Chłód. Jest bardzo zimno. Ból zaczyna promieniować od nadgarstków w górę przedramion. Otwiera oczy i ledwo widzi pod sobą posadzkę. Zdaje sobie sprawę, że klęczy w ciemności. Głowa jest ciężka, a powieki uparcie się zamykają. Wokół odbija się echem ciche syczenie. Sala jest pusta, ściany, podłoga i sufit są z niedbale okutego kamienia. Przed nim stoi postać, wysoka, smukła i wyprostowana. Emanuje pewnością siebie. Spod jej kaptura da się dostrzec platynowe kosmyki włosów. Kroki rozbrzmiewają w jego głowie. Czuje żelazny uścisk, który za ramię podnosi go do góry. Nie ma siły, aby podnieść głowę i spojrzeć kto to, ale wie, że to jego ojciec. Jego rękaw zostaje podciągnięty. Po chwili jego przedramię eksploduje od nagłego bólu. Zaczyna się wić i wyrywać, ale bezskutecznie. Różdżka czarodzieja rozdziera jego skórę i powoli nakreśla linie. Krzyk gubi się gdzieś w jego płucach i łzy napływają do oczu. Krew zbiera się na krańcach rozciętej skóry i kroplami spada na podłogę. Nagle ból ustaje. Draco spogląda na krwawy Mroczny Znak na swojej ręce.
Własny krzyk budzi jasnowłosego. Dysząc, pospiesznie podciągnął rękaw szaty. Czysta skóra. Z głębokim westchnięciem opada z powrotem na poduszki. Sufit stanowi tło dla jego pędzących myśli. Po chwili spostrzegł, że wciąż jest w szatach z poprzedniego dnia. Był tak zmęczony, że nie pamiętał nawet kiedy zasnął. Podniósł się i powlókł do łazienki. Brak odpowiedniego odżywiania na dłuższą metę osłabia go bardziej niż mógłby się spodziewać. Zimny prysznic pomógł mu się zebrać w garść, więc przebrał się w czyste ubranie. Z odrobiną nowej energii, postanowił coś przegryźć na śniadanie.
W wielkiej sali zauważył tylko kilku uczniów, było jeszcze wcześnie. Znajdowali się głównie przy stole Ślizgonów. Bardzo dobrze. Ktoś na pewno przekaże Pansy, że jadł, a ona go zostawi na jakiś czas w spokoju. Co dzisiaj jest? Sobota? Nie, wczoraj były eliksiry. Środa. Na tą myśl, o środku tygodnia, głowa opadła mu na przedramiona. Kilka osób popatrzyło na niego z niepokojem, ale nie miał siły się tym przejmować. Przegryzł kilka herbatników i innych zbożowych przekąsek, po czym wstał i ruszył w stronę Pokoju Życzeń. Wydawało mu się, że zostawił tam wczoraj swoje rzeczy niezbędne do lekcji.
Kiedy dotarł na miejsce rozejrzał się po pokoju. Bałagan. Aż go zmroziło. Malfoy nigdy nie zostawiał po sobie nieporządku. Jego ojciec powtarzał to zawsze, niezależnie czy dotyczyło to krwi i świadków czy rozrzuconych zabawek w pokoju. Rzucił się do biurka po drodze zbierając śmieci z podłogi. Po kilku minutach było idealnie czysto, a książki, które miał zabrać na lekcje, ułożone leżały w równym stosiku na stole. Odetchnął. Co się z nim do cholery dzieje? Było mu ciężko, ale nie mógł przez to zapominać kim jest. W zasadzie kim jest? Wewnętrzny konflikt ujawniał się na każdym kroku i miał już tego dosyć. Z jednej strony nie chciał być zmuszany do przyjęcia znaku, a z drugiej wyczerpanie emocjonalne powoli dyktowało mu obojętne podejście. Mógłby się na to zgodzić, aby mieć wszystko z głowy. Kim on jest żeby decydować o swoim losie i tym co się wydarzy. Kogo to właściwie obchodzi? Szpiegującego Pottera. Zaśmiał się gorzko na tą myśl. Nie zauważył nawet kiedy usiadł na kanapie i zasnął wpatrując się w kominek.
Harry bardzo chciał zobaczyć co z Malfoyem, ale jednocześnie bał się, że jakimś cudem wszystko zostanie odczytane z jego oczu. Czuł się jakby miał wypisane na czole "złodziej dziennika". Z ciężarem w klatce piersiowej poszedł na lekcje. Zielarstwo ze Ślizgonami oczywiście jako pierwsze. Na miejscu powitała ich pani Sprout. Zaczęła wesoło opowiadać coś o samosterownych śliwkach, kiedy Harry gorączkowo przeszukiwał tłum wzrokiem. Trwało to kilka dobrych minut zanim przestał się oszukiwać. Ten platynowy blond można było spostrzec praktycznie od razu i ewidentnie go nie było. Zaczął się zastanawiać i wymyślać powody nieobecności chłopaka dopóki Pansy nie szturchnęła go w ramię. Nawet nie zauważył, że się zbliżyła, ani że go wołała.
-Potter!- Syknęła już mocno zniecierpliwiona. - W końcu! Zawsze chodzisz z głową w chmurach? Musisz bardziej uważać, bo Czarny Pan cię załatwi, kiedy będziesz się tak zastanawiał co zjeść na śniadanie.- Harry tylko wzruszył ramionami, zdezorientowany nagłym wyrwaniem z zamyślenia.
-No nieważne. Wiesz może, gdzie jest Draco? - Harry aż spojrzał jej w oczy doszukując się sarkazmu czy kpiny.
- Skąd niby mam to wiedzieć? Właściwie właśnie się zastanawiałem...- Zdał sobie sprawę z tego jak to brzmi. Pansy uśmiechnęła się tylko szyderczo i uniosła jedną brew.
-Spędzacie ostatnio trochę czasu razem i pomyślałam, że może coś wiesz. Jak będziesz coś wiedział to daj znać kochasiu.- Widać było jak powstrzymuje się od śmiechu odchodząc. Rumieńce paliły policzki Harrego. Rozglądnął się szybko czy nikt nie usłyszał ich rozmowy albo nie widział jak rozmawia ze ślizgońską dziewczyną. Napotkał wzrok Hermiony. W pierwszej chwili jego żołądek przeszyło ukłucie strachu, ale zrozumiał że spojrzenie było ciepłe. Nie drążyło w nim dziury ani nie żądało wytłumaczenia. Uśmiechnęła się lekko i odwróciła, aby słuchać dalej profesorki. W środku odetchnął z ulgą. Nie zdawał sobie sprawy, że był spięty.
Reszta lekcji minęła w oka mgnieniu i ani się spostrzegł, kiedy był na obiedzie. Draco wciąż nigdzie nie było. Może zorientował się, że dziennik zniknął i teraz przeszukuje każdy milimetr swojej komnaty? Harry znowu poczuł się gorzej na tą myśl. Nie zdążył wiele zjeść, zanim pędził już do wieży Gryffindoru. Po drodze jednak zmienił zdanie i postanowił pójść prosto do Pokoju Życzeń, w końcu Ślizgon spędzał tam najwięcej czasu. Kiedy pojawiły się drzwi i chwycił za klamkę, dopadły go wątpliwości. Znowu bał się, że Malfoy wszystkiego się domyśli. Harry nie chciał rujnować tej odrobiny zaufania, którą zdążyli uprzednio zbudować. Niezrozumiałe uczucia kłębiły się wokół jego osoby i może usprawiedliwiał się swoją osobowością, która wszystkim chce nieść pomoc, ale było to coś więcej. Zaczęło mu na nim zależeć. Ta myśl go dogłębnie uderzyła, nie chciał sobie wcześniej jej uświadamiać. Odskoczył jak oparzony od klamki i wrócił do dormitorium. Nie mógłby rozmawiać z Malfoyem w takim stanie. Nie chciał w ogóle z nim rozmawiać. Potrzebuje pomocy czy nie, Harry miał lepsze rzeczy do roboty. Udowodni, że wróg pozostaje wrogiem.
Draco obudziło uderzające gorąco i pot. Uchylił powieki mrugając i pocierając rękami twarz. A wcześniej było tak przyjemnie przy kominku. Wstał z kanapy i rozglądnął się. Nagle przypomniał sobie po co tu przyszedł. Sprawdził zegarek, a serce mu zabiło szybciej. Przespał wszystkie lekcje. Westchnął. Na szczęście Ślizgoni byli przykładnymi uczniami, więc spisanie nie było problemem. Skierował się w stronę stołu i zabrał książki. Kiedy, był już przy drzwiach, zatrzymał się w pół kroku. Przypomniał sobie wczorajszy wieczór. Był pewien, że zabrał dziennik ze sobą jak zawsze, ale rano nie było go w dormitorium. Zaczął się rozglądać po pokoju, prawdopodobnie w pośpiechu go gdzieś sprzątnął. Zajrzał na półki, pod łóżko i do szuflad - nic. Niepokój rozlał się po jego żołądku. Jeśli ktokolwiek go zabrał i przeczytał, Draco był skończony, mógł nawet wylecieć ze szkoły. Jak mógł wpaść na tak głupi pomysł? Nic ostatnio nie idzie po jego myśli. Zacisnął pięści z bezsilności, a łzy mimowolnie zaczęły napływać mu do oczu. Wytarł je ze złością. Nagle go olśniło. Jedyną osobą, o której widział, że zauważyła dziennik, był Potter. Dlatego się tak ostatnio wokół niego kręcił. Jak mógł być tak głupi i go nie przejrzeć? Tylko tego jeszcze kurwa brakowało. Ten okropny, wścibski dupek pożałuje, że tak go wykorzystał. Draco nie panował nad sobą. Wybiegł z pokoju prosto w stronę wieży Gryffindoru.
CZYTASZ
The Potion
Fanfiction~~~ - Dlaczego akurat ja? - jasnowłosy ślizgon stał, na przeciwko lustra, wpatrując się w swoje odbicie. Nie wiedział już, kim jest. Podkrążone, czerwone od płaczu oczy, straciły swój dawny błysk. Zatracony w swych myślach, zapomniał o spotkaniu. O...