2

827 25 0
                                    

Po kolacji udałam się do swojej komnaty. Nie mogłam zasnąć. Otworzyłam drzwi od tarasu, aby wpuścić trochę świeżego powietrza. Usiadłam na łóżku i w pewnym momęcie usłyszałam czyjeś wołanie ze dołu.
-Liv, Liv.- Narzuciłam na siebie delikatny płaszczyk i wyszłam. Gdy wyjrzałam na taras, spojrzałam w dół. W blasku kaiężyca zauważyłam znajomą postać na pięknym białym konu. Nie, to nie był książę. To był król.
-Liv, zejdż tu do mnie, proszę.-Szepnął.
-Dlaczego?-
-To ważne, ale nie mogę krzyczeć.-
-Dobrze.- Odpowiedziałam kierując się w stronę wyjśćia.
-Nie. Nie możesz tam tędy, musisz tarasem.-Cofnełam się.
-Dlaczego?-
-Ponieważ strażnicy pilnują, każdego wejścia i wyjścia. Nikt nie wejdzie, ani nikt nie wyjdzie o tej porze.-
-To jak niby. Latać nie umiem.-
-Złapię cię, dam radę.- No dobra spróbujmy. W końcu bez ryzyka nie ma zabawy. Ostrożnie wyszłam za barierkę.
-Na pewno mnie złapiesz?- Spytałam niepewnie.
-Tak.-
-1,2,3 łap!- Pisnęłam przestraszona, następnie, Thranduil mnie złapał w swoje silne ramiona. W pewnej chwili, kilka metrów dalej drzwi się otworzyły a na taras wyszedł Legolas. Thranduil schylił się tak mocno, że musiałam położyć się na szyji konia. Legolas trzasnął drzwiami, wyniku czego koń niespokojnie się poruszył. I gdybym, nie oplotła nóg wokół pasa króla, spadła bym, gdyż on musiał chwycić za lejce. Thranduil spojrzał na mnie a później wzrokiem zjechał na dół i znów spojrzał mi prosto w oczy.
-Mogłaś chociaż stanik ubrać.- Powiedział po czym uśmiechnął się szarmancko. Na moje policzki wkradł się mocny rumieniec. Również dopiero teraz zaówarzyłam, jak mocno nasza pozycja jest dwuznaczna.
-Nie miałam pod ręką.- Odpowiedziałam odważnie. Sama byłam zdziwiona, że potrafię tak mówić. Następnie rękami objęłam jego szyję. Thranduil wpatrując się we mnie jak w obrazek, jedną reką chwycił mnie w pasie, z kolei w drugiej trzymał lejce.
-Chwyć się mocniej.- Powiedział po czym ruszył w stronę lasu. Po pewnym czasie zrobiło mi się zimno i wtuliłam się w mężczyznę. Znałam go tak krótko prawie wogóle. A to w jego ramionach czułam się bezpiecznie oraz jak prawdziwa kobieta. Dodatkowo, zaufałam mu, dałam się wywieść w nieznanym celu, w nocy, w środek lasu. Zatrzymaliśmy się dopiero na rozległej łące.
-Wszystko już Ci wyjaśniam. Za dwa dni odbędzie się turniej strzelania z łuku. Będą w nim brać udział dziewczęta. Tradycja głosi, że dziewczę, które nie weźmie udział w tej dyscyplinie nie ma wstępu na ball, który odbędzie się za trzy dni. Jeszcze jedno, im celnej trafisz tym przychylniejsi będą w stosunku do ciebie, a jesteś tu nowa, więc nam na tm zależy.-
-Czyli, krótko mówiąc mam trafić w czerwone kółeczko?-
-Tak.-
-Tylko, że ja nigdy w ręce nie trzymałam łuku.-
-To nic, wszystkiego się nauczysz.- Thranduil podał mi łuk i strzałe. Następnie stanął za mną chwytając moje ręce w swoje, a głowę oparł delikatnie na mojej. Trochę to wyglądało jakby mnie przytulał od tyłu. Ustawił mnie w odpowiedniej pozycji, naciągnął cięciwę i strzelił. Z pomocą Thranduila strzeliłam w sam środek.
-Teraz, spróbuj sama.- Powiedział po czym stanął obok. Bałam się, że nie trafię i będzie na mnie zły. Dodatkowo była noc, co nie ułatwiało zadania. Naciągnęłam cięciwe i puściłam, strzała poleciała, wbijając się w pień drzewa. Czynność tą, powtórzyłam kilka razy, lecz za każdym razem mi się nie udawało. O dźiwo, Thranduil to wszystko cierpliwie znosił. Dopiero po długim czasie, i niezliczonych, nie trafionych strzałach, w końcu się udało. Byłam już tak zmęczona, że miałam ochotę tylko się położyć spać. Z szerokimi uśmiechem, spojrzałam na Thranduila, który stał kilka metrów dalej. Jeszcze raz strzeliłam i również się udało. W sam środek. Po wpływem emocji, upusciłam łuk i podbiegłam do niego rzucając się, na jego szyję. Z kolei on, mnie przytulił i obrucił wokół własnej osi. Następnie, mnie od stawił na ziemię. Spojrzał mi głęboko w oczy, jakby chciał mi skraść duszę, lecz on, chciał skraść mi, coś innego. Jego twarz, powoli zaczęła się zbliżać w stronę, mojej. Gdy jego twarz nazalazła się za blisko, ruszyłam delikatnie nadgarstkiem, a jedna z gałęźi drzewa się poruszyła i dała mu z liścia. Dosłownie. W tym czasie wyrwałam się z jego uścisku i zaczęłam biec przed siebie.
-Ty mała...- Zaśmiał się zadziornie. Chwilę później, przestałam biec i obruciłam się w stronę Thranduila, lecz nigdzie go nie było. Konia również. Przez chwilę pomyślałam, że to sen ale wszystko było zbyt realistyczne. Nagle usłyszałam wycie wilka. Przestraszyłam się.
-Thranduil?- Spytałam niepewnie. Gdy nikt nie odpowiadał, z oczu zaczęły lecieć mi łzy. Nawet nie znam drogi powrotnej. I znów, te przeraźliwe wycie, lecz teraz o wiele głośniejsze.
-Proszę, pomóż.- Powiedziałam w nicość. Nagle w blasku księżyca, między drzewami dostrzegła parę czerwonych oczu i chwilę później groźny warkot.
-Thrandurze, błagam ratuj. Zrobię wszystko co zechcesz.- Wyszeptałam i skulilam się, pod drzewem, gotowa na śmierć. W pewnej chwili, Thranduil wyskoczył, za drzew, na koniu, gładząc wilka mieczem. Następnie, podjechał do mnie i zabrał mnie na ręce. Wtuliłam sie w niego. Okropny koszmar z przeszłości powrócił...

-Spokojnie, nic ci już nie grozi.- Powiedział Thranduil, kładąc mnie na łóżku, a sam siadając obok. Płacz nie ustępował a ból głowy się nasilił. Stwierdziłam, że muszę mu to powiedzieć.
-Gdy byłam mała to moją mamę zabiły wilki, ale to nie były takie zwykłe wilki. Miały czerwone oczy takie jak tamen.- Ledwo wykrztusiłam, te zdania przez łzy. Thranduil nic nie mówiąc, zaczął mnie tylko głaskać, po głowie. Gdy się  uspokoiłam, na tyle, że przestałam płakać, Thranduil wstał z zamiarem wyjścia. Poczułam w tedy, że zostanę całkowicie sama.
-Nie odchodź.-Wyszeptałam. Mężczyzna sie obrócił.
-Dobrze.- Jedynie odpowiedział i usiadł obok mnie.

Obudziła mnie, Nori z wieścią na śniadanie. O dziwo byłam wyspana. Jak się okazało, król również wstał tak późno i dopiero teraz wyprawił śniadanie. Po posiłku, aż do późnego wieczora miałam zaplanowany trening z Legolasem. Dobrze, że Thranduil zeszłej nocy mnie trochę poduczył, bo jeśli chodzi o strzelanie z łuku książę jest bardzo surowy i dokładny, oraz niecierpliwy. Nie daje chwili wytchnienia. Wieczorem podjechał do nas Thranduil, aby zobaczyć jak sobie radzę. Legolas wyszkolił mnie wyśmienicie.
-Mam pomysł! Zróbmy konkurs, kto najlepiej strzeli z łuku.- Zaproponowałam, szeroko uśmiechając się do mężczyzn. Thranduil wydawał się nie wzruszony, a Legolas wręcz przeciwnie.
-Przecież wiadomo, że wygram, ale mogę dać ci fory.- Stwierdził Legolas zwracając się do mnie. A co z Thranduilem?
-A król zaszczyci nas swoim udziałem?- Spytałam Thranduila przytuląc się do jego ręki i ciągnąc go na odpowiednie miejsce.
-Nie, naprawdę...-
-Thranduilrze. Proszę.-
-Dobrze ale nikomu ani słowa. A i dla waszej wiadomości ostatni raz trzymałem łuk jak byłem w twoim wieku.- Podczas ostatniego zdania spojrzał na mnie. Oj, to baaardzo dawno temu. Jestem młodsza od Legolasa. Król napiął cięciwe i strzelił. Strzała trafiła w środek, przecinając strzałe Legolasa.
-Ojcze, mógłbyś zabrać Liv ze sobą? Planuję tu jeszcze zostać. Nie oczekuj mnie na kolacji.-Thranduil kiwnął głową i pomógł mi wsiąść na konia. Gdy wróciliśmy do zamku poszłam się przebrać w stosowniejszy ubiór na kolacje. Nigdzie nie widziałam Nori, która mogłaby mi pomóc więc sama zaczęłam się ubierać. Problem okazał się dopiero kiedy miałam zapiąć gorset...

CDN

Dobry człowieku jak zauważysz błąd to daj mi znać 😉

The young feeling of our old hearts - Młode uczucie naszych starych serc. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz