17. Wypadek

566 53 20
                                    

Marinette

Nadia i jej ekipa są naprawdę mili. Szybko uporali się z odpowiednim scenariuszem, więc za chwilę mogłam wspólnie z Nadią nadać komunikat. Mimo wszystko jest to bardzo ryzykowne. Czarny Kot i Podróba mogą akurat nie walczyć. Cóż, raz kozie śmierć.

- Drodzy mieszkańcy Paryża, proszę o uwagę. - Zaczęła Nadia. - Jeśli poznacie tę dziewczynę - tu pokazała na mnie - pod żadnym pozorem nie mówcie tego na głos. Lubicie obecną Biedronkę? Jeśli nie, to pod żadnym pozorem nie informujcie, kim jest Pszczoła, a pomoże ona odzyskać starą Biedronkę. Dziękuję za uwagę. - Zakończyła.

- Bardzo wam dziękuję! Jesteście niezawodni! - Zwróciłam się do ekipy. - Bardzo ci dziękuję Nadio. - Tu zwróciłam się do Nadii.

- Nie ma za co, Pszczoło. - Uśmiechnęła się. Odwzajemniłam.

- A teraz pozwólcie, że pójdę uratować Paryż, po raz pierwszy od miesiąca!

Adrien

Gdy tylko usłyszałem wybuch natychmiast się przemieniłem i pognałem w jego stronę. Muszę chronić Paryż i paryżan. Nie wiem jak wcześniej chciałem z tego zrezygnować dla... dla tej wrednej Biedronki która chce zaszkodzić mojej. Oczywiście ona nie jest prawdziwą Biedronką i nie ma miraculum. Nie wiem jak to zrobiła. Ale teraz najważniejsza jest moja ukochana i Paryż.

Cieszyłem się na tę akcję jeszcze z jednego powodu. Miałem zobaczyć się z moją kochaną Biedronką. Jedyną prawdziwą Biedronką. Najpiękniejsza na świecie. Nie... We wszechświecie! Ona jest najcudowniejszą istotą jaką spotkałem. Czemu chciałem się zabić dla tamtej dziewuchy?

Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Dlaczego ona do cholery żyje? Z tego co pamiętam umarła w moich rękach. Na moich oczach przestała oddychać. Więc czemu żyje? Oczywiście mistrz powiedział mi jak ją przywrócić. Ale teraz nie miałem powodu już tego robić. Nie zrealizowałam swojego planu. Więc czemu wróciła? Jak ona to zrobiła? Będę chyba musiał przejść się do mistrza.

Kolejny wybuch. Jestem już blisko miejsca gdzie jest złoczyńca. Nagle zauważyłem go. Miał strój w moro. Na głowie miał czapkę z takim samym wzorem. Rzuca bombami. Nie robiły jakichś wielkich szkód, ale to były nadal bomby!

- Ej, ty! - spojrzał w moją stronę. - Tak ty! Coś ci w główce wybuchło, że rozwalasz cały Paryż?

- Nic mi nie wybuchło! I w tym problem! Wywalili mnie ze szkolenia, a teraz ja rozwalę cały Paryż! Jestem Bombowiec!

- Ach tak. I co ci to da, że go rozwalisz?

- Satysfakcję.

Rzucił we mnie jedną z jego bomb więc jej uniknąłem. I tak zaczęła się nasza walka. On rzucał bombą, a ja jej unikałem.

W pewnym momencie zobaczyłem postać w czerwonym kostiumie za jakimś kominem. Moja ukochana! Moja Biedroneczka! Biedna tak strasznie się boi. Zagapiłem się i w tym momencie Bombowiec rzucił w jej stronę bombą.

- Nie! - krzyknąłem i rzuciłem się w tamtą stronę. Udało mi się odbić tę bombę, lecz moja ukochana strasznie się wystraszyła. Strach ją sparaliżował. Biedaczysko.

- Nic ci nie jest kochanie?

- Nie, nic. Ale następnym razem postaraj się bardziej.

Nie powiem, zabolało. Ale muszę jej posłuchać i starać się bardziej. Ona nie może walczyć, bo biedna jest zbyt krucha na to. A ja muszę ją chronić. To jest moje zadanie.

- Uważaj, Kocie! - byłem zdezorientowany, ale w porę, zauważyłem bombę lecącą w moją stronę. Zrobiłem tarczę i zaparłem się mocno nogami. Bomba uderzyła i wybuchła, a siła wubuchu odrzuciła mnie do tyłu.

- Ał! - zasyczałem z bólu. Spojrzałem na ranę. Ze ściany wystawał długi drut, a ja otarłem się o niego przedramieniem. Z rany ciurkiem leciała krew. Miejsce zadrapania pulsowało bólem. Szlak by to trafił. Chwyciłem się za ramię i w ostatniej chwili odskoczyłem przed kolejną bombą i się schowałem.

- Mi nie uciekniesz, Czarny Kocie!

Spojrzałem w bok. Zobaczyłem jakaś żółtą postać. Co do... Przetarłem oczy. Zniknęła. Musiało mi się przewidzieć.

- Czarny Kocie, wstań i walcz, a nie się lenisz! Chcesz go pokonać? - Usłyszałem głos mojej Kropeczki.

- Tak, chcę. - Powiedziałem i wstałem. Trzymałem się nadal za ramię, które pulsowało bólem. Cholera. Będzie mi trudniej walczyć, ale nie mogę przestać, bo zawiodę Biedronkę moją kochaną. A nie mogę jej zawieźć.

Wziąłem kicikij i pobiegłem w stronę Bombowca. Unosił się nad ulicą. Skoczyłem w jego stronę, zamachnąłem się i... Moją ranę przeszył ból. Syknąłem, ale starałem się to zignorować. Dokończyłem ruch i uderzyłem go z całej siły w plecy. Przez moją chwilę bólu uderzenie było słabsze, przez co nie spadł ze swojej okrągłej platformy, tylko stracił równowagę. Niestety odzyskał ją błyskawicznie, z taką samą prędkością się odwrócił i chwycił mój kij. Szarpnął nim przybliżając mnie sobie do twarzy, co wywołało kolejną falę bólu w mojej ręce, mimo że kij trzymałem drugą. Wisiałem kilkadziesiąt metrów nad ziemią zdany na jego łaskę.

- Nie ładnie to zachodzić kogoś od tyłu, kotku. Mama cię tego nie nauczyła? - powiedział z jadem w głosie, po czym zakręcił mną i rzucił o ziemię.

Coś chwyciło mnie w pasie i pociągnęło. Wleciałem komuś w ramiona. Ta tajemnicza osoba wylądowała na ziemi i posadziła mnie na twardymi betonie.

- Widzisz? Uratowałam ci życie kochanie!

Popatrzyłem się na właściciela tego cudowne głosu. Biedronka... Ona mnie uratowała... Jest taka cudowna.

- Powinieneś mi teraz być wdzięczny do końca życia!

- Jestem ci wdzięczny za to, że istniejesz, kochanie. Nic ci nie jest? - zacząłem się podnosić, ktoś mi pomógł.

- Mi nie, ale gdyby nie ja, to by tobie coś się stało!

- Gdyby nie ty, to całej tej sytuacji by nie było! - krzyknęła osoba, która mi pomogła wstać. Okazało się, że to Alya.

- Ależ kotku, powiedz jej coś!

- Alya. Przestań proszę. A ty maleńka idź się gdzieś schowaj.

- Dobrze. - odpowiedziała moja dziewczyna. Zanim odeszła zdawało mi się, że spiorunowała wzrokiem Alyę. Ale może tylko mi się zdawało.

- Kocie, co się z tobą dzieje? - powiedziała Alya, robiąc mi opatrunek z apteczki, którą przyniósł sklepikarz z pobliskiego sklepu.

- Co masz na myśli? - założyła opaskę uciskową, przemyła i odkaziła ranę. Zacisnąłem zęby, bo bolało.

- Mam na myśli to, że chodzisz z tą... - gdy zobaczyła mój wzrok powiedziała co innego niż zapewne miała na myśli. - Biedronką.

- Kocham ją.

- Wcześniej jej nienawidziłeś!

- Nie wiem jak mogłem.

- Ale Czarny Kocie...

- Żadnego "ale" Alyo. Wreszcie dostrzegłem jej zalety, nie tylko wady. Kocham ją i koniec. Jasne?

- Ta... - gdy skończyła bandażować mi rękę, podziękowałem jej i ruszyłem uporać się ze złoczyńcą. I chronić moją księżniczkę. Ona sama sobie nie poradzi.

~~~~~~~~

Poprawione 👮

Hehe

Podobał się rozdział?

Wiem, że późno, ale wcześniej nie miałam czasu, więc leci teraz, ale piątek przecież jeszcze młody.

Następny rozdział pojawi się zgodnie z podziałem.

Tak z ciekawości, ilu wśród was to gimbusy? XD

Gwiazdka?
Komentarz?
Bye Bye miły czytelniku!

Czy mamy szansę na szczęście? || Miraculum Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz