Niedziela (30 dni PRZED)

9.6K 456 57
                                    

 *Retrospekcja*

 -Mamusiu, ale ja naprawdę nie muszę chodzić do przedszkola. Jestem bardzo mądra: umiem liczyć i nawet czytać też umiem! - Wyjaśniała dziewczynka jednocześnie ciągnąc swoją mamę za rękę w kierunku wyjścia.

-Och, Lily... -westchnęła kobieta, biorąc córkę na ręce. -Wszystkie dzieci w twoim wieku chodzą do przedszkola i świetnie się tam bawią. Mają wielu przyjaciół...

-Ale mamo ja mam już przyjaciela. -Powiedziała, pokazując pluszowego misia, który na swoim jasnym brzuszku miał wyszyte zdanie: "Lily to moja najlepsza przyjaciółka". -Pan Futrzatek nim jest!

Mama dziewczynki postawiła ją na ziemi i powiedziała: -Kochanie, musisz tu na trochę zostać, bo ja i tatuś będziemy pracować, a tobą musi się ktoś zająć. -Pocałowała ją w czoło. -A teraz pójdziesz grzecznie z ciocią Jenną do innych dzieci, pobawisz się, a ja niedługo po ciebie przyjdę, dobrze?

-No dobrze... -wymamrotała niechętnie Lily. -Będę tęsknić, mamusiu.

-Ja też, kotku. -Kobieta przytuliła córkę. -No, idź już, bo dzieci czekają. Do zobaczenia, kochanie.

-Mamo, a Pan Futrzatek? -pomachała dziewczynka.

-Pa, Futrzatku! -rodzicielka odmachała i wyszła.

Mała Lily weszła do sali, mocno ściskając swojego pluszaka. W środku panował istny chaos. Wszystkie dzieci darły się niemiłosiernie, niektóre się biły, a jakiś chłopiec właśnie wepchnął sobie niebieską kredkę do nosa. Ciocia Jenna, tak jak pozostałe opiekunki biegały między tymi maluchami i starały się to jakoś wszystko opanować... Ale coś im nie wychodziło. 

Nagle do Lily podszedł wysoki chłopiec o długich, kręconych blond włosach i dużych zielonych oczach, wyrwał jej z rąk Pana Futrzatka, a potem bezceremonialnie oderwał mu jego małe, czarne oczko. Chłopak zaśmiał się i rzucił okaleczonego misia na ziemię, a potem uciekł. 

Dziewczynka była zbyt zszokowana, by jakkolwiek zareagować na to co się przed chwilą stało. Usiadła na podłodze obok swojej zabawki, a świat nagle przysłoniły jej łzy. Wtedy po raz pierwszy pomyślała, że przedszkole to jednak bardzo złe miejsce i nie podoba jej się tu. Po chwili wręcz poczuła, że ktoś się jej przygląda. Otworzyła oczy, które teraz były zaczerwienione od płaczu i zobaczyła przed sobą chłopca, którego czarne włosy sterczały na wszystkie strony, a ciemne oczy patrzyły wprost na nią. To co rzucało się w oczy kiedy się na niego patrzyło to wielka, żółta plama z farby na jego granatowej koszulce. W ręku trzymał chusteczkę, którą najwyraźniej próbował pozbyć się tej plamy, ale jedynie ją rozsmarował. 

-Czemu płaczesz? -Zapytał.

Dziewczynka wzięła do rąk swojego misia, a gdy spojrzała na miejsce gdzie jeszcze przed chwilą znajdowało się jego czarne oczko, łza spłynęła jej po policzku. Nieznajomy chłopiec pokiwał głową ze zrozumieniem i wziął od niej misia.

-Naprawię to. Zaraz przyjdę, więc nigdzie nie idź. -Potem odszedł w kierunku domków dla lalek, a kiedy wrócił był uśmiechnięty od ucha do ucha. -Proszę. Możesz się z nim teraz bawić w piratów. -Podał jej Pana Futrzatka, który teraz miał opaskę na oku.

-Jestem Adam -powiedział chłopiec. -A ty jesteś...?

-Lily... Lily Woodley.

-Więc, czy teraz się razem pobawimy? 

I wtedy po raz pierwszy Lily pomyślała, że może nie będzie aż tak źle w przedszkolu, bo Adam wydawał się być dobrym kolegą.

*Koniec retrospekcji*

-Dzieeeń dobry, Ameryko!! -Wydarł się mój przyjaciel, zalegając na łóżku, które aktualnie zajmowałam ja. -Wstawaj rozczochrana księżniczko!

-Błagam, Adam, weź się ucisz, okay? Chcę spać. -Mówiąc to, przekręciłam się na brzuch i ukryłam twarz w poduszce.

-Zapomniałaś, że mieliśmy uczcić ostatni dzień wakacji wizytą w Starbucksie? Hm?! A może poszłaś wczoraj na jakąś imprezę nie informując mnie o tym i teraz masz kaca?! Odpowiadaj! 

-Mhmmhmmh -wymamrotałam w poduszkę. 

-Co ty tam mruczysz?! Podnieś tą głowę... -Pociągnął mnie delikatnie, ale jednocześnie stanowczo za włosy. -Liooon... No powiedz... Nie będę na ciebie krzyczał, jeśli jednak poszłaś na tą imprezę. Powiem więcej! Będę się cieszył, bo to znaczy, że może nareszcie masz jakieś życie towarzyskie!

Poderwałam głowę do góry, spojrzałam w jego brązowe oczy i powiedziałam: -Po pierwsze: Nie byłam na żadnej imprezie. Po drugie: Nie mam kaca. Po trzecie: Dla twojej informacji, wczoraj cały wieczór opiekowałam się kuzynem i późno poszłam spać. Po czwarte: Pójdziemy do Starbucksa, bo potrzebuję dużej dawki kofeiny. Daj mi 10 minut. -Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki zabierając błękitny sweter i czarne dżinsy. Szybko umyłam zęby, przebrałam się i delikatnie pomalowałam, żeby zakryć te wory pod oczami. Wyglądając mniej więcej jak człowiek weszłam do pokoju gdzie Adam przyglądał się naszym zdjęciom wiszącym na suficie nad moim łóżkiem. Wrzuciłam piżamę do szafy i usiadłam przy biurku.

-Nadal masz to zdjęcie z wakacji kiedy facet w stroju Kubusia Puchatka się do mnie przystawiał? On mnie tam prawie molestował! Jak możesz mieć jeszcze to zdjęcie? -Zapytał zbulwersowany Adam. -A tak w ogóle to powinniśmy zrobić sobie nowe. No wiesz: Nie mamy ani jednego wspólnego zdjęcia z wakacji. A przynajmniej takiego, na którym żaden psychiczny facet przebrany za postać z bajki nas nie rozdziela. Tylko ty i ja.

Spojrzałam na niego w zamyśleniu. W sumie miał rację. Każde wakacje spędzamy w swoim towarzystwie i naszą tradycją było robienie sobie wtedy chociaż jednego zdjęcia, które potem moglibyśmy powiesić sobie na ścianie. W tym roku takiego nie zrobiliśmy. 

-To dobry pomysł. Możemy pójść do Central Parku i tam coś wykombinować. Ale najpierw kawa! -Założyłam buty, wzięłam kurtkę i torebkę. Zerknęłam na Adama, który stał za mną. -Dzisiaj ty stawiasz. 

Zaśmiał się. 

-Dobra, ale ty łapiesz taksówkę.

Wyszliśmy z domu i taksówką ruszyliśmy do raju na ziemi zwanego Starbucksem. 

                                                                                                                                                                                                                                                ***

  Pół godziny później siedząc wygodnie przy stoliku i popijając cieplutką kawę patrzyłam jak mój najlepszy przyjaciel popełnia jeden z głównych grzechów - kradnie. Bo inaczej nie da się nazwać tego, co teraz robił. Z marsową miną wyjmował cukier w saszetkach, które były w pojemniku i wpychał sobie do kieszeni kurtki. 

-Adam, czy możesz mi do cholery powiedzieć, co ty tak właściwie robisz? -Spytałam, a mój głos ociekał sarkazmem. -Przecież ty nawet nie słodzisz!

-Oj tam! Dają to biorę! - Wcisnął chyba z dziesięć saszetek, po czym z miną niewiniątka upił łyk swojej kawy. 

-Załamujesz mnie, przyjacielu -westchnęłam. -Naprawdę nie wiem czemu się z tobą zadaję.

Chłopak uśmiechnął się szeroko. -To bardzo proste. Kochasz mnie tak jak ja kocham ciebie. To wystarcza, nie?

Zaśmiałam się i kopnęłam go w nogę pod stołem. -Idę po babeczkę, bo nic nie jadłam od rana. Chcesz coś? -Spytałam wstając z krzesła. 

-Nie, dzięki, Lion.

-Czemu ciągle mówisz na mnie Lion?! Czy to cicha aluzja co do mojej wagi, Adamie Louis'ie Evans'ie? - Zasugerowałam z udawanym oburzeniem.

-Co? Nie! Mówię tak dlatego, że jesteś jak ten batonik: słodka, cudowna i nie chcę się tobą z nikim dzielić.

It's complicated... ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz