Rekompensata

153 13 1
                                    

Angela skończyła trening późnym wieczorem. Miała wiele nowych siniaków i każdy mięsień bolał ją niemiłosiernie. Wracała właśnie do swojego pokoju zbyt zmęczona by o czymkolwiek myśleć. Cieszyło ją to, nawet bardzo.
- Angela, wszystko w porządku? - Usłyszała głos Moiry która szła z naprzeciwka i prawdopodobnie wracała do pokoju.
- Tak. Tylko... Ćwiczyłam.
O'Deorain podeszła do niej i złapała za policzki przyglądając się jej siniakowi na czole.
- Nie wygląda to najlepiej. - Rzekła troskliwie. - Chodź do mnie. Wylecze to.
- Nie trzeba, to nic takiego. - Ziegler nie chciała widzieć się teraz z Moirą.
Nadal miała złe przeczucia w stosunku do niej.
- Osobiście uważam, że trzeba. - O'Deorain złapała ją za rękę i zaprowadziła do pokoju nie zwarzając na opór jaki początkowo stawiała Ziegler.
Usadowiła ją na łóżku i użyła swych biotycznych zdolności do zregenerowania ciała Angeli. Poczuła się lepiej, jednak mięśnie nadal ją bolały i była wykończina.
- Dziękuję. - Wyszeptała.
- Nie ma za co kochanie. - Ucałowała ją w czoło.
Angela była zmieszana. Tak wiele rzeczy wskazywało na to iż Moira jest złą osobą, jednak to jak ją traktowała... Dokładnie pokazywało, że jest dla niej ważna i, że ma w sobie dużo dobroci. Westchnęła.
- Wszystko dobrze?
- Tak. Jestem tylko bardzo zmęczona.
- Połóż się. Zrobię ci masaż.
Angela nie protestowała. Wykonała polecenie i gdy tylko dłonie Moiry dotknęły jej ciała poczuła przyjemne ciarki. O'Deorain podwinęła jej koszulkę i rozpoczęła masaż. Początkowo spięte mięśnie Ziegler zaczęły się rozluźniać. Jej powieki stawały się coraz cięższe. Nagle poczuła usta Moiry na swoich plecach.
- Przepraszam, że nie spędziłam z tobą tego dnia. Na prawdę miałam ważną rzecz do zrobienia. Mogę ci to zrekompensować. - Odpięła jej stanik.
- Moira, nie sądzę, że to dobry pomysł. - Była lekko przestraszona, jednak zbyt słaba aby się obronić.
- Spokojnie. Nie zrobię niczego, czego sobie nie życzysz.
Angela odetchnęła. Moira kontynuowała całowanie jej plecow. Dłonie już więcej nie masowały jej pleców tylko zjechały na biodra. Tym razem pocałunki trafiły na szyję, zostawiając za sobą malinki. Mięśnie Angelii rozluźniały się i spinały, jakby sama nie wiedziała czego tak naprawdę chce. Ostatecznie obróciła się twarzą do Moiry i przyciągnęła do siebie złączałąc ich usta w pocałunku. Poczuła jak kobieta się uśmiecha po czym pogłębia pocałunek.
- Czyli jednak? - Zaśmiała się Moira.
- Nie oceniaj mnie.

Moira spojrzała na śpiącą Angelę. Była wykończona więc zasnęła zaraz po wszystkim. Taka spokojna i... Niewinna. Pogłaskała ją po głowie. Nie chciała jej krzywdzić. Chciała ją chronić, jednak chęć rozwoju była zbyt silna. O'Deorain wiedziała, że niedługo Overwatch się rozpadnie, nie było dla niego już żadnych szans. Nie mogła tu zostać. Ograniczali ją. Rzeczy nielegalne i uważane przez społeczeństwo za "złe" niosły za sobą lepiej rokujące wyniki. Głupotą byłoby trwanie w czymś co i tak nie ma przyszłości. Przynajmniej tak uważała Moira. Jedyne co ją trzymało, przy organizacji pokojowej była Angela. Rozległo się ciche pukanie do drzwi, które chwilę później się otworzyły.
- Moira, już czas. - Powiedział Reyes.
- Daj mi chwilę.
Patrzyła na jej wspaniałą, delikatną twarz. Nie mogła jej skrzywdzić. Nie potrafiła. Za bardzo ją kochała.
- Musimy rozstawić materiały wybuchowe inaczej nie zdążymy do rana. - Poganiał ją.
- Powiedziałam daj mi chwilę! - Wyszyczała przez zaciśnięte zęby.
Drzwi zamknęły się, a Moira westchnęła. Ciężko było jej się rozstać.
- Kocham cię. - Wyszeptała i pocałowała ją w usta.
Angela lekko uśmiechnęła się przez sen co sprawiło iż serce Moiry pokruszyło się na małe kawałeczki. Wstała z łóżka i założyła ciuchy. Napisała coś na kartce i ustawiła budzik.
- Nie pozwole ci zginąć. - W jej oczach pojawyły się łzy, dlatego szybko wyszła z pokoju z wiedzą iż więcej nie poczuje jej zapachu, skóry, ust oraz nigdy więcej nie zobaczy jej uśmiechu, oczu i ciała.

Ziegler obudził irytujący dźwięk budzika. "Kto normalny nastawia budzik na sobotę?" pomyślał siadając na łóżku aby wyłączyć przeklętą maszynę. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Dopiero po chwili zorientowała się, że jest w pokoju Moiry, a jej tam nie ma. Wstała i podeszła do budzika wyłączając go. Pod nim leżała kartka.
- Angela, w placówce są rozstawione materiały wybuchowe. Uciekaj. - Przeczytała na głos.
Chwilę stała tak nie mogąc uwierzyć, że nie jest to sen. Pośpiesznie rozejrzała się po pomieszczeniu i założyła swoje ubrania, po czym wybiegła na korytarz. Zbiła szybkę z guzikiem przeciwpożarowym uruchamiając tym samym alarm.
- EWAKUACJA! - Krzyknęła starając się opanować nerwy.
Była roztrzęsiona, a w jej głowie nadal krążyły pytania "Gdzie jest Moira?" "Czy to jej sprawka?" "Czy to aby na pewno nie jakiś głupi żart?". Wystraszeni ludzie zaczęli uciekać do najbliższego wyjścia ewakuacyjnego. Niestety okazało się zablokowane przez coś z zewnątrz.
- Odsuńcie się. - Powiedział Wonston i z całych sił uderzył z drzwi sprawiając, że się wyginęły.
Zrobił tak jeszcze kilka razy, aż w końcu ustąpiły. Angela pobiegła przez korytarz zaglądając do wszystkich pomieszczeń upewniając się, że wszyscy wyszli. Wtedy usłyszała pikanie. Mnóstwo materiałów wybuchowych było założonych na drzwiach Jacka Morrisona.
- Jack! - Krzyknęła uderzając w drzwi. - Uciekaj!
- Nie mogę! Drzwi są zablokowane! - Krzyczał z drugiej strony.
Na ekranie dynamitów zmieniały się liczby "20, 19, 18..."
- Angela uciekaj!
- Nie mogę cię tu zostawić! - Płakała.
- Uciekaj, dla mnie i tak już za późno.
Nie chciała tego zrobić, jednak wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Wbiegła do laboratorium zabierając Walkirię, Kaduceusz i Blaster po czym najszybciej jak tylko mogła ruszyła w stronę drzwi. Będąc trzy metry za drzwiami usłyszała głośne pikanie i poczuła mocne, gorące uderzenie w swoje plecy. Zemdlała.

Słyszała jakieś głosy, jednak nie mogła zidentyfikować do kogo należą i co mówią

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Słyszała jakieś głosy, jednak nie mogła zidentyfikować do kogo należą i co mówią. Świat przed jej oczami rozmazywał się. Nie była w stanie poruszać żadną kończyną, zupełnie jakby grawitacją nagle się zwiększyła.
- Doktor Ziegler. - Usłyszała w końcu głos Tracer.
- Lena?
- Tak to ja, doktor Ziegler. Wszystko w porządku, Brigitte już się panią zajmuje.
- Brigitte? Córka Torbiörna? Co ona tu robi?
- Pomaga nam w leczeniu poszkodowanych. Jest w tym całkiem niezła.
W końcu obraz przed oczami Angeli stał się wyraźniejszy.
- Doktor Ziegler powinnaś odpoczywać. - Powiedziała Brigitte. - Wiem, że to zwykle twoje zadanie, jednak tym razem pozwól, że to ja zajme się tobą.
- Czy są jakieś zgony?
Nastała cisza. Tracer spojrzała na tymczasowego lekarza.
- Podejrzewamy, że Jack Morrison nie przeżył. - Powiedziała smutno Lena.
- Jako jedyny nie opuścił bazy.
Angela wzięła głęboki wdech co nie było zbyt dobrym pomysłem gdyż obrażenia jakie miała nie pozwalaly na zbyt duży ruch.
- Spokojnie Doktor Ziegler. Dzięki tobie tak wielu osobom udało się przeżyć. Powinnaś być z siebie dumna.
"Mogłam powiedzieć im wcześniej..."

To tylko chemia (Moicy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz