Rozdział 36 "Odjazd z Bagien"

28 3 0
                                    

Will wpadł zdyszany do stołówki w koszarach. Zebrani wojownicy zwrócili głowy w jego stronę. Książę rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego wzrok wylądował na twarzy Snatry. Córka suryla uważnie się w niego wpatrywała, szukając wyjaśnień na twarzy. Will ruszył między stołami i podszedł do jej stołu żwawym krokiem. Snatra wstała, miała poważną minę.

- Coś się stało? Gdzie Odyn? – zapytała, patrząc w kierunku drzwi, tak jakby mogła w nich ujrzeć brata.

- Jest w drodze – powiedział niepewnie. – Ale przychodzę z inną sprawą. Więźniowie uciekli. Mówię o szpiegach. Odyn uważa, że jeszcze zdążymy ich złapać.

Snatra nie powiedziała niczego. Skinęła tylko na grupę dziewczyn. Kobiety wstały i ruszyły za nią. Przed opuszczeniem pomieszczenia, Snatra zapytała jeszcze:

- Którędy pobiegli?

- Nie wiem. Ale wybiegli od wschodniej części. Pewnie będą chcieli wrócić do stolicy.

Snatra wybiegła z przyjaciółkami ze stołówki. Will rozejrzał się po ciekawskich twarzach. Już dawno nie rozmawiał tak płynnie w Starej Mowie i dziękował w duchu, że w ogóle potrafi cokolwiek powiedzieć. Inaczej nie odnalazłby się w tej społeczności. Po dłuższej chwili również wybiegł z pomieszczenia. Ruszył w kierunku, w którym pobiegła Snatra. Po drodze zgarnął jeszcze kołczan, łuk i zabrał kilka dodatkowych sztyletów. Znalazł także Virtusa i powiedział mu, żeby poszedł po Odyna do lochów. Wojownik nie zadawał żadnych konkretnych pytań, tylko ruszył przed siebie. Książę mijał kolejne zakręty i coraz mniejsze korytarze. Chciał jak najszybciej dotrzeć do wyjścia, aby dogonić Snatrę i rozprawić się z więźniami. Wreszcie dopadł do wyjścia. Cała twierdza była schowana pod bagnistym terenem w brzozowym lesie. Wejście okrywały liście. Will przedarł się przez nie i stanął na bagnistej ziemi. Wysoko nad nim świeciło słońce. Książę zmrużył oczy, aby przyzwyczaić wzrok do nagłej dawki światła. Kiedy odzyskał ostrość widzenia, automatycznie się rozejrzał w poszukiwaniu czegokolwiek, co by się ruszało. Nie widząc nic ruszył przed siebie na wschód. Wszedł w gęstsze partie lasu. Nagle usłyszał szelest po prawej stronie. Schował się za drzewem. Po chwili obok niego przeszedł Kim, ale go nie zauważył. Louisa nigdzie nie było widać. Will podążył za szpiegiem, stawiając stopy najciszej jak się da. Kim nie zwracał uwagi na to gdzie stąpa. Szedł przed siebie.

- Louis! Gdzie cię wywiało? – krzyknął i zatrzymał się.

Will omal na niego nie wpadł, ale w tym samym momencie książę spostrzegł ruch w koronach drzew nad nimi. Podniósł głowę do góry. Na gałęzi siedziała Snatra z łukiem napiętym na całą możliwą długość. Will pokiwał głową, wyrażając swoją dezaprobatę na oddanie strzału. Kim ruszył przed siebie:

- Gdzie ten skurwysyn polazł? Czy ja zawsze muszę sam wszystko robić? – mówiąc to rozłożył ręce na boki.

To był jego błąd. Bo właśnie teraz nadarzyła się okazja, żeby go obezwładnić. Will działał szybko i precyzyjnie. Złapał szpiega za ręce tuż nad nadgarstkami i wykręcił obie kończyny do tyłu, aby Kim nie mógł nimi ruszyć. Obrócił Kima w stronę najbliższego drzewa i przyparł do niego, wbijając szpiegowi jedno kolano w krzyż. Kim jęknął, ale nie próbował się wyswobodzić.

- Żelazny masz chwyt, Wasza Wysokość – powiedział z drwiną. – Gdzie cię tego nauczyli? – Will milczał.

Z lewej strony dobiegł ich szelest liści i pękanie gałęzi. Jak na zawołanie z krzewów wypadł zdyszany Louis. Oddychał bardzo nierówno. Spojrzał na Kima potem na Willa i z powrotem na swojego kompana.

Królestwa Mroku 2 : Ostrze loduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz