16

86 7 0
                                    

• następny dzień (3) •

-Zostały nam jeszcze conajmniej 3 dni drogi.- Stwierdziła Turiel.
-Mam nadzieje, że zdążymy na czas.- Odparłam. W pewnym momencie wyprzedziło nas sześciu, zamaskowanych jeźdźców. Zatarasowali nam drogę i wycelowali w nas mieczami.
-Oddajcie nam pieniądze, jedzenie i konie! W przeciwnym razie zabijemy was!- Krzyknął jeden z nich.
-Spokojnie, to zwykli bandyci. Na tej trasie często się zdarzają. Załatwię to.- Szepnął do mnie Pedrito.
-Nie szukamy sprzeczki! Puście nas!- Stwierdził przyjaciel, lecz tamci ruszyli na nas.
-A mogłem po dobroci.- Powiedział do siebie wyciągając miecz. Nie mieliśmy szans. Ich było więcej. Turiel udało się zastrzelić dwóch z łuku. Walczyliśmy zawzięcie, nawet ja, tak jak Pedrito mnie uczył, przez te wszystkie dni. Po dłuższym czasie byliśmy już zmęczeni i nie dawaliśmy im rady. Nagle usłyszeliśmy gwiazd. Niespodziewanie nadjechał jakiś mężczyzna zabijać kilku wrogów. Turiel i Pedrito wykorzystali ich nieuwagę i dobili pozostałych.
-Pedrito nie sądziłem, że to ja będę ci kiedyś musiał pomóc, ale tak to jest gdy podróżujesz z dwoma kobietami.- Stwierdził nieznajomy cwaniacko się uśmiechając.
-Laufey, dobrze cię widzieć, dziękuje.- Odparł Pedrito. Okazało się, że czarnowłosy mężczyzna o imieniu Laufey jest starym kompanem Pedrita, i postanowił się do nas przyłączyć.
-Mamy prawdziwą drużynę.- Powiedziałam do przyjaciela.
-Jakbyś nazwała naszą drużynę?- Spytał Laufey.
-Drużyna wielkich podróżników.- Palnęłam pierwsze co mi przyszło do głowy.
-Zatem wielcy podróżnicy wiem gdzie możemy dziś przenocować, lecz czeka nas jeszcze kawałek drogi.-
-Porwać więc Laufey.- Odparłam do mężczyzny.
Późnym wieczorem dotarliśmy na wzgórza, gdzie z każdym kolejnym kilometrem robiło się zimniej, a w oddali u podnóża gór padał śnieg. Piękny widok. A po między wzgórzami znajdował się opuszczony zamek.
-To tutaj?- Spytała Turiel.
-Tak.- Odpowiedział czarnowłosy. Coś mi nie pasowało. Po kolei za Laufeyem wkroczyliśmy na dziedziniec. Nagle brama się zamknęła, a za ścian i filarów wyskoczyli zamaskowani ludzie celując w nas, łukami. To byli ci sami co zaatakowali nas za pierwszym razem. Mieli przerażajace maski.
Przestraszyłam się i przytuliłam do pleców Pedrito.
-Co jest?- Szepnęłam.
-To jest pułapka. Laufey nas oszukał...-
-Zejdźcie z koni i wyjmijcie wszystką broń jaką posiadacie.- Stwierdził spokojnie oszust.
-Rób to co ja.- Szepnął i zsiadł z konia. Następnie rzucił miecz na ziemię. Zrobiłam to samo i Turiel również. Następnie nas związali.
-Pożałujesz za to, oszuście.- Odarł Pedrito. Laufey tylko obrzucił nas pogardliwym wzrokiem. Czy to wszystko tak ma się skończyć? Mamy dziś zginąć? Wprowadzili nas do środka, było przeraźliwie zimno, jak na zewnątrz. Wepchnęli mnie do jakiejś celi, a Pedriata zaprowadzili gdzieś indziej. Skuliłam się w rogu. Czego oni od nas chcą? Po dłuższym czasie ktoś otworzył drzwi od celi i wprowadził Pedrita. Podniosłam wzrok. Miał poobijaną twarz. Wstałam i rzuciłam się na niego, mocno przytulając.
-Nic ci nie jest?- Spytał oddając uścisk.
-To ja ciebie powinnam się tego spytać. Dlaczego ci to zrobili?- Spytałam przyglądając się raną.
-Pytali skąd mamy Elfickie miecze i czy któraś z was jest księżniczką. Nie powiedziałem im nic.- Westchnęłam ciężko.
-Musimy z tond uciec. Masz jakiś plan?-
-Muszę najpierw dowiedzieć się, gdzie trzymają naszą broń i konie.- Stwierdził. Przez kolejne godziny siedzieliśmy wtuleni w siebie, aby nie zmarznąć, aż ktoś przyszedł. Przemówił przerażającym krew w żyłach głosem.
-Idziecie ze mną.- Założył nam worki i gdzieś wyprowadził. Była to duża sala, wnioskując po echo, które rozchodziło się przez kroki. Następnie zdjęto nam worki. Moim oczom ukazała się ogromna, kamienna sala oświetlana przez pojedyncze pochodnie. Po chwili uświadomiłam sobie, że znajduje się na ołtarzu, z tronem z kości. Widok tego wszystkiego był przerażający. Przede mną w odległości kilkunastu metrów stał Pedrito i wpatrywał się we mnie. W oczach zebrały mi się łzy.
-Po co przyprowadzałeś tego kundla, wyraźnie mówiłem, że chce tylko księżniczkę. Tylko ona ma nieskazitelnie czystą krew do wykonania rytuału.- Uslyszałam obrzydliwy głos za sobą. Jasnowłosy mężczyzna zaczął mnie obchodzić bacznie mi się przyglądając.
-Rozpalcie świece i przynieście mi księgę!- Nakazał. Nie wiedziałam co się dziej. Wokół ołtarza zapłonęły świece. Później jakaś postać przyniosła księgę, kielich i sztylet. Spojrzałam na Pedrita. W jego oczach dało się zauważyć strach i złość. Mężczyzna zdarł ze mnie koszule i spodnie, nie miałam nawet jak się przeciwstawić, ze względu na związane ręce. Stałam naga przed szaleńczym psychopatom, który najwyraźniej chciał mnie złożyć w ofierze, i Pedrito.
Chciałam z tond jak najszybciej uciec. Nagle poczułam jak przykłada mi sztylet do krtani.
-Nie!!!- Krzyknął Pedrito upadając na kolana. Mężczyzna zaczął powoli zjeżdżać sztyletem w dół, rozcinając mi delikatnie skórę i kończąc na podbrzuszu.
-Zostaw ją!- Krzyknął kolejny raz przyjaciel. W pewnym komecie szaleniec jednym, zamaszystym ruchem na brzuchu zrobił mi poziomom kreskę. Całość tworzyła odwrócony krzyż. Upadłam z bólu.
-Zabije cię!- Krzyknął, lecz tym razem mój oprawca nie wytrzymał.
-Nikt nie śmie mi przerywać mszy! Pokarać go!- Krzyknął. Do Pedrito podeszło kilku zamaskowanych  postaci i zaczęli go kopać. Nie mogłam patrzeć na ten widok i popłakałam się.
-Nie!!! Pedrito...- Ostatnie słowo wyszeptałam do siebie. Tej nocy nie możemy umrzeć. Ta przygoda dopiero się zaczyna.

CDN

The young feeling of our old hearts - Młode uczucie naszych starych serc. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz