Jest zimno. Wszystko go boli. Czuje metaliczny posmak w ustach. Po uchyleniu powiek, widzi parę swojego oddechu, a dookoła ciemność. Podnosi głowę, odklejając policzek od lodowatej podłogi. Niedaleko przed nim majaczą cienie mrocznych postaci. Słychać kroki. Ciężki but przygniata go z powrotem do posadzki.
-Wybierasz się gdzieś, Potter?- Na dźwięk tego głosu Harrego przeszywa ukłucie żołądka, doskonale go zna. Ta myśl otrzeźwia. Rozgląda się uważniej. Spore pomieszczenie z wysokim sklepieniem pogrążone w mroku. Tyłem do niego umieszczono fotel, z nad którego dostrzega, białą, niemal świecącą czaszkę. Fotel obraca się. To on. Strach i nienawiść jednocześnie zlewają się w jego ciele. Próbuje się podnieść, ale przytrzymujący go but mu to uniemożliwia.
- Daj wstać naszemu gościowi, Draconie. Wstydziłbyś się za taki brak manier. - Ciężar na jego plecach momentalnie ustępuje. Słyszy szybki urywany oddech. Podciąga nogi i powoli wstaje do pozycji stojącej. Za fotelem stoi kilka Śmierciożerców. Obok niego w odstępie kilku metrów, Draco. Nie zdążył nic powiedzieć.
-Crucio!- Stara się stać prosto, ale im bardziej się opiera tym bardziej ból rozdziera go od środka. Łzy spływają mu po policzkach. Może płakać, ale nie krzyknie, zaciska usta. Upada na kolana ze spuszczoną głową. Nagle ból znika. Patrzy nienawistnie na Voldemorta, ale on skupia się na czymś innym. Malfoy pochyla się w kącie i płacze. Jego szloch brzmi tak samo jak ten w łazience.
Harry obudził się w piątek nad ranem. Na twarzy czuł jeszcze zaschnięte łzy. Co to był za sen? W głowie miał mętlik. Jeszcze nigdy nie miał tak realnego snu, ani nie śnił mu się Malfoy. Ten dzień zapowiadał się po prostu świetnie.
Przeleżał jeszcze kilka godzin, ale w końcu się poddał. Zebrał się i wyjął swoją miotłę do quidditcha. Jego poranny trening miał się zacząć za godzinę, więc postanowił się trochę rozgrzać wcześniej. Ruszył do szatni, przebrał się i wyszedł na boisko. Na trybunach nie było nikogo. Rozglądnął się jeszcze po błoniach, aby upewnić się, że jest sam. Wsiadł na miotłę i odbił się najmocniej jak potrafił. Poszybował w górę i dał ponieść się Błyskawicy. Zamknął oczy rozkoszując się powiewem wiatru we włosach. Szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy, krzyknął z radości i zaczął się śmiać. Uczucie lotu było najwspanialszym uczuciem, jakie znał. Zawsze pozwalało mu zapomnieć o świecie. Potrzebował tej chwili od bardzo dawna. Nie przyznawał się do tego przed sobą, ale dzisiejszy dzień go stresował. Postanowił spróbować dotrzeć jakoś do Malfoya. Ten chłopak unikał posiłków i bywał tylko na najbardziej istotnych lekcjach, opuścił raz nawet eliksiry. Jego wewnętrzny Gryfon mówił mu, że trzeba mu jakoś pomóc, bo dzieje się coś złego. Wiedział, że to jego wróg od lat, ale przecież każdy jest człowiekiem. Poza tym jego nemezis od dawna nie wykazał się porządnym wyzwiskiem lub chociaż ciętą ripostą. To było najbardziej niepokojące z wszystkiego. Hermiona chyba zauważyła rozterki Harrego i próbowała go podpuścić, żeby coś jej powiedział, ale za bardzo bał się do tego przyznać. Nie wiedział jak Ron zareaguje na wiadomość, że Harry martwi się o osobę, której nazwisko od dziesięcioleci drwi z rodziny Weasleyów. Jego przyjaciel był wybuchową osobą, ale po jakimś czasie potrafił zrozumieć lub przyznać się do błędu. Harry nie wiedział czy tym razem nie wymagałby za dużo od rudowłosego. Pomijając, że jego sława i reputacja prawdopodobnie nie utrzymałyby się pod takim ciężarem. Nie zależało mu na nich, ale wolał nie zwracać na siebie uwagi. Miał wystarczająco szeptów na korytarzach przy każdym najmniejszym artykule w Proroku Codziennym na jego temat.
W ten sposób minął poranek, a lekcje przeleciały z prędkością ściganego Znicza. Po obiedzie udał się do dormitorium. Do siedemnastej pozostało jeszcze trochę czasu. Wiedział, że nauka nie ma sensu, nie będzie potrafił się skupić. Usiadł ciężko na łóżku i zaczął coś rozważać. Sięgnął do kufra i wygrzebał Mapę Huncwotów. Zawahał się i zasunął czerwone kotary łóżka. Nie zdążyłby jej schować gdyby ktoś nagle wszedł. Rozłożył pergamin na kolanach po czym stuknął delikatnie różdżką.
-Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.-Mruknął. Przed jego oczami ukazał się dokładny plan Hogwartu. Przeszukał go wzrokiem i westchnął, kiedy znalazł kropkę, której szukał. Malfoy był już w Pokoju Życzeń. Co ten Ślizgon tam robił tak długo przed czasem? Przyjść wcześniej czy poczekać do umówionej godziny?
-Koniec psot.- Mapa wpadła do kufra, a drzwi dormitorium trzasnęły.
Stojąc pod ścianą, gdzie miały pojawić się drzwi do pokoju, Harry zamarł. Co on do cholery wyprawia? Potrzebował wymówki. Wejdzie tam i powie, że akurat przechodził i chciał tylko zaglądnąć. To żałosne. Ah pieprzyć to.
Chcę wejść do pokoju, w którym jest Malfoy. Chcę wejść do pokoju, w którym jest Malfoy. Chcę wejść do pokoju, w którym jest Malfoy.
Drzwi pojawiły się i Harry delikatnie nacisnął klamkę. Otworzył się przed nim piękny pokój. Po obu jego stronach stały kolumny zakończone łukami przy suficie. Wspinały się po nich rzeźbione, kwieciste zdobienia. Przeważały zimne, stonowane barwy, a meble były w kontrastowym jasnoszarym kolorze. Na środku stał stół z dwoma krzesłami. Na przeciwległej ścianie znajdował się kominek ze słabym płomieniem. Przy ścianach, w każdym możliwym miejscu stały szafki, półki i stoliki z alchemicznymi przyborami oraz książkami. Tyłem do drzwi, na przeciwko kominka siedział Malfoy, wygodnie ułożony na kanapie. Właściwie to leżał. Drobna, czarna książka unosiła się wraz z jego miarowym oddechem na klatce piersiowej. Harry po cichu zbliżył się do śpiącego chłopca i przyglądnął mu się. Brwi miał zmarszczone i był delikatnie spocony jakby mu się coś śniło. Po chwili zaczął coś mamrotać.
- Nie... Nie, proszę... Nie chcę go!- Zmarszczka na czole pogłębiła się, a na twarzy pojawił się grymas bólu. Harry nie mógł się dalej przyglądać. Sięgnął przez kanapę i chwycił Ślizgona za ramiona, delikatnie potrząsnął. Jego twarz nie zmieniła wyrazu.
-Malfoy..-Szare oczy gwałtownie się otworzyły. Wystraszony, cofnął się w głąb kanapy jak przestraszone zwierzątko. Przetarł oczy, zamrugał i skrzywił się.
-P-potter? Co ty tu robisz?- Spojrzał na zegarek. -To jeszcze nie ta godzina. Jak śmiesz tu przyłazić i mnie budzić?- Jego głos nie był pewny jak zawsze, drżał.
-Chyba miałeś koszmar, mówiłeś coś przez sen. I mógłbym spytać o to samo, co ty tu robisz tak wcześnie?- Dracon odwrócił wzrok na wzmiankę o śnie. - Ja... ja przebywam tu częściej niż tylko podczas kiedy zaszczycasz ten pokój swoją obecnością. Nie wszystko kręci się w okół ciebie, Potter.- Rzeczywiście, Harry dostrzegł łóżko w kącie za jedną z kolumn. Malfoy musiał tu chwilowo zamieszkać na co wskazywało kilka szuflad na ubrania i inne drobiazgi. Nie uszło jego uwadze, ominięcie tematu snu. Malfoy wstał i podszedł do stołu. Zaczął przygotowywać różne składniki. Książka, którą wcześniej strącił leżała teraz na podłodze przed kominkiem. Harry poszedł ją podnieść. Miała pustą, cienką okładkę. Po otwarciu na stronie tytułowej, zobaczył małe, pochyłe i bardzo ozdobne pismo. Draco Malfoy.
-Accio dziennik! Nie potrafisz utrzymać swojego wścibstwa w ryzach, co? Gryfogłupek.- Draco zmierzył go groźnym acz zmęczonym spojrzeniem. Wyglądał jakby uciekała z niego energia życiowa.
- Od kiedy Książę Slitherinu pisze pamiętnik jak nastolatka?- Zachichotał, na myśl o tym.
-To nie pamiętnik, to dziennik. Pomaga porządkować i organizować życie, ale ktoś taki jak ty, tego nie zrozumie.-
-Dobrze, dobrze. Nie będę nawet pytać, co tam tak porządkujesz- podniósł ręce w geście poddania się.
-Siadaj tu i nie gadaj tyle bo znajdziesz innego korepetytora.- Wykrzywił się w złośliwym grymasie. Harremu mocniej zabiło serce, od dawna nie widział tej miny. Aż mu jej brakowało. Podbiegł do krzesła i grzecznie usiadł jak podekscytowany szczeniak, uczący się nowych komend. Mógłby przysiąc, że zobaczył jak Draco maskuje delikatny uśmieszek. Harry był zdeterminowany wywołać ich więcej.
CZYTASZ
The Potion
Fanfic~~~ - Dlaczego akurat ja? - jasnowłosy ślizgon stał, na przeciwko lustra, wpatrując się w swoje odbicie. Nie wiedział już, kim jest. Podkrążone, czerwone od płaczu oczy, straciły swój dawny błysk. Zatracony w swych myślach, zapomniał o spotkaniu. O...