Wtorek (?)

4.9K 343 35
                                    

Siedziałam w salonie z tatą i oglądaliśmy telewizję. To była chyba jakiś komedia, ale ja nie byłam w nastroju do śmiechu. Tata trącił mnie kolanem.

-Co gnębi moją małą Lily? -Zapytał.

-Nic -wymamrotałam. Nie chciałam opowiadać tacie o moich problemach, bo jestem przekonana, że niczego by nie zrozumiał. Spojrzałam na zegar, wiszący nad telewizorem. Było po osiemnastej, więc stwierdziłam, że wypadałoby się pouczyć na jutrzejszy sprawdzian z chemii.

Weszłam na górę, ale zamiast usiąść przy biurku, położyłam się na łóżku i podkuliłam nogi. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w odgłos deszczu uderzającego o okna. Lubiłam ten dźwięk. Uspokajał.

Dzisiaj w szkole nie było Adama. Kiedy zapytałam Grace, czy wie coś na temat tego jak się wczoraj zachowywał, brunetka wzruszyła ramionami i posłała mi smutne spojrzenie.

Naprawdę nie wiem czemu Adam tak na mnie wczoraj naskoczył. Próbowałam mu powiedzieć, że nie idę z Zac'iem na bal. Odmówiłam mu już na przerwie po trygonometrii, ale po tym co powiedział, tylko upewnił mnie w słuszności tego co zrobiłam.

Te myśli tak mnie zmęczyły, że nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Obudził mnie tata, który chciał mi tylko powiedzieć, żebym zamknęła za nim drzwi, bo idzie do pracy. Założyłam moje grube skarpetki, które w domu robiły mi za kapcie i zeszłam na dół.

Pożegnałam się z tatą, zatrzasnęłam drzwi i poszłam do kuchni, żeby wstawić wodę na herbatę.

Gdy zalewałam saszetkę wrządkiem, ktoś zadzwonił do drzwi. Odstawiłam kubek na blat i wolnym krokiem przeszłam z powrotem do drzwi wejściowych. Pewnie tata zapomniał czegoś, pomyślałam. Przekręciłam klucz i pociągnęłam za klamkę.

Na dworze nadal lał deszcz, ale udało mi się dostrzec męską sylwetkę schodzącą po schodach ze spuszczoną głową.

-Ad? -Spytałam. Chłopak odwrócił się. Był cały przemoknięty, a krople deszczu na jego policzkach przypominały łzy.

Adam zaczął znowu wchodzić po schodach, jednak zatrzymał się na ostatnim stopniu i położył dłoń na balustradzie.

-Czemu tu przyszedłeś? -Znowu zapytałam.

-Ja... -zaczął niepewnie. Uniósł głowę i spojrzał mi w oczy. -Jestem zazdrosny. Tak, jestem zazrosny. O ciebie. Zawsze byłem. Wtedy kiedy w czwartej klasie poszłaś do kina z Dannym zamiast ze mną, albo wtedy kiedy w szóstej klasie na szkolnej dyskotece całowałaś się z tym małym frajerem Drew. Zawsze byłem o ciebie cholernie zazdrosny. Czasami do przesady. Bo byłaś moją Lily. I co śmieszne nigdy nie wiedziałem dlaczego. -Wszedł po schodach i stanął przede mną. -Ale teraz już wiem. Wreszcie dojrzałem do tego, by wiedzieć. I muszę ci to wreszcie powiedzieć.

Zapadła cisza, którą zakłócał deszcz padający w strugach z chmur na ziemię.

Adam westchnął. -Zakochałem się w tobie, Lily. Zawsze cię kochałem. Kocham cię od czternastu lat, tylko nigdy nie umiałem znaleźć tego słowa, które by opisywało to co do ciebie czuję. Nie umiałem go wypowiedzieć. Ale teraz umiem. Mam prawie dziewiętnaście lat i umiem mówić! To żałosne -Zaśmiał się i ja też. Położył swoje zimne dłonie na moich policzkach. -Jestem takim idiotą, że wcześniej tego nie zauważyłem. Kocham twoje wady i zalety, nawet jeśli tych wad jest więcej. Kocham cię nawet wtedy gdy robisz mi krzywdę. Nie, nigdy nie przestanę wypominać ci wycieczki do parku linowego w piątej klasie. Ale kocham to. -Oparł swoje czoło o moje, a woda z jego mokrych włosów kapała na moje. Nie przeszkadzało mi to. W ogóle. -Tylko... pytanie brzmi czy...

Nie dałam mu dokończyć, bo przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam.

Nie tak jak dziewczyna, która chce sprawdzić, czy czuje coś do swojego przyjaciela. Ja nie musiałam sprawdzać, bo już wiedziałam.

Adam objął mnie ramionami w pasie i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Całowaliśmy się dopóki zaczęło brakować nam powietrza i już naprawdę musieliśmy się odsunąć. Zdjęłam dłonie z jego zarumienionych policzków i położyłam je na kołnierzyku jego czarnego płaszcza. Nadal byliśmy przyciśnięci do siebie, a nasze twarze dzieliło tylko kilka milimetrów.

Adam zamknął oczy i musnął swoimi ustami moje. Odsunęłam się i dotknęłam opuszkiem palca jego wargi. Uśmiechnął się co odwzajemniłam. -Kocham cię, Ad. Najbardziej na świecie. Tylko naprawdę nienawidzę kiedy zachowujesz się jak zazdrosny dwunastolatek. Co ostatnio zdarzało się prawie codziennie.

Adam wyszczerzył się jeszcze bardziej. -Czyli niczego nie zepsułem? -Zapytał, jednocześnie łapiąc mnie za uda i podnosząc do góry, tak, żebym zaczepiła się nogami w jego pasie. Wniósł mnie do domu i postawił dopiero w salonie.

Pokręciłam głową.

-To dobrze, bo bałem się jak diabli, że karzesz mi iść i nigdy się do mnie nie odezwiesz.

PO

Jakiś czas później leżeliśmy na wąskiej kanapie w salonie. To znaczy Adam leżał na kanapie, a ja leżałam na nim. Od czasu do czasu o czymś rozmawialiśmy, ale potem znowu zapadała cisza z rodzaju tych przyjemnych.

Adam wsunął rękę pod moją bluzkę i zaczął kreślić jakieś wzory na skórze moich pleców. Ja leżałam z głową na jego piersi i wsłuchiwałam się w stabilne bicie jego serca. Serca, które częściowo zajmowałam ja.

Nie było niezręczności. Dlaczego? Ponieważ tak naprawdę już od dawna nie byliśmy tylko przyjaciółmi. Już nie ma Lily i Adama jako przyjaciół. Jest Lily z Adamem. Razem. Tak jak powinno być.

Odchyliłam głowę i pocałowałam go w brodę na co się uśmiechnął.

***

Graliśmy w karty. Jak narazie Adam wygrywał. Za każdym razem kiedy się wkurzałam, bo nie wygrałam, on całował mnie w policzek albo w usta. Teraz musimy się nauczyć funkcjonować jako para, a nie para przyjaciół. Ale to chyba na tym polega, prawda? Żeby chłopak był twoim najlepszym przyjacielem. Dobra, może brzmiało to jakoś inaczej, ale mniej więcej o to samo chodzi.

-Idę po coś do picia. Chcesz coś? -Spytałam, podnosząc się z dywanu.

-Nie -powiedział.

Oczywiście nie byłby sobą gdyby nie podstawił mi nogi. Pokazałam mu środkowy palec i z głupim uśmieszkiem poszłam do kuchni.

Kiedy to się stało? Kiedy moje serce zaczęło bić szybciej dla kogoś, kogo znam przez większą część mojego życia? Nawet nie wiem. Wiem, że się zmieniłam. Z Lily, która ciągle uważa, stałam się kimś kto nie boi się ryzyka. Ryzykuje najważniejszą więź jaka może kogoś łączyć z drugim człowiekiem, którą potocznie nazywa się przyjaźnią, na rzecz uczucia, które jest strasznie kapryśne, ale i silne. Tamta Lily Woodley nie chciałaby spróbować. Pewnie by uciekła. Ale nowa ja nie boi się tego. Stałam się dla siebie pewnego rodzaju bohaterką. Usłyszałam kiedyś, że każdy człowiek jest bohaterem swojej historii. Moja historia nie jest łatwa. Jest bardzo skomplikowana. Ale nie jestem sama. Nigdy nie byłam.

______________________

No i są razem! Kto by się spodziewał... Jutro epilog. Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

It's complicated... ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz