11

296 12 9
                                    


• 8 miesięcy później •

W pewnym momencie poczułam jak robi mi się mokro. Chyba się zaczęło. Wody odeszły. Zaczęłam szturchać Thranduila.
-Thrandi, chyba się zaczęło.- Szepnęłam do mężczyzny. Thranduil jak poparzony wstał i wybiegł na korytarz krzycząc:
-Liv rodzi!!! Szybko zawołać lekarza!!!- Po chwili wrócił.
-Kochanie, nie denerwuj się. Jestem przy tobie. Za chwile przyjdzie lekarz. Spóźni się, ponieważ jest mocna śnieżyca. Czy coś cię boli?- Spytał podekscytowany. Mam wrażenie, że on przeżywa bardziej ten poród niż ja.
-Poza tym, że mocno uciskasz moją dłoń to nie.- Stwierdziłam. W pewnym momencie poczułam silny ból w dolnej czarcie brzucha.
-Na Odyna zaczęło się! Teraz na prawdę!-
-Przyj do przodu!- Thranduil próbował mnie przekrzyknąć.
-Zawołaj kogoś!- Krzyknęłam wściekła.
-Widzę główkę!- Odparł przerażony Thrandi.
-Jestem. Bardzo proszę Wasza Wysokość o opuszczenie sali na czas porodu.- Orzekł lekarz rozkładając swoje rzeczy na stoliku obok.
-Nie mogę, to moja żona. Muszę jej pomóc...- Lekarz chwycił Thranduila za ramię, następnie wyprowadzając go.
-Sadzać po sińcach pod oczami, Wasza Wysokość radziłbym przespać się teraz, my sobie poradzimy.- Odparł mężczyzna zamykać drzwi.
-Ja rodzę! Weź Pan pomóż!- Po 3 godzinach urodziłam. Byłam tak zmęczona, że od razu zasnęłam.

Pov. Lekarz

Wziąłem tą małom istotkę i podałem pielęgniarce, która od razu nakarmiła i owinęła dziecko. Następnie przekazaliśmy córkę Królowi. Cieszył się jak małe dziecko. Jeszcze nigdy nie widziałem go tak szczęśliwego.
-Nazwę cię Snø.- Stwierdził król.

Pov. Liv

Rano obudziła mnie służba. Pomogła mi się umyć i ubrać. Wierzcie mi, po tak wyczerpującej nocy jak ktoś cię myje to nie jest krępujące, jestem tak zmęczona że nawet mi to nie przeszkadza. Następnie mnie ubrali i udałam się do wielkiej sali, gdzie czekał na mnie Thrandi z dzieckiem i śniadaniem. Od razu ich przytłumiłam.
-To dziewczynka, Snø.- W oczach zebrały mi się łzy. Wzięłam Snø na ręce. Jest taka delikatna.
-Cieszę się, że mam córkę.- Orzekł Thranduil.

Dziewczynka dorastała na piękną kobietę. Miała marmurową cerę, białe, długie włosy i granatowe oczy, wyróżniające się. Nie brakowało jej nic oprócz przygód i podróży w dalekim niebezpiecznym świecie. Tu w królestwie ciagle się nudziła marząc o górach, lasach i jeziorach. Pewnego wieczoru wymsknęła się do lasu.

Pov. Snø

Wzięłam łuk i narzuciła na siebie płaszcz. Gdy w lesie dotarłam na małą łąkę, byłam zachwycona. Położyłam się na trawie i w końcu mogłam podziwiać blask księżyca i gwiazd. Usłyszeć odgłosy zwierząt, czy poczuć letni wietrzyk. W pewnym momencie usłyszałam szelest. Za krzaków wyszedł ogromny pająk. Byłam sparaliżowana ze strachu.
-Hmm wyczuwam elficką krew.- Powiedział pająk i zaczął krążyć wokół mnie, owijając mnie swoją siecią. Popłakałam się. I po co mi to było? Mogłam zostać w królestwie.
-Nie bój się, nie będzie bolało.- Stwierdził. Po chwili byłam już cała owinięta pajęczyną.
-Nie ruszaj się bo nie trafie.- Pająk chciał mnie ugryźć, lecz niespodziewanie nadjechał jakiś mężczyzna, który odciął głowę pająkowi. Następnie uwolnił mnie z sieci.
-Dziękuje, że mnie uratowałeś.- Odparłam przerażona.
-Nie boisz się zapuszczać w nocy, w las?- Spytał nieznajomy podchodząc bliżej. W blasku księżyca ujrzałam jego lico. Miał brązowe, krótkie włosy i czekoladowe oczy, i miał wąsa. Nigdy nie widziałam mężczyzny z wąsem. Elfowie nie noszą zarostu.
-Chciałam przeżyć przygodę. Zobaczyć świat. Rodzice nie pozwalają mi opuszczać murów zamku.- Stwierdziłam.
-Czekaj, ty jesteś księżniczką?- Spytał marszcząc brwi.
-Tak.- Przyznałam się opuszczając wzrok.
-Piękna Snø, miło mi, jestem Pedrito.- Mężczyzna chwycił moją dłoń i ucałował jej wierzch. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Musisz jak najszybciej wracać. Odprowadzę cię na skraj lasu, dalej dasz radę dojść...- 
-Nie.- Przerwałam.
-Dlaczego? Tam jesteś bezpieczna a tu, gdyby nie ja już dawano ten pająk by cię zeżarł.- Stwierdził.
-Proszę, zabierz mnie gdzieś i pomóż bezpiecznie odstawić na skraj lasu. 2000 lat siedziałam w zamku. A gdy w końcu zaczęły się wakacje, nie ma rodziców i większość służby, tu na miejscu mam zmarnować taką okazje?-
-Zostawili cię samą?-
-Mają rocznice ślubu, wyjechali na dwa tygodnie. Jeśli gdzieś mnie zabierzesz, w zamian dam ci czego zapragniesz. Pieniądze, złoto...-
-Chcę Elficki miecz.- Orzekł. Zdziwiłam się. Elfickie miecze były wykonywane z czystego srebra, były najlżejsze i najostrzejsze ze wszystkich innych mieczy. Tylko prawdziwi Elfowie z krwi i kości mogą się nimi posługiwać, ponieważ dbamy, aby tylko nasz ród posługiwał się tą niezwykłą, szlachetną bronią. Poza królestwem są bardzo drogie, a poza tym rzadko są to orginały.
-Wiesz, że musisz być Elfem, aby dostać tą broń.-
-Jestem nim w połowie. O nic więcej nie proszę, a w zamian zabiorę cię na przygodę życia.- Orzekł.
-Musisz dać mi kilka dni, żebym zdobyła miecz.- Stwierdziłam i chyba już wiem jak.
-Tak jest Wasza Wysokość.- Zaśmiał się Pedrito i ukłonił. Następnie posadził mnie na koniu i zaczął go prowadzić w stronę zamku.
-Chcesz sprzedać ten miecz?-
-Będę nim walczył.- Stwierdził.
-Kim tak naprawdę jesteś? Nie wyglądasz mi na żołnierza żadnej armii.- Brunet się zaśmiał.
-Dużo podróżuje. Nie mam domu. Zabijam potwory i czasem ludzi za pieniądze...- Odparł smutno.
-Podobnie jak wiedźmin.- Rozluźniłam atmosferę.
-Tak właśnie, tylko że on jest w świecie ludzi.-
-A ile masz lat?- Spytałam widząc już koniec lasu. Zatrzymaliśmy się.
-Nie za dużo pytań jak na dziś?-
-Proszę, to ostatnie.- Zeszłam z konia.
-Około 3800, po 3000 przestałem liczyć.- Odparł. W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam.
-Do jutra, Wasza Wysokość.- Stwierdził wsiadając na konia i odjechał galopem. Westchnęłam ciężko, ciekawe czy przyjedzie.

CDN

The young feeling of our old hearts - Młode uczucie naszych starych serc. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz