Niedziela (2 dni PRZED)

4K 301 24
                                    

Biegłam. Czułam się wspaniale. Wiatr we włosach, promienie słońca na twarzy. Biegłam przez las, nie oglądając się za siebie. Czułam się szczęśliwa. Nagle się zatrzymałam. Jakiś dźwięk przebił się przez śpiew ptaków i szum liści poruszonych przez wiatr. Rozejrzałam się. Byłam sama, ale dźwięk nadal rozbrzmiewał. Coś jakby... dzwonek mojego telefonu?

***

Drgnęłam i otworzyłam oczy. Ze snu wyrwał mnie cholerny telefon. Chciałam się ruszyć, ale nogi zaplątały mi się w kołdrę. Przeklęłam, bo niewyspana Lily to niezdarna Lily. Kiedy wreszcie skopałam z siebie pościel, wstałam, ziewnęłam i wzięłam komórkę do ręki. Ekran był tak jasny, że musiałam zmrużyć oczy. Wiedziałam kto dzwoni. Tylko Adam może dzwonić do mnie o trzeciej nad ranem.

-Co się tym razem stało? -Spytałam. Zanim otrzymałam odpowiedź usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Od razu odechciało mi się spać. -Adam? Adam, co się dzieje?

-H...hej, Lily! -Usłyszałam głos Chris'a. Okay, teraz zaczynam się bać.

-Chris, czemu dzwonisz z telefonu Adama?

-W...wiesz... bo... szekaj. Jeszcze raz. -Jakoś dziwnie gada...

-Christian, czy ty jesteś pijany?! I gdzie jest Adam -podeszłam do szafy i wyciągnęłam jakiś dres, żeby w razie czego wyjść szybko z domu. -Gdzie wy w ogóle jesteście?

-Adam... jest ze mną... Ale Lily! -Krzyknął tak głośno, że musiałam odsunąć słuchawkę od ucha. -On... on troche przegiął... No wieszsz... Jest strasznie pijany... Znaczy ja też, ale on już powinien wrócić do domu... Przyjedziesz?

Westchnęłam i dwoma palcami zaczęłam masować moje skronie.

-Dobrze. Podaj mi adres.

***

Pół godziny później byłam już przed drzwiami mieszkania Chrisa. Weszłam bez pukania, bo pewnie i tak by mi nie otworzyli. Przeszłam wąskim korytarzem do salonu gdzie stanęłam jak wryta na widok scenki, która się tu odgrywała. Na wielkim stole oprócz miliona pustych butelek po różnych alkoholach leżało pełno niedopałków papierosów. To cud, że jeszcze pożaru nie ma. Ale nie to przeraziło mnie najbardziej. Adam stał na krześle i niebezpiecznie się chwiał. Przed nim Chris, który lewo trzymał się na nogach, w niezrozumiałych słowach prawdopodobnie kazał równie pijanemu koledze zejść z krzesła.

-Lily! -Krzyknął Adam i dziwnie zmarszczył brwi. Stracił równowagę i już myślałam, że zleci, kiedy sam zeskoczył. Oczywiście musiał się potknąć i przewrócić. Teraz siedział na ziemi i patrzył na mnie. Ciągle miał zmarszczone brwi tak, jakby upadek nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia.

Podeszłam do niego i ukucnęłam. Złapał mnie za rękę i jęknął. -Lily, pomóż. Nie moge wstać. Jestem tak strasznie pijany...

Odwróciłam się, chcąc poprosić Chrisa o pomoc w podniesieniu Adama, ale on już spał. Pod stołem.

-Dobra, Ad. Złap mnie za ręce. -Zrobił tak jak mu kazałam. -Teraz ja cię pociągnę w górę i wstaniesz, okay?

Gdy przytaknął, zrobiłam tak jak mu mówiłam i po chwili już staliśmy. On założył rękę na moje ramiona, a ja objęłam go ręką w pasie i tak wyszliśmy.

Na zewnątrz było bardzo zimno, więc każdy oddech naznaczony był obłokiem pary. Szliśmy powoli ulicą. Chciałam go zabrać do siebie, bo kiedy sprawdzałam telefon Adama, okazało się, że pisał rodzicom o nocowaniu u kolegi. Nawet gdyby tego nie zrobił i tak zabrałabym go do siebie. Nie chciałam przysparzać jego mamie dodatkowych zmartwień.

-Lion? -Jęknął Adam. -Jestem bardzo pijany, co?

Uśmiechnęłam się, ponieważ w tym momencie wyglądał jak małe dziecko. -Tak, Ad. Bardzo. Teraz idziemy do mnie. Prześpisz się i potem wrócisz do domu.

-Mhm -mruknął i oparł swoją głowę na mojej. Jego oddech poruszał moimi włosami.

-Ale teraz nie zasypiaj. Musimy dojść do domu.

Wyprostował się i powoli pokiwał głową.

-Tak właściwie to po co byłeś u Chrisa? -Zapytałam.

Adam zatrzymał się, odsunął i spojrzał mi w oczy. -P...powiem, ale... masz się nie wygadać.

-Będę milczeć. -Oj, ciężko się z nim rozmawia...

-Poszedłem do niego, bo już nie daję rady. Nie wiem co mam zrobić. Kocham Lily, ale... ale ona ciągle patrzy na mnie jak na przyjaciela, chociaż już się całowaliśmy, wiesz? Zawsze ją kochałem.

Nic nie powiedziałam. Zastanawiałam się czy on jest świadomy tego co przed chwilą powiedział.

-Ale pamiętaj, nic nikomu nie mów. -Odezwał się znowu.

***

Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem.

Kiedy bezszelestnie wdrapaliśmy się na górę do mojego pokoju, Adam opadł na łóżko. Pomogłam mu zdjąć kurtkę i koszulkę, a jego buty ustawiłam pod łóżkiem, żeby później się o nie nie potknął. Położył się w moim łóżku, a ja przykryłam go kołdrą. Gdy chciałam już iść, złapał mnie za nadgarstek.

-Zostań -wymruczał, ledwo trzymając oczy otwarte. Usiadłam na krawędzi łóżka i trzymając jedną ręką jego dłoń, drugą gładziłam go po polczku. Nagle otworzył oczy. -Tylko nie mów Lily, o tym co ci powiedziałem. Nie chcę, żeby dowiedziała się o tym od kogoś. Sam jej powiem. Jutro.

Nie przestałam go głaskać, ale uśmiechnęłam się delikatnie. -Nic jej nie powiem -wyszeptałam. -Obiecuję.

I zasnął, rozluźnił uścisk swojej dłoni na mojej, więc mogłam wstać. Wzięłam z półki koc, żeby mieć się czym przykryć na kanapie. Wychodząc pocałowałam go jeszcze w czoło.

-Też cię kocham, Adam. -Wyszłam z pokoju, zamknęłam drzwi i się o nie oparłam.

***
Adam's P.O.V

Obudziłem się ze strasznym bólem głowy. Otworzyłem jedno oko, a potem drugie. Zmarszczyłem brwi, bo nie byłem u siebie w łóżku, tylko u Lily. Nie pamiętam co się działo w nocy. Film mi się urwał po tym jak... jak... Wcisnąłem twarz w poduszkę.

-Cholera! -Krzyknąłem, ale poduszka skutecznie to stłumiła. Podniosłem się i usiadłem na łóżku, przeczesując włosy palcami. Zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu mojej koszulki, której na sobie nie miałem. Leżała na fotelu razem z kurtką. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła dwunasta. Byłem w trakcie ubierania się kiedy do pokoju weszła uśmiechnięta Lily.

Odwzajemniłem uśmiech, nie będąc pewnym co jej wcześniej powiedziałem.

-Przyniosłam ci kawę i tabletki przeciwbólowe -powiedziała. -Jak się czujesz?

-Um, dobrze... Tak myślę...

Nagle się speszyła i zarumieniła. Była urocza. Uniosła głowę i zmierzyła mnie spojrzeniem.

-Rodziców nie ma, więc jak chcesz to możesz jeszcze zostać...

-Ja...

-Tak?

Jezu, facet powiedz jej... To tylko dwa słowa... Nie, gadanie do siebie nie jest normalne.

Westchnąłem. -Będę się zbierać...

-Tak, jasne. Idź -mówiła z małym uśmiechem na ustach, ale wyraźnie posmutniała.

Szybko wypiłem kawę, którą mi przyniosła i założyłem kurtkę. Ciągle na mnie patrzyła, jakby oczekiwała, że coś powiem.

-To do zobaczenia, Lily -powiedziałem i pocałowałem kącik jej ust. Dobry Boże. Odetchnąłem głęboko. Szybko się odsunąłem i zanim palnąłem jakąś głupotę wymamrotałem ciche "Cześć", a potem prawie wybiegłem z jej domu.

It's complicated... ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz