Sobota (3 dni PRZED)

3.7K 285 12
                                    

-Lily, odbierz ten telefon, bo mnie tu zaraz szlag trafi! -Wrzasnęła moja mama, kiedy po raz trzeci rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu, a ja znowu nie zdążyłam odebrać. To chyba nie moja wina, że jestem dziewczyną i poranna toaleta zajmuje mi trochę więcej czasu niż takiemu zwykłemu, przeciętnemu człowiekowi. Schowałam suszarkę do szuflady w łazience i w samym szlafroku zbiegłam na dół po komórkę.

-Już, już. Nie denerwuj się tak. -Odblokowałam urządzenie, a na ekranie wyświetliło mi się powiadomienie o nieodebranych połączeniach od Adama.

Wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Wybrałam właściwy numer i przyłożyłam telefon do ucha. Chłopak odebrał kilku sygnałach.

-No wreszcie -odezwał się. -Jesteś zajęta czy jak, że nie możesz odebrać?

-Brałam prysznic.

-Och, to wszystko wyjaśnia. Dzwoniłem, żeby zapytać, czy nadal się na mnie złościsz i jeśli nie, to czy mogę cię zabrać na kawę.

Odchrząknęłam. -Tak, jasne. To za godzinę w Starbucksie?

-Wiesz, znalazłem taką małą kawiarnię niedaleko i pomyślałem, że moglibyśmy tam skoczyć. Przyjadę po ciebie za jakieś pół godziny.

-No dobra, to do zobaczenia.

-Pa.

Odłożyłam komórkę na stolik i podeszłam do szafy, by wybrać jakieś ubrania. Wybrałam top i ciemne dżinsy. Z łazienki przyniosłam kosmetyczkę, żeby się delikatnie pomalować. Kiedy skończyłam okazało się, że bluzka, którą wybrałam ma plamę prawdopodobnie od tuszu do rzęs. Na razie wrzuciłam ją do kosza na brudne rzeczy i wróciłam do pokoju.

Z dołu dochodził gwar rozmów, więc pewnie Adam już przyszedł. Musiał zadzwonić z taksówki, albo z metra, choć w tą drugą opcję wątpię. Metro i zasięg? Nie sądzę.

Ściągnęłam szlafrok i założyłam bieliznę. Mam dzisiaj pecha, bo w tym samym momencie, kiedy tak stałam w samej bieliźnie, drzwi do mojego pokoju się otworzyły.

-Hej, Lion! Słuchaj, bo... -Adam urwał gdy mnie zobaczył, a ja dostałam jakiegoś paraliżu i nie mogłam zmusić mojego ciała do jakiegokolwiek ruchu. Chłopak wytrzeszczył oczy i rozchylił usta. Szybko chwyciłam szlafrok z łóżka i okryłam się nim. Adam stał jakby był przyklejony do podłogi, a po chwili bez słowa cofnął się i wyszedł z pokoju, wcześniej zamykając za sobą drzwi.

-Cholera! -Mruknęłam. W ekspresowym tempie się ubrałam i zeszłam na dół. Adam stał w kuchni. Był cały czerwony. Ja zresztą też.

-Lily, ja... -Zaczął.

-Nic nie mów. Po prostu chodźmy już -powiedziałam, zakładając buty i płaszcz. Zabrałam pieniądze i telefon. Kiedy byliśmy przy drzwiach odwróciłam się. -Mamo, wychodzę! Wrócę kiedyś! -Krzyknęłam do rodzicielki, która w tym momencie ćwiczyła na macie przed telewizorem. W sumie dobrze, że wychodzę. Nie chciałabym być w domu gdyby sobie coś naciągnęła.

***

Miła kelnerka przyniosła nasze kawy. Miejsce, w którym byliśmy było bardzo przytulne. Siedzieliśmy przy stoliku koło okna, więc mieliśmy widok na zakorkowaną ulicę.

-A więc... -Adam spojrzał na mnie.

-A więc...?

Brunet spuścił wzrok na swoją filiżankę. -Przepraszam. Powinienem zapukać.

Westchnęłam. -Błagam, zapomnijmy o tym. -Uśmiechnęłam się delikatnie. -Dobra?

Przytaknął i uniósł kąciki ust.

-Ty też to widzisz? -Spytałam po dłuższej chwili.

Uniósł brwi. -Ale co?

-Tą niezręczność -powiedziałam, jednocześnie wskazując przestrzeń między nami.

Jego uśmiech zmienił się w dziwny grymas. -Tak.

Oparłam się na oparcie krzesła i spojrzałam na ludzi, którzy przebiegali przez ulice, kiedy światła miały się zmienić z zielonych na czerwone. Skrzyżowałam ramiona na piersi nadal patrząc na tłum na zewnątrz. Westchnęłam ciężko. -To zbyt skomplikowane, hm?

______________________________

Trochę szkoda mi tej dwójki. Takie zagubione w swoich uczuciach dzieciaki... Ale może w następnym rozdziale coś się zmieni? Kto wie...
Ps. Czy tylko mi przestały przychodzić powiadomienia? :(

It's complicated... ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz