Poniedziałek (29 dni PRZED)

7.3K 422 16
                                    

-Lily, zrobiłam ci śniadanie! Chodź już! -Krzyknęła moja rodzicielka z kuchni. -Jesteś piękna i bez tapety na twarzy, skarbie.

Usiadłam przy stoliku i wzięłam kanapkę z talerza. -Mamo, jak widzisz wcale się nie malowałam. Szukałam swetra. Nie wiesz gdzie może być? Chodzi mi o ten, który kupiłyśmy w zeszłym tygodniu.

-Chyba jest w rzeczach do prania... Ale dam ci moją marynarkę i też będzie dobrze. -Uśmiechnęła się. -Kochanie, bo tata pojutrze wyjeżdża na dwa tygodnie do Seattle na konferencję, więc będziemy musiały sobie jakoś radzić. Wiesz, że ja czasem muszę zostać do późna w pracy, dlatego będziesz sama w domu i...

Spojrzałam na nią znad talerza. -Jeśli martwisz się, że sprowadzę tu mnóstwo ludzi i urządzimy orgię stulecia, to spokojnie mogę cię zapewnić, że do tego nie dojdzie. Adam będzie moim aniołem stróżem. -Zaśmiałam się na tę ostatnią myśl. To raczej ja będę się nim opiekować.

Umyłam talerz i wypiłam herbatę. Mama podała mi swoją marynarkę i ucałowała mnie w policzek. -Wiem, że jesteś odpowiedzialna. To była tylko taka informacja. A teraz leć, bo raczej nie chcesz się spóźnić na rozpoczęcie roku. To w końcu ostatnia klasa, prawda?

Wzięłam torebkę i wyszłam.

***

Jadąc metrem zastanawiałam, się czy ludzie z mojego rocznika jakoś się przez te wszystkie lata pozmieniali. Po krótkiej chwili stwierdziłam, że oprócz prawa jazdy i tytułu mistrza w zawodach "Kto wypije więcej?" do niczego szczególnego w życiu jeszcze nie doszli. W tym roku pewnie wszyscy zaczną myśleć o tym co zrobią po skończeniu szkoły. Chyba każdy już w pierwszej klasie wiedział co będzie dalej robić, i tylko ja byłam tym wyjątkiem, który na hasło "przyszłość" widzi jedynie szare tło. Żadnego napisu czy też obrazka. Nic. Na tę myśl westchnęłam i poprawiłam swoją marynarkę. Rano uznałam, że nie będę się specjalnie stroić, dlatego założyłam białe, dopasowane spodnie i czarną, koszulową bluzkę. Nie lubię butów na obcasie, bo nie umiem w nich chodzić, dlatego założyłam czarne balerinki. Mama pomogła mi spiąć włosy w dosyć luźny kok, więc chyba nie wyglądam najgorzej.

Mój telefon zawibrował na przyjście nowej wiadomości.

Adam: Hej, frajerko! Jedziesz metrem?

Ja: Tak, Evans. Dla twojej wiadomości jadę metrem. Co z tego?

Adam: Po nazwisku to po pysku, Woodley x Będę czekał na Greenpoint.

Ja: Ok

Mniej więcej 10 minut później wysiadając z pociągu od razu zauważyłam Adama, który oprócz tradycyjnego stroju na rozpoczęcie roku szkolnego, czyli białej koszuli i czarnych spodni, miał na głowie kanarkowo-żółtą czapkę. Uśmiechnęłam się na ten widok, bo to było takie w jego stylu: szalone i oryginalne.

-Cześć, tobie! Myślałam, że spotkamy się już w szkole. -Powiedziałam, gdy szliśmy obok siebie w kierunku wyjścia z metra. -I w ogóle to masz fajną czapkę.

-Przyjechałem wcześniej i pomyślałem, że znając ciebie pewnie dopiero wyszłaś z domu, więc zaryzykowałem i postanowiłem zaczekać. A co do mojej czapki to tak, wiem, jest zajebista jak nieprzymierzając ja. -Zaśmiał się.

-Oczywiście... -Powiedziałam przeciągając samogłoski. Dał mi za to sójkę w bok.

Szliśmy dosyć szybkim tempem, bo zostało nam jeszcze trochę czasu i chcieliśmy skoczyć po kawę do Starbucks. Adam uparł się, żebyśmy poszli do cukierni obok. Wychodząc zachwycał się swoim pączkiem, którego kupił.

-Gdyby ten pączek był kobietą, już dawno bylibyśmy w samolocie lecącym do Las Vegas. Pobralibyśmy się i żylibyśmy długo i szczęśliwie. Aż do mojej zdrady z powiększonym kubełkiem z KFC. -Wybuchnęłam śmiechem na wizję mojego przyjaciela biorącego ślub z pączkiem. Zbliżaliśmy się już do szkoły i zapas kawy został wyczerpany. Ze smutkiem wyrzuciłam pusty kubek do kosza na śmieci. -Masz, spróbuj. Ale ostrzegam, że jeśli się zakochasz to już za późno, bo to będzie moja żona! -Powiedział dając mi pączka. Ugryzłam kawałek, ale szału nie było. Wzruszyłam ramionami, a Adam zaczął się śmiać jak wariat. Spojrzałam na niego pytająco, ale on dalej się śmiał.

-Dobra, Evans, o co ci teraz chodzi, hm? -Zapytałam prawie płaczącego ze śmiechu przyjaciela. Nagle jednak przestał i zaczął czegoś szukać w kieszeniach kurtki. Wyciągnął swój telefon, poszedł do mnie i zrobił nam zdjęcie. Jak się okazało czubek mojego nosa był pokryty różowym lukrem, co rzeczywiście wyglądało dosyć zabawnie, ale nie tak, żeby od razu dostawać ataku śmiechu. No, ale to Adam. Nigdy go do końca nie zrozumiem...

-Proszę, i oto mamy nasze zdjęcie! Wprawdzie nie z wakacji, ale takie też może być. Już ci wysłałem. -Powiedział, chowając telefon z powrotem do kieszeni.

Wytarłam mój nieszczęsny nos i wyrzuciłam chusteczkę.

-Czy mogę się teraz pokazać ludziom na oczy? -Spytałam, unosząc brwi.

Adam spojrzał na mnie z kwaśną miną. -Skoro musisz...

Walnęłam go w ramię. -Dupek.

-I za to mnie kochasz! -Powiedział z uśmiechem na twarzy. -Lion, czy ty przypadkiem w tajemnicy przede mną nie uprawiasz boksu, czy czegoś podobnego? Bo masz mocny prawy sierpowy...

-Ha, ha. Bardzo śmieszne -powiedziałam z sarkazmem. -A teraz chodź, bo nie chcę się spóźnić.

***

Wchodząc do szkoły westchnęłam ciężko na widok ogromnej liczby osób, które tłoczyły się w korytarzu. Adam wziął mnie za rękę, żeby się nie zgubić, czy raczej chciał mieć pewność że to JA się nie zgubię co było bardzo możliwe. Jestem kiepska jeśli chodzi o orientację w terenie.

Przedzierając się wręcz przez ten tłum, usłyszałam za sobą głos mojego przyjaciela, który chyba specjalnie mówił głośniej:

-Boże! Więcej was matka nie miała?! -Zaśmiałam się na to pytanie i ścisnęłam mocniej jego dłoń.

-Spokojnie, Ad. Damy radę! - Przeszliśmy szybko na korytarz choć bardziej wyglądało to jakbyśmy na niego wypadli. Serio, tyle tam ludzi, że szok! Puściłam Adama i odwróciłam się do niego. Wyglądał na wkurzonego, delikatnie mówiąc. Posłałam mu szeroki uśmiech. -Jestem z nas dumna, bracie!

Na te słowa lekko się rozchmurzył.
-Dobra. Chodźmy na salę, bo zostało nam jakieś niecałe pięć minut. - Powiedział spoglądając na zegarek.

____________________________________________

Możliwe, że te początkowe rozdziały będą nudnawe, bo to ma być ich codzienność, a przynajmniej tak sobie uroiłam w tej mojej głowie XD Dlatego nie skreślajcie mnie tak od razu, ok? Piszcie co sądzicie, czytajcie i bądźcie ze mną ♥

It's complicated... ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz