8

60 12 1
                                    

Jutro już mamy październik. Jak ten czas szybko płynie. Jeszcze miesiąc temu nie chodziłam do szkoły, a dzisiaj kończę pierwszy miesiąc nauki w nowym miejscu. Mam od rana wrażenie, że o czymś zapomniałam. Może o kartkówce albo o zabraniu czegoś? Och, za dużo obowiązków, potem sobie pewnie przypomnę. Miałam na drugą godzinę lekcyjną, więc usiadłam na parapecie, na którym położyłam również papierowy kubek pełny od nalanej przed chwilą kawy z automatu na przeciwko zielonych szafek i zabrałam się za czytanie książki, którą specialnie zabrałam ze sobą. Jestem prawdziwym molem książkowym i jeśli wciągnę się w czytanie, to szybko mnie nikt nie wyciągnie, ponieważ studiowanie kartek nasiączonych czyimś fantastycznym pomysłem jest takie relaksujące, przynajmniej dla mnie. Siedząc taka zaczytana, z hipnozy ocknął mnie delikatny, całus od chłodnych warg w czoło i tak, jak myślałam, to Aaron. Usiadł koło mnie na marmurowym parapecie i delikatnie wyrwał książkę z ręki, by zwrócić na siebie uwagę:
-Oddaj mi książkę, proszę,- poprosiłam spokojnym głosem.
-Dobrze, ale najpierw zobaczę, o czym tak czytałaś. Hmm... "John podnosi mnie w powietrze, jakbyśmy byli łyżwiarzami figurowymi, a tłum wiwatuje. Uśmiecham się tak szeroko, że chyba zaraz pęknie mi twarz". Interesujące. Też byś tak chciała?- na jego twarzy pojawia się niesforny uśmiech.
-Może, dzięki, zaspoilerowałeś mi fragment.- odzywam się, jakbym próbowała być zła, lecz jak zwykle marne me próby i mi to nie idzie.
-Oj, przepraszam. Wiesz, jaki dzisiaj jest dzień?- patrzy na mnie taki uradowany, podając mi tom.
-30 września i co w związku z tym?- nie bardzo kojarzyłam, o co mu mogło chodzić.
-Jakie dzisiaj mamy święto?- już wiem, o czym zapomniałam. Ale wstyd, nic dla niego nie mam. Momentalnie wstałam z parapetu i rozszerzyłam usta.
-Matko, na śmierć zapomniałam! Przepraszam i wsystkiego najlepszego! -przytuliłam go, by nie było mu smutno, ale i mimo tego na jego twarzy widniał chłopięcy uśmiech kontrastujący z rumieńcami wywołanymi przez zmianę temperatury, wchodząc do ciepłego pomieszczenia.
-Dzięki. Wynagrodzisz to dzisiaj wieczorem.- co on znowu wymyślił? Błagam, niech mu nie chodzi o to, o czym pierwsze pomyślałam. W moich oczach pojawił się najprawdopodobniej strach, gdyż nagle dokończył.- Spokojnie, Alex! Nie chodzi mi o to, o czym pewnie pomyślałaś, -momentalnie dodając ze złośliwym uśmieszkiem.- zboczuszku ty mój. Wieczorem idziemy na festiwal jedzenia, naszą pierwszą nieoficjalną randkę. A może oficjalną? Już sama zadecydujesz , jaka ona będzie.- odetchnęłam i ponownie usiadłam.
-Idziemy? Wspaniale, nawet nie pytasz mnie o zdanie.- sarkastycznie prychnęłam pod nosem, chociaż oczywiście, nie miałam nic przeciwko.
-Nie spytałem, ponieważ i tak wiem, że byś poszła. O 16:00 będę czekał pod twoim domem, tylko wyślij mi adres.- puścił do mnie oczko.
-OK, wysłany. - gdy przestałam stukać w klawiaturę telefonu w granatowym etui, chłopak momentalnie otrzymał SMS.
-To ja ci już nie będę przeszkadzał w czytaniu, do zobaczenia później!
-Pa.- odpowiedziałam, wracając wzrokiem do czarnego druku na spiętych kartkach, próbując stłumić chaos w mej klatce piersiowej wywołany bliską obecnością chłopaka i samą rozmową z nim, przy której moja pewność siebie znika jak ze zdmuchnięciem świeczki i zupełnie nie mam pojęcia, co powiedzieć, lecz nadal zgrywam tą władczą i pełną luzu dziewczynę, próbując być zalotna, a także obojętna i niewzruszona, co powiedzmy sobie szczerze, nie wychodzi mi za dobrze i jedynie sprawia wrażenie, iż jestem dziwną egoistką.
Odszedł swoim pewnym krokiem, zarzucając swe bujne, złotawe włosy wpadające mu do oczu, do góry i witając się ze znajomymi stojącymi pod klas. Zaprzestałam swej czynności i schowałam książkę do torby oraz wyciągnęłam z niej ponownie telefon, na którym postanowiłam zagrać w jakąś grę, ponieważ zaczęli się już zbierać ludzie i nie było takiej miłej ciszy jak kilka minut wcześniej. W szkole nie da się w spokoju przeczytać książki, mówię wam.

Ten sam dzień, 15:30

Za pół godziny odbędzie się moja pierwsza w życiu randka. Nie wiem, co się robi na takich spotkaniach... Raczej wiem, ale nie biorę tego pod uwagę. Nie mam nawet pojęcia, jak się ubrać. Pomalowałam się jak zwykle, czyli podkład, róż , pomadka ochronna z pigmentem ciemniejszego, brudnego różu i tusz do rzęs. Nie wiedziałam, co zrobić z moimi niesfornymi blond włosami, które tak często powodowały me zmarnowanie w oczach, ponieważ za każdym razem zdawały się być denerwujące i nieodpowiednie w idealny sposób. Miałam dylemat czy je zaczesać, czy zostawić rozpuszczone. Szczerze to nienawidzę mieć niezwiązanych włosów, lecz gdy tylko je rozpuszczę, liczę się z wieloma komplementami i zalotami innych, chociaż me zdanie odnośnie tej fryzury jest jednoznaczne z tym, iż wyglądam jak niepoczesana gówniara bądź latawica, a w takim wysoko zaczesanym kucyku czy koku sprawiam wrażenie odpowiedzialnej oraz rozumnej i dojrzałej, młodej kobiety. Możliwe, iż posiadam takie zdanie ze względu na to, ponieważ me naturalnie platynowo blond włosy ZAWSZE opadają i są oklapnięte, gdyż ich grubość i sztywność nie pozwala mi na nic innego niż nadzwyczaj proste i przylegające fryzury, co nie ukazuje luźny kok bądź spięty wysoko kucyk. Do pokoju wszedł mój starszy brat:
-Puka się, wiesz?- zaczęłam rozmowę, delikatnie się śmiejąc.
-Gdzie się tak stroisz, na randkę idziesz?- spytał, opierając się o ścianę w pokoju.
-Powiedzmy. - mruknęłam pod nosem, odstawiając pomadkę obok lustra, by stała wraz z panującym na biurku nieładem artystycznym spowodowanym porozrzucanymi kosmetykami oraz książkami i mazakami.
-Nie wierzę! Aleksandra idzie na randkę! I nie chciała mi powiedzieć. - opadł na łóżko, nadal nie dowierzając.
-Wielkie halo. Nawet nie wiem, jak mam się ubrać, poczesać.
-Ola, bądźże sobą. Włosy w kucyk. Ubierz się normalnie, coś ci wybiorę.
-Lepiej żebyś nie otwierał szafy.- w tym samym momencie cała jej zawartość wylądowała na nim.-Świetnie, teraz będę musiała jeszcze dodatkowo sprzątać.
-I tak byś musiała. U naszej mamy, pedantki, ten syf nie przejdzie.-zaśmiał się i zaczął szukać pomiędzy stertą ubrań. Szczerze, to nawet nie wiem czy wszystkie są czyste, czym nawet nie powinnam się chwalić, bo przecież JAK TAKA ŁADNA DZIEWCZYNA MOŻE MIEĆ TAKI BAŁAGAN I TO W DODATKU W SZAFIE? PRZECIEŻ TO TAK NIE WYPADA. Co jak co, ale nie umiem utrzymywać porządku w półkach, głównie tych na ubrania i zdecydowanie wolę, gdy w mojej małej garderobie przepełnionej swetrami i prostymi sukienkami panuje ów nieład artystyczny i totalnie wszystko leży na jej dnie bez żadnego stylu, niż idealnie poskładane w kosteczkę i położone w odpowiednich przegrodach bądź na wieszakach. Szymon w tej sprawie to totalne moje przeciwieństwo. Odziedziczył ten cały pedantyzm po naszej mamie, przez co czasem się zastanawiam czy my aby na pewno jesteśmy wszyscy rodziną. Chłopak wybrał uszytą przez Hanię sukienkę, którą dostałam niedawno. Dobrze, on jednak jest moim bratem. - W tym ci będzie ładnie.- zerknął na grubą, krótką, czarną wstążkę leżącą na moim biurku koło pędzli. Wziął ją do ręki i utworzył z niej kokardę, zaplątując ją na moich włosach w miejscu gumki. - Tak lepiej.
-Dzięki... A teraz wychodź.- uśmiechnęłam się i wskazałam ręką na wyjście.
-Dobrze, nie mogę patrzeć na ten syf. Umówmy się, że ja ci posprzątam szafę, ale za to, jak wrócisz, to zrobisz mi kolację, dobra?
-Zgoda. Zostaw pieniądze we wszystkich spodniach, kurtkach i swetrach w spokoju, ponieważ mam je policzone co do grosza.
-Jasne, jasne. - machnął ręku, wykonując zabawny grymas na twarzy.
Wyszedł z pokoju , a ja przebrałam się, wypsikałam na siebie odrobinę perfum i wyszłam z pokoju. Ubrałam na stopy moje jedyne białe buty, którymi były trampki na wyższych podeszwach i wzięłam czarny, jesienny płaszcz. Wyszłam z domu, wcześniej informując rodziców. Czekałam przed furtką na chłopaka, który może po dwóch minutach się zjawił i odblokował drzwi czarnego samochodu, bym mogła wejść. Na miejscu znajdowało się wiele ładnie oświetlonych budek z pysznym jedzeniem, a w powietrzu unosił się soczysty zapach mięsa zmieszany z innymi aromatami. Jedzenia było pod dostatkiem: od codziennych, polskich przysmaków, przez grill, po kuchnię śródziemnomorską czy azjatycku. Chodziłam i próbowałam po trochu, a wszystko było pyszne, szczególnie makarony. Uwielbiam pastę. Kupiłam sobie większą porcję kaszotta z kurczakiem curry i usiadłam przy wolnym, drewnianym stoliku, a Aaron zaś zamówił smażone krewetki z warzywami:
-I jak?
-Bardzo dobre. Chcesz spróbować? - zaproponowałam z uprzejmością.
-Bardzo chętnie. - wziął swój widelec i wbił w kurczaka w kaszy. - Dobre. Chcesz skosztować mojego? - pokiwałam głową. Położył mi na tacy dużą krewetkę w sosie. Zjadłam i dałam znak, że mi smakowało.
-Powiedz mi, Olu, czym się interesujesz?
-Jestem pod wrażeniem, że powiedziałeś do mnie Olu zamiast Alex. - delikatnie się zaśmiałam.- A więc... Lubię robić zdjęcia, czytać książki, oglądać filmy i seriale.
-Też lubię oglądać. Czemu chodzisz na kółko teatralne?
-Od dziecka kochałam występować na scenie, ponieważ nie boję się publiczności, w dodatku aktorstwo wychodzi ze mnie naturalnie. Zero stresu. Lubię taką teatralną atmosferę i myślę, że to mnie odpręża. - odparłam, nabierając na widelec kolejną porcję, która wnet znalazła się w mych ustach, kończących wypowiedź.
-Aktorstwo wychodzi ci naturalnie, widać. - zaśmiał się. Wiedziałam, o co mu chodzi, więc nerwowo zachichotałam. Gdyby tylko wiedział, że faktycznie się w nim zauroczyłam i nic nie udaję. - Podoba ci się to. Myślałaś, by wiązać przyszłość z twoją pasją?
-Kiedyś na pewno, lecz wtedy byłam dzieckiem i nie przejmowałam się niczym, ale czy teraz o tym myślę? - przez chwilę się zamyślałam. - Może czasem przejdzie mi taka myśl przez głowę, lecz raczej w postaci niespełnionego marzenia z dzieciństwa. Aktualnie bardziej myślę, by wiązać swoją przyszłość z psychologią albo podróżowaniem, a nawet wydziałem kryminalnym, chociaż ta myśl jest nierealna, chociażby na mój brak chęci do jakiegokolwiek wysiłku fizycznego bądź nieadekwatnym pod jakimś względem wyborem szkoły. - uniósł rozbawiony brew.
-Psychologią? Pod jakim względem?
-Interesuje mnie ludzkie zachowanie oraz reakcje na pewne rzeczy. Chciałabym kiedyś pomagać w jakiś sposób ludziom, szczególnie dzieciom, a aktualnie takiej pomocy najbardziej brakuje, co widać chociażby po wzroście liczby osób chorych na depresję, w tym osoby poniżej 18. roku życia.
-Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. No, a podróżowanie? O twój kryminalny kierunek nawet nie pytam, ponieważ nie mam pojęcia, jak mi odpowiesz i jak bardzo amatorsko przy tobie wyjdę. - prychnął, a ja delikatnie się zaśmiałam, wydobywając ze swych ust HA, HA, HA.
-Tutaj inspiruje mnie mój starszy, pełen temperamentu brat. Od zawsze chciał zwiedzać kraje, poznawać nowych ludzi i kultury. Od ponad dwóch latach towarzyszę mu w jego podróżach, gdyż zaraził mnie swoim hobby. Stąd też lubię uczyć się języków obcych.
-Tego też się nie spodziewałem. - zaśmiał się. - Myślałem, że odpowiesz mi coś typu " lubię jeździć po świecie, by zrobić fotki na insta i zbierać like".
-Broń Boże! Nigdy nie pomyślałam o tym w taki sposób. Oczywiście, robię zdjęcia z moich krótkich podróży, ale nie po to, by się nimi chwalić.
-Czyżby Włochy były kolejnym punktem na waszej liście zwiedzania? - puścił do mnie oczko, a mi momentalnie przypomniał się upadek ze schodów i zbliżenie łączące się wymianą spojrzeń pełnych pożądania w tamtej chwili.
-Szymon tego nie planował, za to ja uwielbiam tamtejszą kulturę, jedzenie i architekturę, tak jak moja mama, która wychowała się tam przez kilka lat swego młodzieńczego życia. W tym roku polecieliśmy tam ze względu na ich dwudziestą piątą rocznicę ślubu, a za moją namową wybraliśmy się całą rodziną. Gdyby nic nie stało mi na przeszkodzie, to chciałabym tam zamieszkać. Teraz ty mi coś opowiedz o sobie, Aaron.
-Tylko co? - obdarował mnie pięknym uśmiechem, ukazując przy tym zakłopotanie, a u mnie gęsią skórkę, gdy nasze oczy spotkały się na dłuższą chwilę ze sobą, dopóki nie spuściłam mego wzroku w talerz.
-Odpowiedz mi na te same pytania, jakie mi zadałeś.
-No dobrze. Nie wiem, dlaczego wybrałem zajęcia teatralne. Pod koniec szkoły chciałem spróbować czegoś nowego, ponieważ też nie boję się występować publicznie, gdyż mam już rodzinne doświadczenie. Szczerze, to teraz przepływa mi myśl, że biorąc w tym udział, chcę coś komuś udowodnić. Na razie wydaje mi się być to ciekawą formą rozrywki. Wcześniej nie myślałem, by kiedykolwiek związać się jeszcze bardziej z show biznesem.
-Jeszcze bardziej? Co masz na myśli? - zapytałam zaciekawiona, ponownie podnosząc wzrok na chłopaka przede mną.
-Tak. Moja mama jest dość popularną producentką filmową i życie w tym klimacie bardzo często mi nie odstępuje chociaż na krok. Myślałem, że o tym wiesz i dlatego się ze mną zadajesz.
-Nie wiedziałam, serio. - pokręciłam głową z wysoko uniesionymi brwiami. - Nawet jeśli, to dla mnie nie liczy się status popularności, majątku czy super wygląd. Najważniejszy jest charakter i to, jak traktujesz ludzi. Mógłbyś być biedny i mieszkać pod sklepem, a i tak liczyłoby się tylko twoje wnętrze.
-OK, zapamiętam. - posłał mi oczko. - Jak byłem mały, to sprawiało to na mnie wielkie wrażenie. Później, jak trochę podrosłem, zaczęło to być uporczywe, a teraz jest mi to obojętne, ponieważ przyzwyczaiłem się do ciągłego bycia w centrum uwagi bądź znanego i traktowanie z góry, ponieważ jestem synem producentki z nazwiskiem widniejącym często na stronach głównych. Rozdrażniające było chyba to, iż w pewnym momencie w punkt zainteresowania trafiłem również ja. - pokiwałam głową na znak zrozumienia, próbując wyłapać w jego intensywnym spojrzeniu jakiekolwiek emocje, które idealnie tuszował.
-Dobrze.- wstałam od stolika, wzięłam puste tacki po pysznym jedzeniu i wyrzuciłam je do już pełnego kosza na śmieci. Przypomniałam sobie, że przecież dzisiaj robię kolację dla Szymona i wpadłam na pomysł, iż mogę mu coś tutaj kupić i sobie zje w domu. Powędrowałam wzdłuż oświetlonych straganów na dział z kuchnią azjatycką, którą bardzo lubi i wybrałam mu pikantny makaron z kurczakiem i drobno skrojonymi warzywami, gdyż miało to niebiański zapach, więc dla siebie też wzięłam przy okazji, przecież nie mogę sobie żałować. Następnie poszliśmy na dział z serami:
-Może to dziwne, ale bardzo lubię jeść sery. - powiedział chłopak, łapiąc się z tyłu głowy i wykonując śmieszny wyraz twarzy.
-Ty bardzo lubisz, ja uwielbiam. - uśmiechnął się i chwycił mnie za moją zimną dłoń. Uczestniczyliśmy w degustacji. Następnie Aaron kupił mi i sobie kilka rodzajów sera: oscypki, camemberty, typu włoskiego. Powiadają, że przez żołądek do serca i zdecydowanie mogę to potwierdzić.
Robiło się już późno, więc wybraliśmy się w stronę auta, po czym chłopak zawiozł mnie do domu. Spytał się mnie czy podobała mi się randka. Odpowiedziałam, że trafił w sedno. Podziękowałam i wyszłam w stronę domu. Wchodząc do mojego pokoju, od razu w oczy rzucił się panujący tu porządek. W szafie było tak czysto, że nawet koszulki znajdowały się poukładane kolorami. Odgrzałam makarony i dałam bratu, po czym włączyliśmy film na internecie, usiedliśmy na kanapie w jego pokoju i zajadaliśmy się makaronem po chińsku, czyli nasza rutyna w weekend.

Pierwsza randka! Jak wcześniej ostrzegałam, rozdziały będą zazwyczaj długie. Jak się rozpiszę, to trudno mnie zatrzymać i tylko czas stoi na przeszkodzie. Mam nadzieję, że Was to nie zanudziło i doczytaliście do końca. Zachęcam do gwiazdkowania i dania mi follow.
Miłego dnia :)

Pojutrze [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz