Poniedziałek (dzień PRZED)

4.4K 297 34
                                    

Lily's P.O.V

Wchodząc rano do szkoły coś mi nie pasowało. Wszyscy byli czymś bardzo przejęci. Szłam korytarzem kiedy nagle podbiegła do mnie niska blondynka, trzymająca w dłoniach plik jakichś kartek.

-Hej, Lily! -Wykrzyknęła i uśmiechnęła się, ukazując tym samym swoje białe zęby. -Musisz mi pomóc!

-Um, cześć Sally... Mów. -Sally Writher to taka szkolna organizatorka wszystkiego co możliwe. Każdą zbiórkę na cokolwiek, organizuje właśnie ona. Czasami swoim entuzjazmem życiowym przypomina mi Elle Woods z "Legalnej Blondynki". Może trochę przesadziłam, ale czasem naprawdę taka jest.

Sally wcisnęła mi do rąk kartki, które okazały się być zaproszeniem na nadchodzący jesienny bal. -Mogłabyś to rozdać? Błagam cię, jesteś moją ostatnią deską ratunku. Ja muszę jeszcze powiesić plakat nad wejściem do szkoły.

-Tak, jasne...

Rzuciła "dzięki" i już jej nie było. Westchnęłam i zaczęłam rozdawać ludziom te zaproszenia. Bal jesienny był organizowany pod koniec października, więc było jeszcze trochę czasu. To taka szkolna tradycja, która moim zdaniem jest bez sensu.

Zadzwonił dzwonek na lekcje, a mi została ostatnia kartka. Na korytarzu nikogo już nie było, więc wcisnęłam ją do czyjejś szafki.

Wbiegłam po schodach na drugie piętro, gdzie mam trygonometrię. Dzięki Bogu, że nauczycielka jeszcze nie weszła do klasy. Spokojnym krokiem podeszłam do mojej ławki, wyjęłam podręczniki i westchnęłam. Mam strasznie słabą kondycję.

Kiedy pani Brant weszła do sali, za nią wpadł zdyszany Zac. Nie tylko ja miałam poranny w-f, pomyślałam. Rozejrzałam się po klasie i zorientowałam się, że nie ma już wolnych miejsc. Jedno jedyne jest koło mnie. Zac też to chyba zauważył, bo zmarszczył brwi, a potem jego wzrok padł na mnie. Uśmiechnął się i szybko zajął miejsce obok mojego.

-Cześć -szepnął, odkładając plecak. -Myślałem, że sobie pośpię na tej lekcji, ale po raz pierwszy od początku roku tak nie będzie...

-Taa

Po sprawdzeniu listy obecności, pani Brant wzięła kogoś do odpowiedzi, dlatego mieliśmy trochę wolnego. Zac świetnie wykorzystał ten czas i odwrócił się całkiem w moją stronę.

-Słyszałaś może o balu jesiennym? -Nie, słyszę o nim pierwszy raz w życiu, pomyślałam z sarkazmem. No serio? To chyba najgorszy początek rozmowy kiedykolwiek. Nie chciałam być nie miła, więc tylko przytaknęłam. Zac obejrzał się za siebie, chcąc sprawdzić, czy nauczycielka jest zajęta, a potem znowu zwrócił się do mnie. -No i... Jennifer chciała ze mną iść, zresztą wszyscy tego ode mnie oczekują, ale ja nie chcę z nią iść.

-Nie? -Uniosłam brwi. To trochę dziwne, zważywszy na to, że oni chyba byli razem. Ale wolałam nie drążyć tematu.

-Nie -spuścił wzrok na swoje dłonie, jakby nagle stracił całą pewność siebie. Moja podświadomość właśnie mnie wyśmiała. -Nie chcę z nią iść, bo podoba mi się ktoś zupełnie inny, wiesz? Jest piękna, mądra... Dziewczyna marzeń. I mam z nią trygonometrię, dzięki czemu bez przeszkód mogę się na nią gapić przez czterdzieści pięć minut, nie obawiając się, że mnie przyłapie.

Dobry Boże...

-Naprawdę?

Kiwnął głową. -I chcę ją zaprosić na bal, ale nie wiem czy się zgodzi. Co będzie jak mnie wyśmieje? -Spojrzał mi w oczy. -Więc jak, Lily? Zgodzisz się i pójdziesz ze mną na bal jesienny?

Byłam w szoku, ale starałam się jak mogłam, żeby nie było to zauważalne. Zamrugałam kilka razy i w duchu modliłam się, żeby coś się wydarzyło, i żebym nie musiała mu odpowiadać. Bo ja wiedziałam jaka jest odpowiedź, ale nie chciałam sprawić mu przykrości.

-Wiesz, Zac... -zaczęłam, ale w tym momencie nauczycielka wezwała go do odpowiedzi, a ja chciałam wstać i wykrzyknąć, że kocham panią Brant.

***
Adam's P.O.V

Właśnie wyjmowałem książki z mojej szafki kiedy ten palant Zac ze swoją grupką stanęli po przeciwnej stronie korytarza, ale gadali tak głośno, że słyszałem każde słowo.

-To tylko kwestia czasu -odezwał się Matthews. -Zgodzi się albo jeszcze dzisiaj albo jutro rano.

Napakowani idioci zaśmiali się razem z nim.

-A co z Jenn? -Zapytał jeden z nich. Chyba Chuck. -Zostawiasz ją?

-Zgłupiałeś? Woodley jest tylko na bal. Jennifer o tym wie.

-A Lily?

-Lepiej, żeby nikt z was się nie wygadał. Chyba że chcecie darmową operację plastyczną.

Przestałem ich słuchać. Że niby Lily idzie z nim na bal? To chyba jakiś nieśmieszny żart. Zatrzasnąłem drzwi szafki tak mocno, że zwróciłem na siebie uwagę wszystkich. Prychnąłem i odwróciłem się. Muszę z nią pogadać. Teraz.

-Kutas -rzuciłem, przechodząc koło Zac'a.

-Coś mówiłeś, Evans? -Zapytał.

Odwróciłem się i powoli do niego podszedłem. Byłem wkurzony delikatnie mówiąc. -Powiedziałem, że jesteś kutasem. Problemy ze słuchem, Matthews?

Popchnął mnie na szafki, a potem zamachnął pięścią, ale kopnąłem go kolanem w brzuch. Plecak zsunął mi się z ramion, więc rzuciłem go na podłogę i podszedłem do Zac'a, który trzymał się za brzuch i kasłał.

Nagle ktoś mnie podciął i uderzyłem kolanami o podłogę, a moje nogi przeszył ból. Skrzywiłem się i nie zdążyłem nawet pomyśleć o tym, żeby wstać kiedy dostałem w twarz, a czarne mroczki przysłoniły mi pole widzenia.

W tym samym momencie przybiegli nauczyciele i wysłali nas wszystkich do dyrektora.

Super...

***
-Panie Evans -powiedział starszy mężczyzna siedzący za biurkiem. -To pana pierwsze tego typu wykroczenie, dlatego przez następny miesiąc, codziennie będzie pan przychodził i pomagał woźnemu. A teraz niech pan idzie, bo nie ma sensu, żebym dawał panu reprymendy.

Przytaknąłem, wstałem, zabrałem plecak i wyszedłem.

Przed drzwiami stała Lily i opierała się o ścianę z ramionami założonymi na piersi. Kiedy mnie zobaczyła, wyprostowała się i podeszła.

-Co to miało być, hmm? -Dźgnęła mnie swoim drobnym palcem w pierś. Nie odpowiedziałem, tylko bez słowa poszedłem w stronę wyjścia. -Gdzie ty idziesz? Adam! Przestań zachowywać się jak dzieciak i porozmawiaj ze mną.

Stanąłem w miejscu. Dogoniła mnie i złapała za ramię, a ja gwałtownie się odwróciłem w jej stronę. -Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że umówiłaś się z tym palantem?

Spojrzała na mnie z szokowana, jakby nie wiedziała o czym mówię. Zdjęła dłoń z mojego ramienia. -Adam, ja się z nikim nie umawiałam. O co ci teraz chodzi?

-O Zac'a.

Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał jej śmiech. -Jesteś zazdrosny? -Nie zaprzeczyłem. -To śmieszne! Adam, ja wcale... Ale z ciebie dupek w tym momencie!

Załamała ręce i poszła do biblioteki. A ja? Po prostu ruszyłem w kierunku sali, gdzie miałem następne zajęcia.

Tak, jestem zazdrosny

__________________________
Jeszcze nie róbcie mi wjazdu na chate, okay? Wytrzymajcie do następnego rozdziału, który nawiasem mówiąc będzie ostatni :( no plus epilog, oczywiście. Do napisania, kochani x Dziękuję za głosy i komentarze!

It's complicated... ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz