Czwartek (5 dni PRZED)

4.2K 306 14
                                    

Siedzieliśmy w kinie. Ja, Adam, Grace i Colin. Nie było niezręcznie. Było miło. Do momentu kiedy to Grace i jej chłopak nie zaczęli pożerać nawzajem swoich twarzy. Chyba nigdy tego nie zrozumiem. No bo po co przychodzić do kina, skoro i tak nie ogląda się filmu?

Siedziałam tyłem do obściskującej się pary, której specyficzne mlaskania odbierały mi chęci do życia. Co za tym idzie - byłam odwrócona przodem do Adama, który był całkowicie skupiony na filmie.

Chrupiąc popcorn, po raz kolejny zerknęłam w jego stronę. Uśmiechnął się ciągle patrząc na wielki ekran. Ja też się uśmiechnęłam i odwróciłam do przodu. Odstawiłam kubełek z kukurydzą na podłogę między moimi nogami i sięgnęłam po picie. Nagle coś, a raczej ktoś  kopnął mnie w nogę przez co z zaskoczenia zakrztusiłam się gazowanym napojem.

-Wszystko w porządku? -Grace wreszcie odkleiła wargi od swojego chłopaka i zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem.

Przytaknęłam, nadal trochę pokasłując. Adam poklepał mnie delikatnie po plecach.

-Dzięki -powiedziałam cicho.

Nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się.

Skupiłam się na oglądaniu filmu, ale czułam jego spojrzenie, wypalające dziurę w moim ciele. Odwróciłam głowę w jego kierunku. On z sekundowym opóźnieniem znowu skierował swój wzrok na ekran.

Tym razem ja się uśmiechnęłam.

-Podoba ci się? -Zapytałam.

-Film?

Przytaknęłam.

-Bardzo.

Do końca seansu żadne z nas się już nie odezwało.

                                     ***

-Mam propozycję -powiedziała Grace, kiedy wyszliśmy z kina i stanęliśmy przy fontannie po środku centrum handlowego. -Kawa w Starbucksie?

I tak skończyliśmy siedząc  przy stoliku i popijając ciepły napój.

Dzisiejszy dzień był taki zupełnie normalny. Bez komplikacji uczuciowych, bez zmartwień w szkole. Tak po prostu siedzieliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się nawet z kiepskich żartów Colina.

-Okay, teraz ja. Wczoraj mi to Chris powiedział -wyrwał się Adam. -Uważajcie... Przechodzi facet koło kranu i... go olali.

-O nie! To była najgorsza gra słów na świecie -powiedziałam. -Adam, nigdy więcej.

Ten zrobił urażoną minę. -A ty znasz lepszą?

-No nie.

-Więc nie bądź taka hop do przodu, bo cię z tyłu zabraknie -wypalił z chytrym uśmieszkiem.

Wywróciłam oczami.

Jeszcze długo siedzieliśmy w kawiarni. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz tak dobrze się bawiłam. Co jakiś czas przyłapywałam Adama na gapieniu się. Kończyło się to spuszczeniem wzroku w dół, małym uśmiechem i cichym śmiechem.

Niby znamy się tak długo, a ja czuję się tak, jakbyśmy dopiero się poznawali. Adam zawsze był tylko przyjacielem. Nie patrzyłam na niego jak na faceta, z którym kiedykolwiek mogłabym być, bo wydawało mi się to zbyt dziwne. Dzisiaj... Dzisiaj po raz pierwszy spojrzałam na niego z zupełnie innej perspektywy. Zaczęłam dostrzegać małe szczegóły, które zmieniły moje postrzeganie go jako chłopaka. Zauważyłam, że bardzo podoba mi się jak jeden kącik jego ust unosi się wyżej niż drugi podczas uśmiechania się. Albo to jak marszczy nos kiedy jest zażenowany. Może powinnam być zdziwiona, bo w końcu to mój najlepszy przyjaciel. Ale tak nie jest. I podoba mi się ta zmiana.

                                     ***

Późnym popołudniem, a właściwie nocą, ja i Adam siedzieliśmy w metrze. Grace i Colin mieszkają dalej więc pojechali taksówką.

Koło mnie siedział jakiś czarnoskóry mężczyzna, który słuchał muzyki i... tańczył? W każdym razie machał tą głową na wszystkie strony co irytowało nie tylko mnie, ale także kobietę, która siedziała obok tego mężczyzny i próbowała czytać dzisiejszą gazetę.

-Wiesz -odezwał się Adam, na co odwróciłam się twarzą do niego. - Zespół Chrisa gra jutro wieczorem swój pierwszy koncert i tak sobie pomyślałem czy nie chciałabyś iść tam ze mną.

Zagryzłam wargę. -Od kiedy Chris ma zespół? On w ogóle gra na czymkolwiek?

Adam zaśmiał się. -Zdzwiłabyś się. Wielu rzeczy o nim nie wiesz. Te jego ukryte talenty artystyczne i tak dalej. Byłem raz na ich próbie i nawet nie są tacy najgorsi.

-Jak się nazwają?

-No właśnie do tego jeszcze chyba nie doszli. Ostatnio wymyślili "The New York Band", ale wtedy Tony powiedział, że to najgorsza nazwa świata.

-Dlaczego? Moim zdaniem jest spoko -uznałam.

Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się, -Dla niego to chyba mało oryginalne. Dzisiaj w szkole wymyślił nową. "Nowojorskie szprychy, szmaciarze". Ale Chris powiedział, że nie ma zamiaru grać ze szmatami.

Parsknęłam śmiechem. -Też bym nie chciała. -Zamyśliłam się. -To o której ten koncert?

Oczy Adama zabłyszczały. -Przyjadę po ciebie o 19.

-Okay.

-Super.

-No wiem -ledwo to powiedziałam, a jego usta dotknęły mojego policzka, który od razu zrobił się ciepły.

Adam odsunął się i odchrząknął.

-Naprawdę nie wiem czemu to zrobiłem. Przepraszam, Lily.

Zamrugałam kilka razy zanim się odezwałam. Spojrzałam na niego. A właściwie na jego usta. -Nie masz za co, Ad.

Zanim cokolwiek zdążył odpowiedzieć, wstałam i wyszłam z pociągu, bo właśnie dojechaliśmy na stację koło mojego domu.

                                      ***

  -A co ty taka uśmiechnięta? -Zapytał tata, kiedy siedzieliśmy przy stole i jedliśmy kolację. -Zakochana?

-Co? Nie!

Mama i tata wymienili porozumiewawcze spojrzenia, nawet nie starając się tego przede mną ukryć. Westchnęłam i wróciłam do poprzedniego zajęcia, czyli rozgrzebywania zapiekanki makaronowej na części pierwsze.

-Jutro idę na koncert z Adamem -oznajmiłam.

Mama zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem. -Tak? To fajnie. Ostatnio jakoś dziwnie się zrobiło między wami. Nie przychodzicie do siebie i tak dalej.

-Dobrze wiedzieć, że jednak jest wszystko w porządku -włączył się tata. -Adam to dobry chłopak.

Spojrzałam na nich. -Tak. Jest idealny.

Zapadła cisza, którą przerwał mój ojciec, zwracając się do mamy.

-Kochanie, napijesz się wina?

It's complicated... ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz