10

338 11 3
                                    

Jadąc ponad godzinę, bez przerwy w końcu dogoniłam Thranduila z wojskiem.
-Liv? Co ty tu robisz?- Spytał zły.
-Później ci wszystko wytłumaczę, mamy mało czasu. Musimy obsadzić wojska w najsłabszych punktach. Zaatakują też od północy, wysłałam tam Haviera z wojskiem...-
-Dziecko, to jest wojna! Co ty sobie myślałaś?! Nie jesteś tu bezpieczna, do tego jesteś w ciąży. Nie chce nawet myśleć co by orkowie z tobą zrobili...-
-Chcę ci pomóc. Spróbować uratować ród elfów i nasze ziemie.-
-Martwię o ciebie. Po prostu nie chce żeby coś tobie i naszemu dziecku się stało.-
-Wasza wysokość! Atakują!- Nagle podjechał do nas generał. Spojrzeliśmy z przerażeniem za horyzont. Armia Orków mordowała z zimna elfów.
-Musisz wracać do zamku...- Orzekł Thranduil.
-Nie zdąży, zauważą ją.- Stwierdził mężczyzna. Po chwili usłyszeliśmy barbarzyński krzyk. Niespodziewanie od tyłu nadjechało kilku Orków. Thranduil wraz generałem próbowali nas bronić, lecz było ich za dużo. Cofając się upadłam i złapał mnie jeden z orków.
-Thranduil!- Krzyknęłam przerażona. Thranduil zdążył tylko ugodzić tego potwora w ramię. Ork odjechał ze mną do lasu.
-Livvvv!!!- Usłyszałam za sobą. Jechaliśmy bardzo szybko, przedzierając się przez drzewa i krzaki. Nie mogłam tak zostawić Thrandiego. Skupiłam się, musiałam to zrobić po mimo, że dawno tego nie robiłam. Nawiązałam kontakt z roślinami, które wbrew pozorom są bardzo silne. Od dziecka mam moc władania nad roślinami. Gdy skupiłam się maksymalnie na drodze wyrosły wysokie plącza, co spowodowało, że wilk na którym jechaliśmy, przewrócił się. My upadliśmy, a wilk uciekł. Upadając mocno uderzyłam głową. Gdy się podniosłam obraz miałam lekko zamazany i głowa mnie mocno bolała. Nagle ork przygniótł mnie do drzewa podduszając. Jedno z plączy owinęło się wokół jego nogi, ciągnąc go do tyłu. Unieruchomiłam tego potwora i zabiłam wbijając sztylet w głowę. Następnie ucięłam dół spódnicy, żeby było mi łatwiej i swobodniej biegać. A ten materiał co obcięłam owinęłam sobie wokół głowy, odkrywając tylko oczy. Wracając na pole bitwy, wysmarowałam się błotem, aby być mniej widoczna. Po dłuższym czasie dotarłam na bitwę. Elfowie dawali radę Orką. W oddali widziałam zawzięcie walczącego Thranduila. To z jaką charyzmą walczył król, dodawało jego żołnierzom ducha walki. Postanowiłam im pomóc. Położyłam obie dłonie na ziemi. W jednej chwili z ziemi wyskoczyło plącze przebijając orków na wolot. Na wpół żywych orków do końca dobijali nasi żołnierze. W pewnym momencie z nieba nadleciały ogromne drapieżne ptaki. Porywając i rozszarpując elfickich żołnierzy. Zauważyłam Thranduila, który próbował odstraszyć jedno z monstrum, ale było mu ciężko ponieważ krwawił z boku i nie miał siły. Nie mogłam go tak zostawić. Ruszyłam biegiem w stronę Thranduila, wymijając ptaki. Nagle na klifie zauważyłam zamaskowaną postać grającą na flecie. Była po stronie Orków. Po chwili dotarłam do Thrandiego. W ostatnim momecie wytworzyłam ogromy kokon z plączy, który nas chronił przed światem zewnętrznym. Chwyciłam delikatnie mężczyznę.
-Zostałem ugodzony w ramię. Na szczęście zbroja ochroniła większość.- Stwierdził.
-Wiem że jest ci ciężko, ale na klifie zauważyłam kogoś grającego na flecie. Ta muzyka jaką gra wpływa na ptaki i może nimi sterować. Muszę go zabić, żebyśmy wygrali. Dasz radę, przyjdę po ciebie...-
-Pójdę z tobą...- Stwierdził chwytając mnie za rękę.
-Jesteś ranny. Ja poradzę sobie.-
-Jeśli umrzemy tej nocy, umrzemy razem.- Orzekł. W oczach zebrały mi się łzy.
-Nie umrzemy. A przynajmniej nie ty...- Stwierdziłam hardo i wyszłam przez szczelinę. Następnie całkowicie owinęłam kokon wszelką zielenią, aby Thranduil był bezpieczny. Złapałam jakiegoś konia, wsiadłam na niego i pognałam galopem w stronę tej postaci.

Pov. Thranduil

Gdy Liv zamknęła mnie w tym kokonie, od razu wziąłem miecz i zacząłem usuwać chaszcze, aby zrobić sobie wyjście. Kosztowało mnie to dużo wysiłku, ale się udało. Wziąłem konia i pognałem za Liv. Nie mogę pozwolić, aby coś jej się stało.

Pov. Liv

Po chwili dotarłam pod klif. Zaczepiłam lejce o drzewo, aby koń nie uciekł. Na szczyt klifu musiałam dojść pieszo. Będąc w zaroślach, postać nie zauważyła mnie. Gdy zbliżyłam się i chciałam wbić sztylet w kręgosłup, nieznajomy zauważył mnie i się obrócił. Podczas gdy on chciał mnie odepchnąć, zdążyłam tylko dźgnąć go w ramię. Zauważyłam, że kiedy przestał grać na flecie, ptaki zaczęły zostawiać w spokoju naszych żołnierzy i odlatywały. Nieznajomy wyciągnął nóż. Ja miałam sztylet, lecz nie umiałam nim walczyć, a nie miałam już wystarczająco siły, aby posiłkować się roślinami. Każde użycie tej więzi, spala dużo energii, szczególnie kiedy od dawana nie ćwiczyłam. Nieznajomy rzucił się na mnie. Zaczęliśmy się szarpać. Próbował poderżnąć mi gardło, lecz mocno uderzyłam go w wcześniej zadaną ranę, co rozproszyło jego uwagę i chwyciłam go od tyłu podcinając gardło. Udało się ! Nagle ciało zaczęło się przewracać do tyłu. Stałam na skraju klifu. Po chwili poczułam jak z trupem przechylam się do tyłu i następnie spadam. To wszystko działo się za szybko. W tym momencie całe życie przeleciało mi przed oczami. Przypomniały mi się wszystkie wspaniałe chwile spędzone z Thranduilem. W pewnym momencie poczułam rozpierającą mnie od środka siłei gorąc. Niespodziewanie poczułam jak zaczynam szybować. Spojrzałam na swoje ręce, które porosły białym piórem i przemieniły się w skrzydła. Poczułam, że mogę latać. Jestem ptakiem, białym gołębiem. Wzniosłam się wysoko, podziwiając pole wygranej bitwy. Towarzyszył mi radosny wiwat Elfickich wojsk. Wylądowałam obon Thranduila, wcześniej przemieniając się w człowieka.
-Jestem z ciebie dumny Liv.- Mąż mocno mnie przytulił. Ja bez słowa oddałam uścisk. Po chwili zdałam sobie sprawę, że jestem naga. W mgnieniu oka Thranduil owinął mnie swoim płaszczem.
-Ja też jestem z ciebie dumna. Dzielnie dziś walczyłeś dając całemu narodu dobry przykład.- Powiedziałam i połączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.

CDN

The young feeling of our old hearts - Młode uczucie naszych starych serc. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz