14

28 12 1
                                    

Nastała upragniona przez cały tydzień sobota, a mianowicie godzina 14:00, o której czarny Mercedes podjechał pod mój dom. Było dość ciepło jak na początek października, z czego bardzo się cieszę, gdyż nie muszę brać płaszcza ani ubierać swetra. Po chwili, z samej góry domu znalazłam się w samochodzie:
- Cześć! - wypuściłam parą i położyłam skórzaną torebkę na swoich kolanach. Na tyle pojazdu siedział Kuba i Eliza. Nie spodziewałam się ich, chociaż mogłam, ale nie stwierdziłam, że pojadą z nami. Na samą myśl o tej dziewczynie otwiera mi się nóż w kieszeni, chociaż już zdążyłam o niej odrobinę zapomnieć. W aucie leciał Linkin Park przeplatany Scorpions'ami, a w schowku, oczywiście, nie zabrakło czekoladek Schogetten. Do tej większej galerii handlowej, gdzie znajdowało się więcej sklepów odzieżowych niż RTV i marketów, było z 20 minut drogi, które minęły bardzo szybko. Przyznam, że Polska o tej porze roku jest równie piękna jak w lecie, a nawet bardziej, gdyż złote, brązowe oraz czerwonawe liście malowniczo opadają na zielonkawą trawę oświecaną przez złociste slonko, tworząc malowniczy pejzaż:
-Jesteśmy na miejscu. - westchnął mój ukochany mężczyzna, zwracając głowę ku nam, pasażerom.
-Widzę. - również westchnęłam.
-Okres masz? - zapytał zdziwiony odpowiedzią.
-Nie, jeszcze nie. Po prostu naśladuję ciebie. - wzruszyłam ramionami bezemocjonalnie, jakby to wszystko było mi obojętne.
-A, OK. Nie rób tego więcej. - uniósłam brew, spoglądając na niego. - Wysiadaj, idziemy po sukienkę. Torebkę też chcesz?
-Jasne, im więcej tym lepiej. - pokazałam mu język i ruszyłam w stronę windy na podziemnym parkingu.
Z tyłu szła, całująca się z Kubą przez całą drogę, Eliza. To było trochę obrzydliwe. Sądzę, iż mogła sobie darować, tym bardziej widziałam, że mojego chłopaka też to trochę denerwowało, ale bardziej od tego, irytujący zdawał się Aaron pchający mnie do każdego sklepu:
-Myślałam, że to z kobietami chodzi się trudno po sklepach, a to jednak mężczyźni są uporczywi. - powiedziałam bezczelnie bez żadnych emocji, idąc przed siebie oraz spoglądając w ekran telefonu, udając, że coś piszę.
-Alex! Przepraszamy na chwilę. - chwycił mnie za rękę i prowadził do wnęki w ścianie między sklepami. - Co jest?
- Nie wiem, tylko mówię, co myślę.
- Jesteś pod wpływem alkoholu? - miał minę jak mój tata, kiedy wracam później do domu.
-A co? W czekoladkach jest czysty spirytus, że tak działa? Już nie mogę mówić o swoich emocjach, będąc w udawanym związku? - skrzyżowałam ręce na piersi i przewróciłam oczami.
-Chuchnij - miałam z niego niezły ubaw. Zaczęłam się śmiać. Chuchnęłam, chociaż wiedziałam, że nic nie piłam.
-Jejku, nic nie zażywałam, po prostu nie wiem, czego mam w ogóle szukać i po co my tu jesteśmy. Czuję, jak na siłę próbujesz mi umilić czas.
-Szukamy sukienki dla ciebie na osiemnastkę, ponieważ twierdzisz, że nie masz się w co ubrać. - pogłaskał mnie po głowie, co delikatnie mnie uspokoiło.
-Ale ja żartowałam! Jak mogłeś nie wyczuć sarkazmu? Auć.- dotknęłam się w miejsce serca i zrobiłam smutną, teatralną minę. Poza tym, jakbym chciała sobie coś kupić, to nie prosiłabym cię o pieniądze.
- Trudno. Chodź. - machnął ręką i wyszedł z wnęki.
-Wolałbym pójść z tobą na randkę, niż chodzić po tych sklepach. - wymamrotałam cicho pod nosem, nadal krzyżując ręce jak zadudrana ośmiolatka, aż chłopak znów się odwrócił.
-Mówiłaś coś? - spytał, na co mu zaprzeczyłam, spuściłam ręce, po czym weszliśmy do kolejnego sklepu z ładną odzieżą, gdzie oko wpadła mi piękna grafitowa sukienka z tiulowym, rozkloszowanym dołem, z dekoltem typu serek oraz druga, kremowa z kwadratowym dekoltem i delikatnie bufiastymi rekawami, a jej dół był różowo - szary oraz nie taki rozkloszowany i długi jak we wcześniejszej, a raczej bardziej prosty i mniej więcej przed kolano, a dokładniej do połowy uda. W oczy wpadła mi jeszcze z białym gorsetem i błękitnym dołem, ale nie było mojego rozmiaru. Przymierzyłam obydwie, a Aaron wybrał tą drugą, jasną. Osobiście twierdzę, że wyglądam w niej trochę blado i lepiej bym się prezentowała w czymś, co ma odcienie kawowe, brązowe bądź kremowe:
- Wyglądasz w niej tak delikatnie, ale kobieco.

Zdjęłam ją i dałam do zapłaty. Myślałam, że jest droższa, ale to dobrze, że nie. Chłopak zapakował ją do pięknego pudełka. Następnie wybrałam czarne botki z kryształkami, które musiały jakoś przełamać tą obrzydliwą słodycz swoim buntowniczym pazurem. Kiedy ja przymierzałam buty, Aaron gdzieś zniknął, lecz zostawił mi kartę, co świadczyło o jego odwadze, ponieważ chyba nikt normalny nie zostawia dziewczynie takich rzeczy w centrum handlowym
Czekałam na niego przed sklepem, aż przyszedł:
-Kupiłaś wszystko? - spytałał, wyjmując jedną dłoń z kieszeni.
-Tak, możemy jechać. - skierowaliśmy się w stronę parkingu w ciszy, lecz w pewnym momencie wydusiłam z siebie, łapiąc go za dłoń. - Oddam ci te pieniądze.
-Nie musisz. - promiennie skierował uśmiech ku mnie.
-Nalegam. Chociaż połowę. - chwyciłam go za rękę, którą przed chwilą delikatnie wyrwał, by założyć okulary przeciwsłoneczne, powodując przy tym, że skupił na mnie swój wzrok.
-Mówię, że nie musisz, bo i tak ich nie przyjmę. Masz jakieś nakrycie na sukienkę? Nie wiem, na przykład futro?
- Po co mi futro? Do sukienki jest dodane palto. - delikatnie się zaśmiałam.
-Alex! Jest listopad! - powiedział, jakby to, o czym mówi, miało być oczywiste.
-Początek października jakbyś chciał wiedzieć, poza tym mam w domu płaszcz! Chodźmy do auta.
W samochodzie podarował mi piękne zamszowe, czerwone pudełko, a w środku była cienka, srebrna bransoletka z malutkimi, różowymi oraz białymi kamyczkami na środku:
- To taki prezent od serca. Wszystkiego najlepszego!
- Dziękuję! Ale za co? - wtuliłam się w jego ramiona w ramach podziękowań-
Nie robisz za wiele? Pamiętasz w ogóle, że my udajemy? - na ostanie słowo, posmutniał. -Jesteś rozrzutny... Mimo, że mówię, że nie musisz tego robić, na siłę mnie uszczęśliwiasz i wydajesz majątek.
-Moi rodzice zarabiają tyle co dziesięć minut. - odpowiedział bez emocji, wkładając kluczyki do stacyjki.
-To zacznij szanować ich ciężką pracę. Nie chciałam cię urazić. Bardzo dziękuję za te piękne prezenty, bransoletka jest prześliczna, ale jednak uważam, że trochę przesadzasz.
-Postaram się naprawić swoje przyzwyczajenie.
Zapomniałam, że nie jesteśmy sami w aucie, dlatego pewnie też Aaron nie podniósł na mnie głosu w stylu NIE BĘDZIESZ MI MÓWIĆ, JAK MAM ŻYĆ. Może on jeszcze nie nauczył się takiego szacunku do pieniędzy, gdyż dostaje je zawsze na zawołanie, a sam nie musi na nie pracować. Nie umiałabym tak marnować pieniędzy. W drodze powrotnej w aucie leciał rap, ale nawet znośny. Miałam ochotę porozmawiać z chłopakiem na osobności, lecz towarzysząca nam dwójka z tyłu samochodu uniemożliwiała to, powodując mój wstyd:
-Powiedziałeś mu? - wyszeptałam prawie niesłyszalnie, nie odwracając głowy.
-Jeśli chodzi ci o jego towarzyszkę, to tak, powiedziałem, lecz nic sobie z tego nie robi a jedynie zwyzywał mnie od zazdrośników. Idiota. - odpowiedział mi cichym głosem, zerkając na jezdnię.
Odwróciłam głowę w kierunku pozostałych pasażerów, zerknęłam na nich z pogardą i fałszywie się uśmiechnęłam. Odwróciłam się w stronę szyby i westchnęłam z miną "zwariuję".

Hej! Przekonałam się i udostępniłam ten nieszczęsny rozdział przepełniony cringem. Napisałam go dawno temu i średnio mi się podoba, ale też nie mam weny, by zabrać się za poprawianie. Możecie ujrzeć cząstkę tego, co miałam wtedy w głowie (xd). Obiecuję, że następna część będzie o wiele lepsza i zostanie wysłana już niedługo! Miłego dnia!

Pojutrze [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz