Draco zbudził się z rwącym bólem głowy. Za oknem było jeszcze całkiem ciemno, ale za względu na porę roku wiedział, że jest już poranek. Poczuł w ręce przedmiot i przypomniał sobie dlaczego tak go boli głowa. Noc w skrzydle szpitalnym spędził na studiowaniu eliksiru. Serpentendium. Z ksiąg ogromnej biblioteki w Malfoy Manor, pamiętał, że coś go zafascynowało w jego efektach. Oczywiście w nędznym Hogwarcie nie był w stanie się niczego dowiedzieć ponad program w tym temacie. Musiał jak najszybciej znaleźć się w domu. Nienawidził tej myśli, ale zdawała się mniejsza i nie tak odpychająca w danej chwili. Po prostu o tym nie myślał, bardziej potrzebował znaleźć te informacje. Miał złe przeczucie.Kiedy w końcu udało mu się wykraść pani Pomfrey, udał się prosto do lochów. Wpadł do dormitorium, naskrobał krótki list do Pansy, żeby nie podniosła alarmu, że zaginął i wyszedł z zamku. Na skraju lasu obejrzał się dookoła. Miękki, nienaruszony puch pokrywał błonia. Napawał się jeszcze chwilę tym przytulnym widokiem, wiedząc, że podświadomie odwleka moment deportacji. Wziął ostatni głęboki oddech, wszedł za drzewo i zniknął z cichym, charakterystycznym pyknięciem.
Rozciągnęła się przed nim rezydencja Malfoy Manor. Po jego plecach przebiegł dreszcz, ale dumnie uniósł podbródek jak na Malfoya przystało. Może nikogo wcale nie ma w domu i niepotrzebnie się przejmuje. Rozejrzał się po ogrodzie. Po ozdobnych pawiach nie było śladu. W zimie przebywają w ocieplanym pomieszczeniu, bo nie wytrzymały by chłodu. Szkoda, bo zawsze dodawały mu otuchy od kiedy był mały, były jedynym barwnym i przyjaznym elementem w jego domu. Rozważył jeszcze pójście i zajrzenie do nich, ale się rozmyślił. Musi to załatwić jak najszybciej. Nie chodzi tylko o jego komfort, ale o czas który może właśnie uciekać.
Szybkim krokiem dotarł do drzwi i nie pukając wszedł do środka. Na chwilę przystanął nasłuchując, ale nic nie usłyszał. Udał się do biblioteki, znał to miejsce na pamięć, więc automatycznie przeszedł do odpowiedniej sekcji. Gorączkowo przeglądał tytuły i przewracał stronice co bardziej obiecujących ksiąg. Czuł jakby zajmowało to wieki i coraz rozpaczliwiej przeszukiwał półki. W końcu odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył właściwą okładkę. Przewertował strony. Tak, to ta. Poczuł jak jego żołądek przewraca się na właściwe miejsce. Obrócił się napięcie i ruszył prawie biegiem z powrotem do wyjścia. Kiedy wyszedł z korytarza do głównego holu stanął twarzą w twarz z nikim innym jak jego ojcem. Serce zabiło mu mocniej, znak z jakiegoś powodu zapiekł. Dlaczego on w ogóle tu przyszedł dla tego idiotycznego Gryfona? Miał ochotę walnąć się w czoło książką, którą trzymał w rękach. Wyprostował się i popatrzył ojcu w oczy.
- Witaj Draconie, nie przywitasz się już nawet? Nie wspominałeś, że nas odwiedzisz.- Po skończeniu zdania zacisnął szczękę. Draco musiał się jak najszybciej wydostać. Wiedział, że źle to wróży jeśli nie ma matki w pobliżu. Już miał odpowiedzieć, kiedy nagle uderzyła go myśl i poczuł jak robi mu się gorąco. Jego ojca nie mogło tu być. Co jest do cholery. Mimowolnie zacisnął palce na różdżce w kieszeni.
Lucjusz Malfoy czekając na odpowiedź zaczął się zamazywać i powoli rozproszył jak mgła, a na jego miejscu zmaterializował się Voldemort. Draco mógł się domyślić. Skłonił głowę i czekał.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie, Draco.- Lodowaty głos odbił się echem po pomieszczeniu.
- Wybacz Panie. Potrzebowałem tylko dodatkowych źródeł informacji do nauki. Więcej się to nie powtórzy. -
- Ależ oczywiście, że nie. Twój znak wkrótce dojrzeje do swej pełnej funkcjonalności. Od tego momentu nie będzie możliwe żadne nieposłuszeństwo.- Rozciągnął swoje usta niemal pozbawione warg w odrażającym uśmiechu. - Do usłyszenia, Draconie.- Tak jak się pojawił, tak samo zniknął, rozpływając się. Draco zaczął się zastanawiać czy nie była to jakaś iluzja. Albo omamy spowodowane urazem głowy. Chyba nie doceniał potęgi czarnoksiężnika. Czując się obserwowany, co było prawdopodobnie tylko skutkiem jego wyobraźni, przekręcił żeliwną gałkę od drzwi. Kilka kroków przeszedł spokojnie, ale po chwili dobiegł do granicy, gdzie miał możliwość deportacji. Nie zastanawiając się, zniknął w niebieskiej smudze zagięcia czasoprzestrzeni.
Harry obudził się cały obolały. Nie przejął się tym jednak za bardzo, nie był to pierwszy raz. Było wiele wytłumaczeń, zbyt wiele, żeby się nad tym zastanawiać. Przeciągnął się i przeleżał jeszcze chwilę z zamkniętymi oczami. Kiedy zaczął powoli przysypiać, ocknął się gwałtownie i tym razem wstał z łóżka. Udał się do łazienki i zaczął przygotowywać do śniadania. Pochylając się do kranu, aby umyć twarz, jego plecy przeszył ostry ból. Wyprostował się z grymasem na twarzy. Patrząc w lustro obrócił się, aby profilaktycznie sprawdzić czy nic nie ma na plecach i oczywiście były czyste od urazów. Ubrał się i rozejrzał po dormitorium. Reszta chłopców jeszcze drzemała. Postanowił szturchnąć Rona kilka razy, aby zaczął się już budzić. Po bezskutecznych próbach zszedł po schodach do pokoju gościnnego. Tutaj również nie wiele się działo. Czyżby wstał tak wcześnie? Nie czuł się nawet zaspany. Drogę spędził na rozmyślaniu czy Malfoy jeszcze długo będzie zdrowieć.
Jego myśli jakby podświadomie przywołały blondyna, bo na wejściu do Wielkiej Sali o mało nie wpadli na siebie. Ślizgon nie wyglądał jakoś wyjątkowo ponuro czy słabo, więc dni męki Harrego zbilżają się ku końcowi. Chłopak aż zamrugał na swoje myśli. Nie wydawało mu się wcześniej, że tak uważa, a przynajmniej nie z tak pesymistycznym wydźwiękiem.
- W porządku, Potter?- Draco utrzymał formalny ton, ale nie konsternację w głosie. Harry spojrzał na niego i powoli kiwnął głową po czym udał się w stronę gryfońskiego stołu. Śniadanie upłynęło mu na pogrążeniu w zadumie. Wyrwał go dopiero trzepot skrzydeł. Hedwiga skubnęła go w ucho i wyciągnęła nóżkę z przywiązanym liścikiem. Na zwitku papieru widniało ozdobne pismo:
Dziś, 18:00, tam gdzie zawsze
D.M.
CZYTASZ
The Potion
Fanfiction~~~ - Dlaczego akurat ja? - jasnowłosy ślizgon stał, na przeciwko lustra, wpatrując się w swoje odbicie. Nie wiedział już, kim jest. Podkrążone, czerwone od płaczu oczy, straciły swój dawny błysk. Zatracony w swych myślach, zapomniał o spotkaniu. O...