- Pan Kim odzyskał już przytomność. Jego organizm jest odwodniony, ale podajemy kroplówki i jutro po południu powinien być gotów opuścić szpital - zadeklarował mężczyzna w białym kitlu. Uśmiechnął się do nich promiennie, powiedział iż RM oczekuje na nich, po czym odszedł w tylko sobie znanym kierunku.
Menadżer kiwnął głową do obu mężczyzn, wszyscy zgodnie stwierdzili, że to najpierw on powinien porozmawiać z leżącym za drzwiami chłopakiem. Młodszy z dwójki usiadł po ścianą na ustawionych krzesłach, utkwił wzrok w starszym, nie do końca wiedząc co powiedzieć. Zdawał sobie sprawę, że w środku głowy jego przyjaciela toczy się wojna. Znał go wystarczająco długo, żeby zdawać sobie sprawę z całej tej sytuacji.
Ale co tak naprawdę stało się z Jinem? Co działo się w jego głowie? Co tak bardzo go zdenerwowało, zmartwiło? Poczucie, że nie podołał sytuacji i nie był wstanie wystarczająco dobrze zając się swoim liderem, czy może chodziło jedynie o zwykłą przyjacielską troskę? Bo przecież byli przyjaciółmi, doskonale się rozumieli, lubili spędzać czas razem. Czasem zachowywali się jak stare dobre małżeństwo, ale byli przecież przyjaciółmi. Martwili się o siebie jak bracia, może i nawet bardziej?
Stojący brunet przykucnął przy ścianie, utkwił wzrok w ścianie. Czuł jak poliki zaczynają go piec, a jego ciałem wstrząsa fala złości. Czuł się źle, nie wiedział do końca czemu, jego emocje zaczęły mieszać się między sobą tworząc jedną wielką kulkę, której nawet on nie był wstanie zrozumieć. Czuł obowiązek pilnować Joona, być blisko jego i cieszyć się razem z nim, płakać, przeżywać to wszystko właśnie z nim i z nikim innym. Ale z drugiej strony, nie mógł odpędzić od siebie myśli, że chłopak go nie potrzebuje, jest przecież dorosły i potrafi podejmować własne decyzje.
Jin jest pewien jednego, dopóki on nie powie mu jasno, że ma dać sobie z tym spokój, on nie odpuści i mimo wszystko, nie da mu się stać wrakiem człowieka. Zrobi wszystko, aby on był szczęśliwy. Z względu na więź ich łączącą, więź przyjaźni, a nawet jeśli coś między nimi zepsuje się, Kim zostanie, z czystego człowieczego odruchu.
Nie minęło nawet trzydzieści minut, a drzwi jednej z szpitalnych sal otworzyły się. Zza progu wyszedł menadżer, kiwnął porozumiewawczo do starszego i zajął miejsce obok Hoseoka, który zaczął żuć gumę. Harmider w głowie bruneta nagle jakby ustał, wziął głęboki oddech i niepewnie wszedł do środka, nie miał pojęcia co ma zamiar powiedzieć, co powinien powiedzieć. Wytknąć mu wszystko od razu, czy może wykazać odrobinę współczucia, ale nadal stanowczo wytłumaczyć mu, że jego idiotyzm doprowadził do tej sytuacji. Jeszcze zanim znalazł się w jednym pomieszczeniu z chłopakiem, zdawał się być pewny tego, iż na miejscu powinien go skrzyczeć. Jednak teraz, gdy wpatruje się w jego hipnotyzujące oczy, czuje jak jego serce mięknie i nie jest wstanie unieść głosu chociażby o jeden ton w górę.
- Cześć - przywitał się leżący.
- Jak się czujesz? - spytał ignorując zupełnie maniery. Musiał upewnić się, że z nim wszystko jest w porządku, inaczej nie będzie wstanie chociażby ustać w miejscu.
- Lepiej - odparł. Między nimi zapanowała cisza. Niezręczne milczenie przerywały jedynie głosy z zewnątrz, SeokJin błądził spojrzeniem po sali, nie do końca pewien jak powinien się zachować, co powiedzieć. NamJoon za to wlepił wzrok z wiotką sylwetkę bruneta, która wydawała się teraz bardzo interesująca. Przeczesywał wzrokiem każdy minimetr jego ciała, od idealnych nóg, które zakrył dresami, aż po powykrzywiane palce, które w tej jakże absurdalnej chwili sprawiały wrażenie idealnych. Zatrzymał się za chwilę na jego biodrach, lekkie wcięcie w tali dawało mu masę uroku, wcale jednak nie ujmowało mu to ani krztyny męskości.
- Dlaczego mnie nie posłuchałeś? - szepnął nagle starszy. Przeniósł oczy na twarz Kim'a, jego smutne tęczówki badały jego oblicze, czuł jak wdzierają się do jego wnętrza, mając jego duszę do swojej dyspozycji.
- Przepraszam Jin...
- Dlaczego? - powiedział już głośniej, wyraźniej.
- Nie wiem sam, po prostu... Tak jakoś... - zaczął się gubić w własnych słowach. Mówił prawdę, nie wiedział sam dlaczego nie posłuchał przyjaciela. Jin westchnął.
- NamJoon - odezwał się po chwili, ponownie przerywając milczenie unoszące się po sali. - Obiecaj, że już nigdy nie zlekceważysz moich słów. Nigdy - wręcz rozkazał. Spoglądał na niego pewnie, miał na twarzy wypisaną stanowczość.
- Ale...
- Obiecaj.
- Obiecuje - spuścił głowę. Wiedział doskonale, że nie będzie mu dane tej obietnicy dotrzymać, ale czuł, że nie może zawieść go po raz drugi. SeokJin nie odpowiedział nic, uśmiechnął się jedynie półprzytomnie i opuścił salę, zostawił Kima samego, dając mu czas na myślenie. Nie mógł dużej znieść widoku jego zmęczonej twarzy, która nawet teraz wydawała się być dla niego idealna. Zamknął za sobą drzwi, spojrzał porozumiewawczo na Junga i razem wstali opuszczając szpital, przyjadą tam dopiero po południu. Teraz powinni odpocząć, oni i NamJoon, który bił się z myślami.
________
Witajcie ludzie!
Następna część w równo za tydzień, chyba że ktoś zapomni dodać XD
Miłego dnia!