Rozdział 38 "Lila i nieoczekiwani goście"

25 4 0
                                    

Kilka dni później Will samotnie dotarł do Lila. Miasto leżało na małej wysepce niedaleko lądu. Książę miał nadzieję, że szybko uda mu się znaleźć Klaudiusza i Elinę. Jeździec rzucał się w oczy pomiędzy atramską ludnością. Książę nie wiedział jednak o tym, że jego przyjaciele zostali złapani i uwięzieni.

Z daleka miasto prezentowało się bardzo okazale. Duży i szeroki most prowadzący na wyspę został wybrukowany. Zza jego obrzeży można było zobaczyć jasnoniebieską wodę oraz niewielkie kry na niej pływające. Will spojrzał na zaśnieżone miasto. „Niedawno musiał padać tutaj śnieg" – myślał.

Na horyzoncie pokazały się już ciemne chmury, jednak słońce nadal świeciło. Mury Lila, podobnie jak most, zostały zrobione z kamienia. Na blankach stali żołnierze. Co jakiś czas żarzył się kosz do ogrzania dłoni i zmarzniętego ciała. Jeden z łuczników schowanych w wieży wjazdowej spojrzał na Willa. Książę popatrzył w jego kierunku. W cieniu zauważył zdziwienie łucznika. Will uśmiechnął się pod nosem. Mężczyzna nie sądził, że jego kryjówkę uda się wykryć jednemu jeźdźcowi. Will podjechał do bramy. Krata była podniesiona. Książę widział uliczki Lila, ale ich widok zasłonił mu mężczyzna.

- Kim jesteś? – zapytał.

- William. Przybywam z Nightgrass.

Mężczyzna zdziwił się nieco. Po chwili koło jego ramienia stanął łucznik z wieży strażniczej.

- Przepuść go. Wiedział, gdzie siedzę. Myślę, że zna również Lila.

Will miał już odpowiedzieć, kiedy mężczyźni rozstąpili się, aby go przepuścić. Will spiął konia i wjechał na główną ulicę miasta. Lila było drugim największym miastem w Atramentowym Królestwie. Will zauważył stajnie niedaleko. Zatrzymał konia koło młodego chłopca. Malec popatrzył na niego. Will zeskoczył z siodła i podszedł do niego.

- Potrzebuję miejsca dla mojego konia.

Chłopiec pokiwał głową i pobiegł do środka stajni. Kilka chwil później z środka wyszła kobieta. Malec podążał za nią. Wyciągnęła dłoń i powiedziała:

- Na ile Pan tutaj zostajesz?

- Jeden dzień powinien wystarczyć – powiedział Will.

- Należy się cztery marki atramskie.

Will podał jej pieniądze. Chłopiec zabrał konia, a Will oddalił się od stajni.

Na ulicach było pełno ludzi. Książę szedł główną ulicą. Co jakiś czas mijał straż. Dziwiło go, że Lila jest w stanie gotowości. W Nightgrass nigdzie nie spostrzegł strażnika. Nawet w jego królestwie nie było tylu wartowników na ulicach. „Czyżby w Lila coś się wydarzyło?" – myślał. Ruszył w kierunku rynku głównego. Klaudiusz powiedział, że tam się spotkają. Książę wiedział, że jeździec dotrzyma słowa. Will przeszedł między straganami stojącymi na rynku. Zajął miejsce przy fontannie i zaczął się rozglądać. Sprawdzał nawet okna w murowanych budynkach dookoła. Przyglądał się dachom i wejściom na rynek. Nagle ktoś przed nim stanał.

- Mogę w czymś pomóc? – zapytał książę, nie patrząc na człowieka.

- Chcę zapytać o to samo. Rozglądasz się. Szukasz czegoś?

Will spojrzał na kobietę, która przemówiła do niego łagodnym głosem. Była ubrana w mundur. Taki sam jak ci dwaj przy bramie. Will przełknął ślinę. Nie sądził, że straż interesuje się tutaj wszystkim.

- Nie. Nie potrzebuje pomocy. Czekam na kogoś.

- Mam cię na oku.

Kobieta odeszła i stanęła przy jednym z budynków. Nie spuszczała oczu z Willa. Książę przestał się notorycznie rozglądać. Czasem zerkał w stronę każdej z uliczek wychodzących z rynku. Zabiły dzwony. Will spojrzał w kierunku świątyni stojącej niedaleko. Jednak to nie stamtąd dochodziły dźwięki dzwonu. Książę odwrócił głowę. Dźwięk dochodził z portu. Podniósł się pospiesznie, nie zwracając uwagi na żadnego strażnika. Ruszył ulicą w kierunku portu.

Był to największy port w Lila. Jednak nie przekraczał wielkością tego w Misttown czy w Anchor. Tłum zebrał się przy dokach. Will popatrzył ponad głowami zebranych. Na wodzie unosił się masywny statek. Ciemne deski pochłaniały światło. Książę wbiegł do pobliskiego budynku. Szybkimi susami pokonał schody i wszedł na dach. Ostry wiatr smagnął go po twarzy. Skierował swoją uwagę na doki i statek. Nie mógł uwierzyć w to co właśnie widzi. Czy Władca Mroku oszalał. Czy właśnie przyjechał, aby zagarnąć Lila dla siebie. Żołnierze z opaskami na ramionach zeszli po trapie i stanęli na deskach doków. Żaden żołnierz z Lila nie interweniował. Will był wielce zdziwiony, ale czekał cierpliwie. Kolejni ludzie Aureliusza schodzili ze statku, jednak sam Władca Mroku nie pojawił się jeszcze. Willowi ścisnęło żołądek. Atramentowe Królestwo musiało być sprzymierzone z tym tyranem skoro nikt nie atakuje. Ze statku zszedł kapitan. Ludzie Władcy Mroku rozstąpili się, aby go przepuścić. Mężczyzna stanął przed żołnierzem z Lila. Will widział jego kpiący uśmieszek. Na jego ramieniu widniała czwórka. Chwilę później głos kapitana poniósł się echem po dokach.

- Mam nadzieję, że się nas spodziewaliście.

- Oczywiście. Już dawno otrzymałem wiadomość, że Władca Mroku kieruje do nas swoich ludzi. Myślałem, że będzie was więcej.

Will popatrzył na Cienistych. Ludzi cienia faktycznie nie było wiele.

- To tylko niewielka część mojej osobistej kompani – zaśmiał się kapitan.

Willowi zmroziło krew w żyłach. „Kampania" Każdy wiedział, że to nie jest mała ilość. Kapitan odwrócił głowę w kierunku morza. Książę podążył wzrokiem za nim. Znieruchomiał. Na wodzie kołysało się pięć równie czarnych okrętów, jak ten w dokach. Wiatr ucichł, tłum także. Grobowa cisza przedłużała się. Statki były większe od kapitańskiego, jednak nie były bogato zdobione. Will spojrzał w dół.

- Wybacz, że spytam – zaczął kapitan. – Nie ma potrzeby rozstawiania ludzi. Jesteśmy przyjaźnie nastawieni. Nie będziemy atakować. Moi ludzie wysadzą się na brzeg za murami, żeby nie robić niepotrzebnego tłoku, jeżeli ci to przeszkadza.

- Możecie cumować w porcie. Zmieście się. Przecież i tek nie zostajecie tutaj.

- Czyli już wszystko wiesz. Dobrze. – Mężczyzna przebiegł wzrokiem po tłumie. – Odwołaj tego łucznika na dachu – zwrócił się do dowódcy z Lila.

Will położył się na dachu. Nie widział nic, co się dzieje na dole, ale wiedział, że kapitan mówi o nim.

- Nie stawiałem nikogo na dachu. Nie zachowujemy się tak wobec sojuszników.

Will podczołgał się do włazu i wskoczył do środka budynku. Zajrzał ukradkiem przez okno. Widział, jak kapitan z numerem cztery na ramieniu patrzy w jego stronę. Mężczyzna nie powiedział nic więcej. Will słyszał szczęk oręża i zbroi. W dokach zrobiło się gwarno. Po długich trzydziestu minutach, Will wyszedł z kamienicy. W dokach nie było żadnej żywej duszy.

Królestwa Mroku 2 : Ostrze loduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz