lekcja historii sztuki, pierwsza, na której Yuta nie zasypiał, umierając wewnętrznie.
Tym razem otworzył zeszyt i zapisał temat, wyczytując go ze stron leżącego przed nim podręcznika.
Czy można powiedzieć, że jego relacje z nauczycielem znienawidzonego przez niego przedmiotu poprawiły się?
Tak.
Od ostatniego spotkania coś poprzestawiało się w jego mózgu, zmieniając jego stosunek do mężczyzny, jak i przedmiotu, którego nauczał.
Nie był aż taki złośliwy i sztywny, jak myślał na początku.
Chociaż bywały takie momenty, podczas których nie miał zielonego pojęcia, co od niego chciał i mówił, jakby miał co najmniej dwieście lat więcej, niż miał obecnie.
Siedział w jednej ławce z Taeyongiem, który był równie znudzony, jak jego kolega kilka dni temu.
Malował korektorem po książce, domalowując Napoleonowi robi i kozią bródkę.
Nie wiedział, co działo się z jego przyjacielem, który nie zjawił się dzisiejszego dnia w szkole.
Napisałby do niego w tej sprawie wiadomość, jednak jego duma mu na to nie pozwalała.
Chciał go przeprosić za zbyt porywcze zachowanie, ale był uparty i wstydził się przyznać do błędu.
Liczył więc na to, że Chittaphon sam się do niego odezwie.
Tak, jak robił to do tej pory.
— Moi drodzy — Spod tablicy dobiegł ich donośny głos nauczyciela, który skończył pisać notatkę na dużej, zielonej tablicy — Skończymy omawiać wczorajszy temat i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, mam dla was niespodziankę.
Cała klasa słysząc o możliwej nagrodzie zawiwatowała, klaszcząc głośno, co wywołało u Sichenga krótki śmiech.
Yuta musiał przyznać, że wyglądał naprawdę uroczo, w swoim brązowym garniturze i szerokich okularach, które dodawały mu powagi.
Nie tylko on tak sądził, przyglądając się dziewczynom z jego klasy, które trzepotały rzęsami na jego widok i chichotały za każdym razem, gdy zwrócił na nie minimalnie uwagę.
Jak on nie lubił takiego zachowania.
Liczył na to, że Tzuyu również wzdycha do nauczyciela, zamiast do niego, jednak w tej kwestii się przeliczył.
Robiła maślane oczy do japończyka i tylko do niego.
I nikt nie mógł tego zmienić.
— Psst, Taeyong — Szepnął do przysypiającego już czerwonowłosego chłopaka, szturchając go łokciem w ramię — Wiesz, jaki był temat?
— Nie mam pojęcia, wiem tylko tyle, że jest poniedziałek — Odpowiedział mu od niechcenia, zamykając oczy i ucinając sobie małą drzemkę.
Mógł przewidzieć, że nic się od niego nie dowie - jeśli chodziło o podejście do tego przedmiotu to mieli je dosyć podobnie: ich koncentracja była zerowa, tak samo, jak zainteresowanie przedmiotem.
Machnął na niego ręką i wrócił do słuchania wywodów Winwina.
— Jak określił to kościół - iluminaci byli najniebezpieczniejszym ruchem antychrześcijańskim — Opowiadał, przechadzając się po sali i przypatrując reakcjom uczniów. Część z nich spała, część słuchała, a reszta zajmowała się sobą — Watykan potępił ich bractwo i uznał je za Shaitana...
— Chyba za szatana, panie profesorze— Wtrąciła siedząca na samym przodzie klasy drobna brunetka o surowym spojrzeniu.
Jeśli dobrze pamiętał, to miała na imię Seulgi.
Była niezwykle inteligenta i bystra, za co ją cenił.
Widział po jej wiedzy i ocenach, że ten przedmiot ją interesował i sprawiał przyjemność.
Tak, jak jemu.
— Otóż nie, Seulgi — Pokręcił pobłażliwie głową, poprawiając spadające mu z nosa okulary — Ta nazwa wywodzi się z samego islamu i oznacza przeciwnika boga. Kościół wolał używać tego określenia, gdyż był to według niego brudny język. Od tego słowa wywodzi się słowo "szatan", którym w chrześcijaństwie straszy się ludzi, bez żadnego powodu
Notował skrzętnie wykład pana Donga, dopisując na marginesie swoje własne przemyślenia i uwagi.
Nie wiedział, czy tak można i jest to dozwolone, dlatego zapyta go o to na ich następnych zajęciach.
Jeśli oczywiście nie zapomni.
— Najważniejszym celem iluminatów było zmiecenie katolicyzmu z powierzchni ziemi. Według nich najgorszym zagrożeniem były zabobonne dogmaty rozprzestrzeniane przez Watykan. Bali się, że jeśli pobożne mity będą uważane za niezbite fakty, nauka nie będzie mogła się rozwinąć, zaś ludzie będą skazani na ignorancję i święte wojny o nic...
"Zupełnie tak, jak teraz"
Pomyślał sobie, podkreślając najważniejsze informacje markerem, który ukradł z piórnika Yonga.
A jeśli chodzi o niego, to nadal spał, przytulony w najlepsze do kaloryfera, cicho pochrapując.
Nakamoto był prawie pewny tego, że chłopak się ślinił przez sen i czekał na dobrą chwilę, by to uwiecznić na zdjęciu.
Byłyby z tego idealne kartki na święta.
Obśliniony Terencjusz z odciśniętym na pół twarzy parapetem.
Tak, to był złoty koncept.
Oddałby wszystkie pieniądze, jakie miał aktualnie przy sobie (za które mógł co najwyżej kupić sobie śniadanie w fast foodzie, ale za marzenia nie karają), by powiesić taki obramowany egzemplarz przy kominku, którego nawet nie posiadał.
— Przechodząc do tej niespodzianki, którą obiecałem wam na początku lekcji — Z transu o dziwnych marzeniach z udziałem Taeyonga, wyrwał go spokojny głos Sichenga — W piątek zabieram was do muzeum sztuki na trzech lekcjach; mojej, matematyki i fizyki. Przynieście ze sobą komórki do robienia zdjęć i zeszyt do sporządzania notatek. Dziękuję za dzisiejszą lekcje, jesteście wolni
Może to tylko złudzenie, albo kolejny psikus umysłu, jednak Yuta odniósł wrażenie, że podczas ogłaszania wyjścia do muzeum, ich nauczyciel patrzył mu prosto w oczy, uśmiechając się lekko.
Zupełnie, jakby była to atrakcja tylko dla ich, a nie dla całej klasy.
CZYTASZ
renaissance | n.yt + d.sh
Fanfic↳❝ and in the end were just a generation of fucked up kids with broken hearts and scars on our wrists❞↲ ▪ gdzie sicheng jest nowym nauczycielem historii sztuki, a yuta nie bardzo rozumie, co ludzie takiego w niej widzą