Idzie ciemnym korytarzem. Na jego końcu migocze światło. Kiedy zbliżył się do końca i uchylił drzwi jego oczom ukazała się scena bitwy. Wielka sala wypełniona śmierciożercami i walczącymi z nimi czarodziejami. Wszędzie świstały kolorowe światła. W większości zielone. Same w sobie wyglądały by urzekająco gdyby nie fakt, że były to zaklęcia niewybaczalne. Harry rozpoznał wiele znajomych twarzy, teraz trudnych do poznania z rządzą mordu w oczach. Patrzył jak te znajome twarze jedne po drugich, zastygają w szoku ugodzone avadą. Cedric. James. Lily. Syriusz... Harry cały czas stoi bezradnie, sparaliżowany strachem i bólem. Gdy umiera ostatnia osoba obraz się rozmywa.
Kolejny. Często nie były to prawdziwe sceny, ale tak samo straszne. Harry znowu budzi się z krzykiem, zalany potem i z bolącą blizną. Przypomina mu to tylko że koszmar w którym żyje jeszcze się nie skończył. Dalej może narażać osoby, które przez niego zginą.
Na szczęście przed snem pamiętał o zaklęciach wyciszających. Nie zbudził nikogo i nikt nie zadawał niezręcznych pytań. Nie potrzebował niczyjej troski. Nie zasługiwał na to.
Słońce było już widoczne nad horyzontem. Postanowił wziąć zimny prysznic i o wszystkim zapomnieć. Było zbyt wcześnie na śniadanie, więc po ubraniu się, zgarnął książkę do opieki nad magicznymi stworzeniami, która była dzisiaj pierwszą lekcją. Usadowił się na kanapie koło kominka w pokoju wspólnym Gryffindoru i zaczął czytać. Była to prawdopodobnie jego ulubiona lekcja i uczenie się do niej sprawiało mu przyjemność.Jego plan lekcji w tym roku był wyjątkowo niefortunny. Miał pełno połączeń ze Ślizgonami. Zastanawiało go to bo wszyscy nauczyciele wiedzą, że oba te domy skaczą sobie do gardeł na każdej wspólnej lekcji. Harremu też się to nie uśmiechało, bo najwyraźniej Malfoy nie zmienił podejścia do niego i zamierzał go męczyć przez kolejny rok. Harry po ostatnich wydarzeniach zobojętniał na to co się wokół niego dzieje, ale zdecydowanie przeszkadzały mu docinki jego wroga. Zawsze potrafił trafić w najbardziej bolesne punkty. Postanowił być zupełnie pasywny wobec zaczepek Ślizgonów i nie plątać się w kłopoty.
Po skromnym śniadaniu z przyjaciółmi, udał się na lekcje.Rozchmurzył się nieco na widok Hagrida.
- Siemasz Harry! Hermiona, Ron, jak tam u was? Cholibka, jeszcze wcześnie, wejdziecie na herbatkę? -
Specjalnie przyszli wcześniej właśnie z takim zamiarem, dawno się nie widzieli z Hagridem.
Po miłej pogawędce wyszli pomóc Hagridowi przygotować lekcje, a właściwie to patrzeć jak wyciąga klatkę z dziwnym zwierzęciem i kładzie je na trawie. Spojrzeli na niego pytająco z pewną obawą. Powiedział tylko z uśmiechem, że przed lekcją im nic nie zdradzi i muszą poczekać na wyjaśnienia.Chwilę później naburmuszeni Ślizgoni przyszli razem z łypiącymi na nich groźnie Gryfonami. Okazało się że dziwne stworzenie to Lunaballa. Hagrid pokazał je wszystkim żeby widzieli. Stworzonko miało około metra wysokości, budową przypominało żyrafę, na końcu długiej szyji miało małą główkę i duże wyłupiaste oczy, jej barwa była niebiesko srebrzysta. Hermiona oczywiście odpowiedziała bezbłędnie na pytanie co to za stworzenie. - To Lunaballa. Jest nieśmiała i mieszka w norach pod ziemią, z których wychodzi tylko podczas pełni. Jeśli komuś uda się zebrać jej łajno przed wschodem słońca i rozsypać na grządki, rośliny będą bardzo szybko rosnąć. Dodatkowo potrafi wyczuwać więź między ludźmi. Robi to, podchodząc i trącając nosem dane osoby. Jeśli się ją oswoi jest bardzo przyjazna. - odetchnęła głęboko po skończonej wypowiedzi na jednym tchu. Zarumieniła się skromnie za zdobyte dziesięć punktów dla Gryffindoru.
Tak więc, wszyscy po kolei podchodzili pogłaskać Lunaballę, która stopniowo zaczęła się przyzwyczajać i przestała wciskać się w róg klatki. Harry zagapił się rozmową z Ronem i musiał stać na końcu kolejki uczniów z jego domu, za nim stali już Ślizgoni. Oczywiście Malfoy musiał stać pierwszy i co chwila szeptać złośliwe uwagi, tak aby Harry je słyszał. Kiedy przyszła jego kolej, arystokratyczna Fretka przepchnęła się do klatki strącając mu okulary. Harry odetchnął głęboko starając się uspokoić i podniósł okulary.
- Malfoy, uważaj gdzie chodzisz, nie chcesz chyba żeby ubrudziła ci się szata kiedy cię ktoś odepchnie.-
mówiąc to wszedł na swoje miejsce przed chłopakiem i zaczął głaskać żyrafkę, która łypała niespokojnie to na jednego to na drugiego. Draco oczywiście nie dał za wygraną i podszedł do klatki próbując odepchnać bliznowatego.
- Chyba sobie żartujesz?! Ja tu byłem pierwszy! - przepychając się, nawet nie zważali na stworzenie, które nagle wydało piskliwy, melodyjny odgłos i stanęło jak wryte. Chłopcy znieruchomieli, a Lunaballa korzystając z tego momentu podeszła do nich i musnęła delikatnie noskiem, najpierw Harrego, potem Draco. Odskoczyli obaj jak oparzeni. Reszta klasy zaciekawiła się co się dzieje i podeszła bliżej. Hagrid również.
- Harry co się stało? - zagrzmiał Hagrid łypiąc groźnie na Malfoya, który nie raz zakłócał jego lekcje.
- Nic, nic ona.. eee.. - Harry nie wiedział co powiedzieć. Przestraszył się słodkiego zwierzęcia bo zaczęło śpiewać i go powąchało?
- To coś próbowało nas ugryźć! - wrzasnął Malfoy. W Harrym się wzburzyło, ale nie wiedział co powiedzieć, więc tylko pokiwał lekko głową. To była najbezpieczniejsza wersja. Malfoy tylko uniósł lekko brew, ale nie skomentował. Hagrid uspokoił Malfoya, który jak zwykle wyolbrzymiał zdarzenie i rzucił powątpiewające spojrzenie Harremu. Reszta lekcji minęła bez zakłóceń tak jak reszta dnia.
CZYTASZ
The Potion
Fanfiction~~~ - Dlaczego akurat ja? - jasnowłosy ślizgon stał, na przeciwko lustra, wpatrując się w swoje odbicie. Nie wiedział już, kim jest. Podkrążone, czerwone od płaczu oczy, straciły swój dawny błysk. Zatracony w swych myślach, zapomniał o spotkaniu. O...