6

507 17 2
                                    

Następnego dnia, do naszego królestwa zawitały krasnoludy. Ale Thranduil kazał mi leżeć i nie wychylać nosa z sypialni. Niestety po kilku godzinach bezczynnego leżenia musiałam rozprostować kości. Ubrałam gorset a następnie zwiewną różową sukienkę i obcasy aby godnie się reprezentować. Włosy rozpuscilam, sięgały mi prawie za biodra. Po cichu wymsknełam się z komnaty i skierowałam się do wielkiej sali. Drzwi były otwarte a z daleka było słychać muzykę oraz śmiechy. Gdy chciałam zajrzeć, ktoś mnie mocno chwycił i pociągnął w tył. Oczywiste było to, że to Thrandi. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego.
-Co ty robisz?- Wyszeptał.
-A ty? Chciałam ich przywitać.- Stwierdziłam szeptem.
-Nie pozwalam tobie.- Wysyczał przez zęby.
-Od kiedy, ty mi rozkazujesz?- Spytałam już nieco podirytowana jego zachowaniem. Też mam jakieś prawa.
-Od kiedy żyjesz pod moim dachem!- Krzyknął przeraźliwym tonem. Wystraszyłam się, myślałam, że zaraz mnie uderzy. A obiecał mi.
-Obiecałeś...- Szepnełam i ze łzami w oczach uciekłam do swojej starej komnaty. Wyjełam kufer i zaczęłam pakować tam swoje rzeczy. Powoli tracę do niego zaufanie, boję się cokolwiek do niego powiedzieć gdyż nie wiem jak zareguje. To nic, że jeszcze jestem słaba ucieknię od niego. Kocham go całym sercem i mam nadzieję, że gdy ucieknę uświadomi sobie czy tak naprawdę jestem dla niego ważna, czy byłam tylko zabawką. Jeśli naprawdę na mnie mu zależy to mnie znajdzie i przez ten czas poprawi swoje zachowanie.

Zawiązałam prześcieradło na balustradzie. Powoli po niej zeszłam i ruszyłam przed siebie. Żegnaj Thranduilrze.

***

Szłam tak aż nie zrobiło się ciemno. Musiałam się gdzieś zatrzymać z resztą dostawałam już zadyszki. Postanowiłam spędzić noc w stodole gdzie było dużo siana i koń oraz siodło i lejce. Ledwo przytomna położyłam się na sianie i zasnęłam. O świcie założyłam na konia siodło i lejce następnie wyruszyłam na południe.

Pov. Thranduil

-Zawołajcie Liv na śniadanie. Jeśli nie będzie chciała to zanieśćie jej do komnaty.- Mam nadzieję, że jej przeszło. Rzeczywiście źle się wczoraj zachowałem, lecz niestety gdy ktoś się mnie nie słucha lub podnosi na mnie głos to się strasznie denerwuje i nie panuję nad sobą. Za każdym razem staram się panować nad sobą. Za nim poznałem Liv było że mną jeszcze gorzej. Po dłuższej chwili oczekiwania na ukochaną wszedła tylko służka z opuszczoną głową, coś mi tu nie pasuje. Wstałem gwałtownie przewracając krzesło i podchodząc do służki.
-Co się dzieje? Gdzie jest Liv?!- Służka tylko podniosła powoli na mnie wzrok.
-Panienka uciekła.- Nagle zrobiło mi się duszno, zaczęło mi się kręcić w głowie. Po chwili Legolas wbiegł do sali i krzyknął :
- Ona uciekła! dotarło to do mnie. Przez chwilę zrobiło mi się smutno, lecz później byłem wściekły i miałem ochotę wszystkich pozabijać za to, że jej nie przypilnowali. Od razu wysłałem wojska w, każdą stronę świata. A sam z ruszyłem szukać jej po wsiach. Przecież ktoś może zrobić jej krzywdę.

***

Pov. Liv

Jechałam tak bez przerwy przez prawie dwa dni. Dopiero teraz byłam zmuszona zrobić postój, niebo zaszło ciemnymi chmurami i zaczęło grzmiec. Ja z Routem, moim koniem, musieliśmy się gdzieś schronić a na wzgórzu zaówarzyłam duzą chatę z stodołą. Galopem udaliśmy się tam. Konia zostawiłam w stodole a sama poszłam spytać się gospodarza o przenocowanie mnie. Otworzyła mi sympatyczna staruszka i od razu zaprosiła mnie do środka częstując ciastem i herbatom.
-Wyznaj mi kochana co cię tu sprowadza na te pustkowie?-
-Podróżuje na południe, przede mną jeszcze szmat drogi lecz nie spieszy mi się i na dodatek muszę trochę dorobić.-
-To idealnie się składa bo ja jestem stara i już nie mam zdrowia ani siły a trzebaby było zadbać trochę o gospodarstwo.-
-Myślę, że mogłabym Pani pomóc a za nocleg może Pani potrącic z wynagrodzenia.- Myślę, że jest to uczciwe wyjście, a poza tym nie potrzebuje dużo pieniędzy.
-Dzisiaj nie ma pogody do roboty, od jutra zaczniesz. Ale musisz wcześnie wstać.-
-Dobrze, dziękuję Pani bardzo.-
-Jaka Pani, mi do Pani daleko. Wystarczy Frig. A ciebie jak zwą?-
-Jestem Liv. Miło mi, opowiedz coś jeszcze o sobie Frig...- Na rozmowie z Frig zleciało nam do nocy. Okazało się, że jest lekarzem mąż jej umar a dzieci wyjechały już dawno, i żyje w samotności od długiego czasu z kurami i kozami.

***

Następnego dnia wstałam o świcie. Pozbierałam jaja i nakarmiłam kozy następnie zrobiłam śniadanie dla Frig i wzięłam się za chwasty. Opeliłam cały ogród na co zeszło mi cały dzień. Tego dnia położyłam się o zachodzie, byłam bardzo zmęczona jak i dumna z siebie. Frig wyznała mi, że jej własne dzieci nie dbały tak o gospodarstwo jak ja.

I tak dzień za dniem, tydzień za tygodniem mijał mi podobnie. Powoli zaczęłam się przyzwyczajać do tego spokojnego życia lecz ostatnio coraz częściej robi mi się słabo albo niedobrze i z niewiadomych przyczyn zeczełam tyć. Dzisiejszego dnia gdy poszłam do lasu nazbierać poziomek zakreciło mi się mocno w głowie, ledwo doszłam do domu Frig i zendlałam...
-Liv kochana obudź się.- Usłyszałam niewyraźny głos, następnie otworzyłam oczy. Leżałam na łóżku a obok mnie z dziwnymi napojami siedziała Frig. Uśmiechnęła się do mnie i zaczęła mi przemywać twarz.
-Wszystko dobrze nic wam już nie grozi.- Chyba się prze słyszałam przez ten ból głowy.
-Wam?- Wynamrotałam niewyraźnie podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Tak myślałam...- Kobieta westchnęła i spojrzała na mnie surowym wzrokiem.
-Dziecko ktoś ci zrobił krzywdę?-
-Nie, o co chodzi?-
-Jesteś w ciąży.- Gdy to usłyszałam poczułam jak po całym moim ciele rozlewa się żar a następnie przeraźliwy chłód. Spojrzałam na Frig.
-Nie patrz się tak na mnie, powiedz lepiej czy wogule wiesz kto jest ojcem.-
-Tak, wiem.- Ledwo wypowiedziałam te słowa.
-Kto?- Spytała Frig chwytając mnie za rękę. Nie wiem czy mam się jej powiedzieć prawdę w końcu tyle mi pomogła.
-Król elfów, Thranduil.-
-To ty od niego uciekłaś. To ciebie szuka lecz dlaczego to zrobiłaś?-
-Po prostu chciałam aby miał nauczkę za swoje zachowanie i je przemyślał. Jeśli mnie odnajdzie to będzie znak, że zależy mu na mnie.-
-Coś ty dziecino narobiła, narazie odpoczywaj jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj.-
-Dobrze.-

Dzień później. Pov. Thranduil

-Panie, proszę otworzyć. Przyszedł list od niejakiej Frig Heslin. Wspomina w nim o Panience...- Gdy to usłyszałem poderwałam się z kanapy otwierając drzwi i przechwycając list. Już traciłem nadzieję na jakikolwiek znak. Po przeczytaniu listu służba od razu zaprzęgnełła konie i wyruszyliśmy na południe.

*

-Panie, musimy zrobić przerwę. Konie już nie dają rady.- Stwierdził jeden z żołnierzy. Już chciałem się zgodzić na chwilę odpoczynku dopuki zza drzew na wzgórzu nie wyłoniła się chata idealnie pasująca do opisu w liście. Na twarzy od razu zagościł mi uśmiech a serce mocniej zabiło. Bez słowa ruszyłem galopem pod dom.

Pov. Liv

Przez następne dwa dni od kąd dowiedziałam się, że jestem w ciąży jeszcze bardziej mi się pogorszyło. Dostałam gorączkę, wszystko mnie bolało i cały czas spałam. Obudził mnie dopiero głośny huk i trzask drzwiami co poskutkowało silnym bólem głowy. Następnie doszły mnie odgłosy ciężkich kroków po schodach. Nie była to Frig. Przestraszyłam się, że ktoś się włamał.
-Frig?- Spytałam lecz nie uzyskałam odpowiedzi co mnie jeszcze bardziej zaniepokoiło. O własnych siłach wstałam z łóżka i chwyciłam wazon, który stał na parapecie, nic lepszego nie miałam pod ręką do obrony. W pewnym momęcie drzwi gwałtownie się otworzyły a w wejściu ujrzałam go. Spodziewałam się naprawdę wszystkiego tylko nie jego. Z zaskoczenia wypadł mi wzon z rąk i zrobiło mi się słabo. Miał zarost i zmęczone oczy. Uśmiechnęłam się do niego szeroko a z moich oczu zaczęły lecieć łzy sczęścia. Po krótkiej chwili, która wydawała się wieczniścią Thranduil mocno mnie przytulił. Nigdy nie czułam się lepiej niż teraz. Czułam się bezpiecznie i ciepło.
-Thranduil, tak teskniłam.- Wymruczałam mu do ucha oplatają swoje ręce wokół jego szyji. Ledwo trzymam się na nogach i czuję, że jak zaraz się nie położę to zendleje. Z kolei on przyłożył rękę do mojego czoła i zmarszczył brwi.
-Najdroższa, ty jesteś chora, masz gorączkę. Już zabieram cię do domu, już nic Ci nie groźi.- Z każdą chwilą robiło mi się coraz słabiej.
-Nam...- Powiedziałam i straciłam przytomność.

The young feeling of our old hearts - Młode uczucie naszych starych serc. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz