Pov. Aaron
Siedziałem na ławce, gdyż miałem teraz okienko. Przeglądałem Instagrama, jak to mam w zwyczaju robić w czasie wolnym. Zauważyłem moją ukochaną blondynkę z lekkim uradowaniem na twarzy. Na korytarzu aktualnie panowała cisza, przed chwilą zaczęła się kolejna lekcja:
-Nie masz teraz wf? - spytałem jej, odwracając wzrok od telefonu. Dziewczyna w odpowiedzi wyjęła z kieszeni świstek papieru i w zabawny sposób nim pomachała. Usiadła, odłożyła plecak na podłogę i oparła o mnie głowę.
-Jak tam? - spytała, otwierając podręcznik do języka polskiego na stronach o epoce romantyzmu.
-Jakoś żyję, więc jest OK. - westchnęła na moje słowa.
-Idziemy dzisiaj na te łyżwy? - spytała, przekładając stronę.
-Myślę, że nie. Jesteś chora. - machnęła ręką.
Wstała, poprawiła swoją bluzę, schowała podręcznik i ruszyła w stronę górnych schodów. Podążyłem za nią. Tak jak myślałem, poszła do biblioteki. Wypożyczyła książkę i usiadła na pufie w zakamarku między półkami. Przez to, że w na poddaszu szkoły zawsze jest ciepło, a na dodatek kaloryfery grzeją, jak mają w zwyczaju w tych porach roku, biblioteka to najbardziej przytulne miejsce w tym budynku. Zawsze jest cicho, z dala od nieciekawych ludzi. Jestem pewny, że dziewczyna spędzałaby tutaj całe dnie, siedząc między regałami, blisko kaloryfera i pochłaniając książkę jedna za drugą. Usiadłem na przeciwko uroczej blondynki. Wyszukała potrzebne informacje i zrobiła im zdjęcie. Wtuliła się w swoją czarną bluzę z kapturem, przymknęła oczy, poprawiła kucyka i oparła głowę o ścianę. Wyglądała na spokojną, ale także zmęczoną. Rozmawialiśmy ze sobą po cichu, by nie przeszkadzać obecnym w bibliotece. Alex mówiła przez nos, którym ciągle dmuchała w chusteczki. Widzę, że dziewczyna się męczy, chociaż nie chce tego przyznać. Skarży się na doskwierający ból głowy. Mimo moich nalegań, by została w domu, uparta blondynka nie dała za wygraną i stwierdziła, że nie odpuści sobie wypadu na łyżwy.
Przyjechałem po nią po lekcjach. Weszła do auta w wełnianej, białej czapce oraz grubym szaliku. Na ramieniu miała łyżwy figurowe w tym samym kolorze. Na jej ustach widniała czerwona pomadka podkreślająca kształt jej pełnych ust, kontrastująca z garderobą na głowie. Po parunastu minutach byliśmy na miejscu. Znaleźliśmy się na tafli lodu. Dziewczynie towarzyszył niesforny uśmiech. Zacząłem się przed nią popisywać moimi średnimi wyczynami. Aleksandra nie raz się wywróciła, ale nawet przy upadkach jej szczery uśmiech widniał na bladej buzi. Jeździliśmy między ludźmi, trzymając się za ręce. Ona czuła się pewniej, a ja rozanielony. Twierdzi, iż nie jeździła na łyżwach jakieś dwa lata. Cieszyła się jak dziecko. Nawet to było zabawne, jak już nabrała pewności siebie, a potem niecelowo kierowała się do upadku i by tego nie zrobić, łapała mnie w pasie i utrzymywała równowagę. Jak zwykle się śmialiśmy. Jasne włosy dziewczyny uciekały spod czapki i tworzyły uroczy nieład. Ponażekaliśmy na szkolę, a szczególniej na panią z matematyki, brak wolnego na spanie i w jej przypadku czytanie książek, a w moim uprawianie sportu. Dawno nie słyszałem tak donośnego, uroczego i prawdziwego śmiechu na moje słowa. Za to głównie uwielbiam tą blondynkę. Za szczerość i otwartość.
Wyszliśmy po godzinnej ślizgawce. Weszliśmy do kawiarni i zamówiliśmy po kawie na wynos. Dziewczyna objęła palcami moją dłoń i splotła je razem, po czym pokierowała do wyjścia. Na zewnątrz panował jesienny chłód pogłębiony szarością chmur. Zbierało się na ponowny deszcz. Wszelakie liście zmieniły swój kolor ostatecznie na brązowy i leżały na jezdni przygniecione pozostałościami po kałużach. Alex odwróciła się do mnie przodem, zbliżając się i nadal nie puszczając ręki:
-Dzięki za świetny dzień.
-Też się bardzo dobrze bawiłem. Przy tobie się zwyczajnie nie da nudzić. Nadal sądzę, że powinnaś jednak zostać w domu i zdrowieć. - uroczo przewróciła oczami.
-Och, no trudno. Muszę ci to jakoś wynagrodzić. - patrzyła mi głęboko w oczy. Jej wzrok był tak bardzo przeszywający i żywy mimo słabego stanu zdrowia.
-Myślę, iż starczy pocałunek. - odpowiedziałem sarkastycznie. Alex już pochyliła się ku mnie i stanęła na palcach, a jej usta wygięła w delikatny dziubek. Miała mnie pocałować, lecz nagle się odsunęła, a jej mina wyglądała tak, jakby mnie na czymś przyłapała.
-Cwany jesteś, lecz nie. Narzekasz, że jestem chora, jeszcze cię zarażę i co wtedy będzie? - sarkastycznie odpowiedziała.
-Ta, nagle teraz te słowa wbiły ci się do głowy. Zabawne. - objąłem ją wolna ręką w talii i zbliżyłem bardziej ku sobie. Miałam zamiar dać jej całusa w rozpalone czoło, lecz blondynka wychyliła głowę i mój pocałunek skończył na jej lekko suchych ustach.
-Matko, co się z nami dzieje. - zaśmiała się. Nasuwała mi się odpowiedź "kochamy się", lecz zostawiłem ją jedynie dla siebie. Wzruszyłem jedynie ramionami i uśmiechnąłem się.
-Może mnie zaraziłaś samą swoją obecnością?
-Niewykluczone. - pokręciłem zlitowanie głową i poszłem w kierunku auta. Pojechaliśmy do swoich domów. W radiu leciała przyjemna muzyka, choć raz nie były to te ze znanego nam na pamięć schematu lecących w kółko dziesięciu piosenek i reklamach trwających pół jazdy. Odwiozłem Alex pod samą furtkę oraz pożegnałem się z nią. Pomachała mi przez szybę, otwierając drzwi do mieszkania.Pov. Alex
Wróciłam uradowana do domu. Odłożyłam łyżwy, a telefon podłączyłam do ładowania. Zmyłam resztki makijażu i wybrałam się na górne piętro mieszkania, by zrobić sobie herbatę albo kolację:
Nie zapomniasz się, młoda panno?- zaczepiła mnie mama, wraz z moim przejściem przez salon.
-O co chodzi? Coś źle zrobiłam? - spytałam, zatrzymując się i biorąc solone paluszki do ręki.
-Spójrz na zegarek. - faktycznie, już po godzinie 20.
-I co w związku z tym?
-Nie sądzisz, iż jest już późno na spacery? W dodatku z chłopakiem?
-Myślę, że trochę wyolbrzymiasz całą sytuację, ponieważ gdy spotykam się z Hanką i wracam o wiele później, jakoś nie masz nic przeciwko. - widziałam, jak ją zatkało, lecz to prawda. Gdy wychodzę wraz z Hannah, nie ma mnie pół dnia w domu, w dodatku wracam po zmroku, a mama jedynie pyta, jak było. Gdy dowiedziała się, że poszłam z Aaronem, od razu zmieniła tryb "wyluzowana mama" na "opiekuńcza matka".
-No dobrze, ale ja nie wiem, co to za młodzieniec i co z nim wyprawiasz. Podobno ostanio był u nas w domu.
-Okej, wyluzuj. Po pierwsze, skąd wiesz, że wyszłam z Aaronem, po drugie, nie było go u nas w domu, więc przepraszam bardzo, lecz dlaczego tak twierdzisz?
-Szymon mi powiedział. - przewróciłam wzrokiem. No tak, mogłam się domyślić. Przecież nie trzyma języka za zębami. Poza tym ostatnio mój kochany szatyn sam by nie wiedział, gdzie mogę być. Jedynie Szymon znał miejsce moich schadzek. - Mi chodzi o to, że nie pochwaliłaś mi się, iż się zakochałaś i masz chłopaka!
-Aaron nie jest moim chłopakiem. - po części skłamałam, ale jak miałabym powiedzieć, że udajemy związek, gdyż jesteśmy dziwni i oboje boimy się sobie powiedzieć realne emocje. Dziękuję, mamo, iż spowodowałaś u mnie wieczorne wyrzuty sumienia, które będą męczyły mnie dzisiejszej nocy. - To dobry kolega, mogę nawet go nazwać przyjacielem.
-Jasne, jasne. - zwyczajnie olała me słowa. - Chciałabym go kiedyś poznać. - usiadłam na kanapie koło niej i wzięłam łyk soku. - Zabezpieczacie się chociaż? - zakrztusiłam się z wrażenia napojem.
-Mamo, przed chwilą ci mówiłam, że nie mam chłopaka.
-Czuję, iż coś przede mną ukrywasz. Już rozmawiałyśmy na temat zbliżenia, ale na wszelki wypadek powtórzę. - zaczęła mówić o narządach rozrodczych, a następnie zrobiła półgodzinny wywód o seksie, prezerwatywach, tabletkach antykoncepcyjnych i tak dalej. Jakby nie miała dość kilkunastu godzin w swojej pracy w gabinecie ginekologicznym. Nie mam jej tego za złe, po prostu się o mnie martwi. Bezpotrzebnie, lecz i tak to doceniam. Cieszę się, iż u nas seks i tym podobne, nie są tematem tabu.
Podziękowałam jej za pouczającą rozmowę, którą znam na pamięć i wyszłam do kuchni, by zrobić sobie Gripexa. Czułam, że powinnam posłuchać opiekuńczego Aarona i mogliśmy nie iść na łyżwy, mimo iż bawiłam się z nim świetnie, z resztą jak zwykle. Doskwierał mi silny ból głowy, było mi jednocześnie gorąco i zimno, w dodatku z nosa spływał mi gęsty katar zatykający obie dziurki oraz nieodłączny kaszel gruźlika. Jestem najwyraźniej dziwną osobą, która nienawidzi brać wolnego i ucieka od zaległości i zmartwień rodziny czy przyjaciół. Rodzicielka, słysząc mój kaszel, przyszła również do pomieszczenia, w którym aktualnie przebywam:
-Matko, Ola, jesteś chora? Czemu nic nie mówisz? - przyłożyła mi rękę do czoła, popatrzyła na mnie opiekuńczym wzrokiem i wyjęła z górnej półki stary termometr, którym zmierzyła mi temperaturę. Ukazał 37,9°C. Świetnie. - Weź to i to - podała mi masę tabletek. - jeśli ci się nie polepszy, w poniedziałek nie pójdziesz do szkoły. - chciałam zaprotestować. - Teraz idź do łóżka, ubierz gruby sweter i dresy, musisz się wypocić. - pokiwałam głową, zabrałam opakowania i zeszłam do pokoju, w którym aktualnie wyglądało jak po wojnie secesyjnej.
Wzięłam błękitnego laptopa na kolana, by zrobić wpis na blogu, a późnej włączyłam sobie serial, przy którym zasnęłam pewnie z otwartą buzią. Całą noc śniły mi się słowa mojej mamy oraz sytuacje z Aaronem. Z jednej strony chciałam się wybudzić i mieć o czymś innym, a z drugiej mogłabym tak spać i rozmyślać o tym chłopaku w nieskończoność.Hej! Dzisiaj taki spokojny rozdział. Chciałam dodać coś lekkiego między poprzednim, a następnym rozdziałem. Powoli zbliżamy się do ważnego momentu (moim zdaniem zbyt szybko). Nie przedłużam, życzę miłego dnia!
Julia
CZYTASZ
Pojutrze [ZAWIESZONE]
Romance~Wraz z pójściem do liceum mamy dla siebie mniej czasu i widujemy się jedynie na korytarzu bądź w ławce, co nie przeszkadza mi w dużej mierze, bo nadal się bardzo dobrze dogadujemy, tylko teraz, w świetle upragnionej już przez nas szesnastki, tak ja...